Tytuł nie jest pomyłką: zdaję sobie sprawę, że radykalnym krytykom minister zdrowia Ewy Kopacz nie chodzi o egzorcyzm, tylko o ekskomunikę. Ale skoro i tak okazali już tyle miłosierdzia i nie domagają się np. spalenia minister Kopacz na stosie, to mogliby w swej wyrozumiałości pójść jeszcze krok dalej i dać pani minister szansę, a dopiero jak ten sprawdzony środek wychowawczy nie osiągnie skutku – ekskomunikować.
Wzywanie do ekskomuniki jest tego typu teatralnym apelem, do którego każdy katolik ma oczywiście prawo, tak samo jak np. każdy muzułmanin ma prawo domagać się, by jakiś mułła ogłosił fatwę przeciw tym, którzy odstąpili od islamu – i w zasadzie innym nic do tego. Każdy wyznawca ma prawo wzywać Kościół, którego jest członkiem, do ekskomunikowania kogokolwiek za cokolwiek, co mu się nie podoba.
Ale już publiczne nawoływanie do anarchii i bezprawia jest sprawą wszystkich: gdy nasi radykałowie dowodzą, że prawo ustanowione demokratycznie przez państwo nie liczy się, wtedy – gdy wchodzi w konflikt z ich interpretacją dogmatów religijnych – jest to tego typu nawoływanie do bezprawia, na które każdy, bez względu na przekonania religijne, powinien jakoś zareagować. A już zwłaszcza taka reakcja jest potrzebna, gdy próbuje się zastraszyć ministra czy innego urzędnika państwowego, który ma obowiązek, powtarzam obowiązek, a nie dyskrecjonalne uprawnienie, doprowadzić do realizacji uprawnień przysługujących obywatelom.
Jak napisał niedawno w „Gazecie Polskiej” Tomasz P. Terlikowski, „… nawet gdy pełni się funkcję urzędnika państwowego – działać trzeba w zgodzie z nauczaniem katolickim i sumieniem, a nie z suchymi zapisami prawa” (25 czerwca 2008, str. 29) – i tym zdaniem wpisał się w historyczny korowód wszelkich rewolucjonistów, moralnych czy jakichkolwiek innych, wyrażających pogardę dla „suchych zapisów prawa” i stawiających ponad te zapisy sumienie, nauczanie katolickie, rewolucyjną wolę mas, ludowe poczucie sprawiedliwości, intuicję moralną itp.
To, co wszakże wyróżnia Pana Terlikowskiego na tle innych krytyków „suchych zapisów prawa”, to fakt, że swe lekceważenie dla demokratycznie stanowionego prawa nie tylko chce wyrażać we własnym, prywatnym działaniu (co może robić na własny rachunek, ze wszystkimi konsekwencjami łamania prawa), ale także rekomenduje ministrowi jako właściwą maksymę działania urzędowego.