Nie rozumiem, jak można o czymś takim zapomnieć. Rzeczywiście mieszkał i miał stałą posadę we Wrocławiu, a do PTŻ – jak sam przyznaje – „wpadał co jakiś czas, by na zlecenie grać w języku jidysz”. Nie wspomina tylko, że czynił to, gdy zbliżał się jakiś wyjazd teatru za granicę, ażeby go odpowiednio obsadzono i zabrano.
W teatrze tym, gdzie pracowałem od 1959 do 1967 roku, wszyscyśmy wiedzieli, że przysyłano go „na zlecenie”, ażeby nad nami czuwał – zwłaszcza za granicą. Był bardzo czujny. Zrugał mnie raz w garderobie, gdy powołałem się na wiadomość z Radia Wolna Europa. Podczas występów w Nowym Jorku jesienią 1967 roku doszło między nami do dyskusji w recepcji hotelu, podczas której wyraziłem się ironicznie o towarzyszu Gomułce.Towarzysz Szurmiej jako sekretarz partii zażądał od dyrektor Idy Kamińskiej, żeby zwołała zebranie zespołu. Jeśli Ida Kamińska kogoś z nas przywoływała do porządku, to czyniła to na osobności, w cztery oczy, a nie wobec całego zespołu. To po prostu nie było w jej stylu ani nie leżało w jej naturze (i było sprzeczne z żydowską etyką), lecz Szurmiej postawił ją w sytuacji bez wyjścia. Kazała mi przyrzec, że to się więcej nie powtórzy. Przyrzekłem, lecz towarzyszowi Szurmiejowi to nie wystarczyło i zapowiedział, że „my jeszcze wrócimy do tej sprawy w Warszawie”. I pewno by do niej wrócił, tylko że ja już nie wróciłem. Nic dziwnego, że to on został dyrektorem Teatru Żydowskiego po wydarzeniach marcowych.
Za komuny ojciec Szymona Szurmieja nie „pochodził z biednej kresowej szlachty” i nie „zrusyfikował się”, lecz był zwykłym wołyńskim Ukraińcem. Szymona nie nazywano „mamzel”, tylko „mamzer” (nigdy nie znał naprawdę jidysz), i nie dlatego, że pochodził z mieszanej rodziny, lecz dlatego, że tym słowem określa się pewien charakter człowieka. Nigdy też nie słyszeliśmy, żeby był w jakimś „łagrze” czy nawet na zwykłym zesłaniu – to stanowczo nie to samo – choć za Gomułki nikt takich przeżyć nie ukrywał.
Paniczna ewakuacja do Azji Środkowej wobec niemieckiej inwazji latem 1941 roku to też było zupełnie co innego (ludzie siłą wpychali się do pociągów, błagali, żeby ich zabrano). Szurmiej informuje, że „po łagrze zdecydował się zgłosić do dającej nadzieję na wolność armii Andersa”, ale zrezygnował, bo oficer dał mu w twarz (aż krew poleciała), gdy nie mógł się zdecydować, czy jest Polakiem czy Żydem.
Otóż Szurmiej nie mógł służyć u Andersa ani w żadnym innym wojsku z powodu anatomicznej wady, którą w garderobie wyraźnie widać. Jednakże świetnie strzelał do ruchomego celu i wygrywał każdą butelkę wina na płatnej strzelnicy. Byłem przy tym, jak właściciel strzelnicy na promenadzie w Międzyzdrojach błagał go, żeby przestał strzelać, bo go zrujnuje. Nigdy nie opowiadał, gdzie się nauczył tak strzelać.No i oczywiście mocno przesadzone jest jego twierdzenie, że „nie ma polskiej kultury bez Żydów” ani „kultury żydowskiej bez Polski”.