Poskromienie Brukseli. Pisze Konrad Szymański, europoseł PiS

Próby budowania w pośpiechu europejskiego demosu, który rzekomo szarpnie cuglami unijnej polityki i uwolni jej ukryte energie, są groźną, czysto rewolucyjną mrzonką – ostrzega europoseł PiS

Publikacja: 17.01.2013 18:18

Konrad Szymański

Konrad Szymański

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz Rafał Guz

Red

Kolejny głos w dyskusji wywołanej opublikowanym w "Rzeczpospolitej" wywiadem z Leszkiem Balcerowiczem

Aby zrozumieć naturę kryzysu europejskiego i dobrze przygotować się na jego przełamanie, trzeba wyjść poza tani agitacyjny język, który dziś zatruwa powietrze w wielu państwach członkowskich, w tym w Polsce.

Państwa UE zadłużały się ponad miarę swoich możliwości spłaty długu, obsługi swoich obligacji. Presję na budżety wzmocniły zmiany demograficzne, które przyspieszyły zmianę proporcji między tymi, którzy płacą podatki, a tymi, którzy z nich żyją. Mechanizm zasypywania tej dziury – podnoszenie efektywności pracy – przestał działać na skutek utraty konkurencyjności.

Objawy choroby byłyby widoczne o wiele wcześniej, gdyby nie wspólna waluta, której reputacja istotnie opóźniła moment, gdy rynek przestał wierzyć w możliwości obsługi dalszego zadłużania się przez Grecję, Portugalię czy Hiszpanię. Oprocentowanie obligacji zaczęło rosnąć, a błędne koło – się domykać.

Wesoła gromadka

Wesoła gromadka polityków w Brukseli uznała, że te banalne problemy można rozwiązać przy pomocy ulubionej operacji, ćwiczonej od lat. – Więcej Europy! – zawołali, nie kryjąc satysfakcji, że państwa w kryzysie mają ograniczone możliwości protestowania przeciwko terapii, która dla wielu miała charakter terminalny.

Ale stało się coś nieoczekiwanego. Kraje dotąd nienagannie proeuropejskie – Niemcy, Luksemburg, Austria, Finlandia czy Szwecja – uznały, że zanim zakrzykniemy razem, warto spytać, co tak naprawdę oznacza owo „Więcej Europy!”. Okazało się, że oznacza transfer bilionów euro w postaci pożyczek, programów ratunkowych, wspólnych obligacji oraz funduszy europejskich do krajów o nadmiernym zadłużeniu. I tu nastąpił najpierw ostrożny, a następnie całkiem otwarty zwrot akcji.

Do tej pory integracja była ochoczo finansowana przez państwa Północy, jak się okazało bez żadnych gwarancji, ponieważ – szczególnie w polityce niemieckiej – żywe było przekonanie, że proces integracji i transfery pieniędzy spowodują dobrowolną zmianę polityczną na rzecz budowy europejskiego projektu politycznego. Postępowano więc według zasady: „najpierw pieniądze, następnie zmiany traktatów i transfer kompetencji”.

Dziś w stolicach wszystkich wymienionych państw następuje zmiana paradygmatu. Szczególnie w Niemczech wyraźnie widać, że nową zasadą będzie: „Najpierw gwarancje, transfer kompetencji, a potem pieniądze”. Tę zmianę przypieczętuje wynik jesiennych wyborów w Niemczech. Podwaliny pod to położył już Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe – wygodne narzędzie tej w istocie eurosceptycznej zmiany, które na dodatek pozwala niemieckim politykom nie ponosić za to kosztów wizerunkowych.

Polityka kompleksów

Polska jest modelowym przykładem sukcesu tego starego schematu. Transfery bezpośrednie z Brukseli wyłączyły refleksję rządu nad pożądanym kształtem relacji Warszawy z Brukselą. Refleksji, która jeszcze 10 lat temu była obecna także wśród polityków PO. Powolne osuwanie się obozu rządowego w ten europejski oportunizm powoduje, że Warszawa jest dziś jedyną dużą stolicą w Europie, gdzie zawołanie „Więcej Europy!” cieszy się poważnym uznaniem.

Ta redukcja polskiej polityki sięga nawet głębiej. Zamiast stawiać pytania o bezpieczeństwo i dobrobyt, politycy coraz częściej łamią sobie głowę, przy jakim stole usiądziemy, której klasy wagonem pojedziemy, w którym kręgu czy w jakiej unijnej „prędkości” się znajdziemy. Ta retoryka jest próbą wyzyskania do ostatniej kropli polskiego kompleksu; jest budowaniem polityki na polskich statusowych obawach.

Stoi za nią bezrefleksyjne i bezwarunkowe poparcie dla każdej wersji integracji – jak najszybciej, jak najgłębiej, po same uszy. Byłbym spokojniejszy, gdyby chodziło tylko o retorykę. Kłopot polega na tym, że ta retoryka jest w Polsce treścią polityki, która zakłada przekazanie każdej kompetencji budżetowej, fiskalnej, socjalnej, gospodarczej czy monetarnej w imię mglistego celu politycznego, ledwie zarysowanego na kawiarnianej serwetce w Brukseli. Wbrew faktom i rachubom.

Kraje zachowujące dziś wyższy wzrost PKB, lepsze wskaźniki konkurencyjności, to często kraje spoza strefy euro. W żadnym z tych krajów – Danii, Szwecji czy tym bardziej Wielkiej Brytanii – nie ma cienia dyskusji o statusie przy stole czy w wagonie. Ubocznym skutkiem tej retoryki jest wypłukiwanie z Polaków cennego powojennego realizmu, który wciąż podpowiada, że za swój dobrobyt i bezpieczeństwo jesteśmy zasadniczo odpowiedzialni sami – swoją pracą i zręcznością. Redukcja polityki europejskiej do wesołego „Więcej Europy!” ma w sobie urok i finezję cepa.

Stara dobra demokracja

Niedawno Jarosław Makowski

z jednej strony ostrzegał, a z drugiej usprawiedliwiał gniew, jaki ma zjednoczyć Europejczyków przeciwko integracji, która rzekomo została skolonizowana przez „wszechmocny rynek” („Rz” z 7 stycznia 2013). To wątpliwa teza, biorąc pod uwagę fakt, że to prawo Unii Europejskiej jest odpowiedzialne za ok. 30 proc. nadmiernej regulacji, która jest głównym powodem utraty konkurencyjności przez gospodarki krajów UE.

Leszek Jażdżewski z kolei

, obawiając się ochlokracji sprawowanej przez „oburzonych”, nawołuje do umocnienia technokratycznego jądra UE przed tym rozwydrzonym, niedojrzałym tłumem („Rz” z 16 stycznia 2013). Obaj oczekują wyraźnie ucieczki do przodu w postaci „innej, lepszej Europy”.

Zasadnicze powody kryzysów europejskich leżą w państwach członkowskich UE. Także odpowiedź na kryzys w Europie leży zasadniczo poza UE. Rozwiązaniem nie jest ani ochlokracja, ani technokracja. Rozwiązaniem jest stara dobra demokracja, niezredukowana do norm uczestnictwa w wyborach, dziejąca się w realnych, a nie wyobrażonych wspólnotach politycznych. Te wspólnoty dziś to państwa narodowe, gdzie się musi odbudować przywództwo zdolne do przeprowadzenia trudnych reform. To może potrwać – zgoda. Być może musimy sięgnąć prawdziwego dna, by na nowo pogodzić się z rzeczywistością?

Jednak próby budowania w pośpiechu europejskiego demosu, który rzekomo szarpnie cuglami europejskiej polityki i uwolni jej ukryte energie, są groźną, czysto rewolucyjną mrzonką. Z drugiej strony, żaden urzędnik z Brukseli, wyposażony w najlepsze ekspertyzy, nie zastąpi zaufania, które może się zrodzić tylko we wspólnocie, która ma przymiot długiego i bezwarunkowego trwania. Tych przymiotów nie ma Unia Europejska i dlatego nie może dziś odegrać żadnej kluczowej roli w walce z kryzysem.

Warto natomiast zadbać, by Bruksela nie szkodziła. Na marginesie strategii antykryzysowych warto postawić sprawę odchudzenia tej organizacji i wyhamowania jej apetytu na władzę.

Nie wylewać dziecka

Czynnikiem, który może przyspieszyć pozytywne zmiany, jest chwalona powszechnie konkurencja. Konkurencja może przynieść lepsze wyniki w zakresie polityki socjalnej, podatkowej czy regulacyjnej, ponieważ twardym miernikiem będą wskaźniki gospodarcze, a nie świadectwa poprawności z Brukseli. Europejczycy będą przy okazji mieli poczucie, że sami odpowiadają za ewentualne błędy, którymi dziś chętnie obarczają innych. Z tej perspektywy federalistyczne mrzonki podsuwane Unii są dziś terapią, która może ją zabić.

Jeśli chcemy, by projekt trwał, nie obciążajmy go nadmiernie. UE może wciąż odegrać pozytywną rolę, jednak musi mieć przed sobą zadania na własną miarę. Poszerzanie jej kompetencji wiąże się z nowymi odpowiedzialnościami, których unieść nie zdoła. Wtedy wylanie dziecka z kąpielą – czterech swobód wraz z regulacyjną i polityczną nadaktywnością – stanie się realną perspektywą.

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?