[b][link=http://blog.rp.pl/rybinski/2008/11/30/polityk-prymitywista/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Początkowo miałem zamiar nazwać pana wicemarszałka Sejmu Stefana Niesiołowskiego Władysławem Machejkiem III Rzeczypospolitej. Taki mam odruch. Kiedy słyszę albo czytam określenie "mocodawcy", od razu kojarzy mi się z Machejkiem.
Machejek, pisarz partyjny i redaktor naczelny krakowskiego "Życia Literackiego", miał taki światopogląd – każdy, kto odchylał się od jedynie słusznej linii i miał odmienne poglądy, szedł na pasku swoich mocodawców. Kiedyś nawet napisałem do niego w tej sprawie list, zwracając mu uwagę, że do jego artykułu zakradł się przykry błąd korektorski. W zdaniu "a potem Światło uciekł do swoich mocodawców" powinno być napisane "od swoich mocodawców". Nie poprawił.
Ale porównanie, przy całym podobieństwie także stylistyki, byłoby krzywdzące. Dla Machejka, który miał dziwne przebłyski przytomności. Jak wtedy, kiedy złożył w imieniu ZLP kwiaty w Katyniu, a potem rugany przez Gomułkę zapytał z głupia frant: "Towarzyszu Wiesławie, to nie Niemcy?". Albo kiedy na pytanie reżysera w czasie premiery jakiegoś sowieckiego produkcyjniaka w Teatrze im. Słowackiego, jak mu się podoba sztuka, odparł: "No, świetna, znakomita, tylko jakaś taka, wiecie, ch...".
[srodtytul]W polskiej pustyni i w puszczy[/srodtytul]