Kiedy idziemy do kabaretu, jesteśmy tam konfrontowani z padającymi ze sceny tekstami absurdalnymi, groteskowymi, a czasami nawet śmiesznymi. Ale wiemy, o co chodzi. To wszystko jest na niby. Dla pucu. Dla zabawy. Artyści, często poważni ludzie, obarczeni rodziną, dla zarobku się wysilają, żeby nas rozbawić, nie zapominając o nauce moralnej. Bawią, ucząc i uczą, bawiąc, a to jest możliwe dzięki umowności kabaretowego świata. Rodzina skazała gazetę A potem włączamy telewizor albo bierzemy do ręki gazetę i mamy to samo. Informacje absurdalne, wiadomości groteskowe, ale jakoś mało śmieszne. Bo to nie na niby, to naprawdę. To już nie kabaret, to nasze życie.
Nie w kabarecie, ale w życiu powziąłem – jak mówi się ostatnio w kołach wykwintnych – wiadomość o stołecznej pani sędzi Dorocie K., która przewodniczyła rozprawie przeciwko redakcji „Gazety Polskiej”, pozwanej o ochronę praw osobistych przez osobę podejrzewaną o współpracę z SB na podstawie zasobów archiwalnych IPN. Normalna, wydawałoby się, sprawa, gdyby nie to, że pani sędzia jest małżonką radcy prawnego Marka K., który był negatywnym bohaterem innego artykułu „Gazety Polskiej” – a sędzia K. odrzuciła w czasie procesu wszystkie wnioski obrony i wydała wyrok skazujący. Można powiedzieć, odegrała się za męża. W todze sędziego RP, z łańcuchem z Orłem Białym na piersi i w majestacie prawa.
Bardzo to piękny numer i bardzo doprawdy kabaretowy. Teraz, stając przed sądem, każdy człowiek rozważny powinien najpierw badać parantele rodzinne sędziego, aby się upewnić, że nie chodził na przykład do podstawówki ze szwagrem sędziego, którego pobił workiem z kapciami. Dobrze jest też poznać krąg znajomych i przyjaciół składu orzekającego, żeby się nie zdziwić surowością prawa. I tak dobrze, że nie ma u nas kary śmierci.
Erika Steinbach wpisała na listę wypędzonych Adama i Ewę. Para została wygnana z Reichu
Z informacji o procesie i jego kulisach ułożyła mi się wiadomość rzetelna i prawdziwa: rodzina K. skazała „Gazetę Polską” – a to z kolei natchnęło mnie ideą, że wrócił czas kontynuacji zabawy, jaką kiedyś już uprawiałem. Tworzenia własnego serwisu prasowego, zawierającego informacje całkiem nieprawdziwe, za to wysoce prawdopodobne. Proszę bardzo: