[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2008/12/29/grzegorz-majchrzak-kiszczak-odgrzewa-kotleta/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]
Opublikowane w poniedziałek przez "Gazetę Wyborczą" oświadczenie byłego ministra spraw wewnętrznych (szumnie reklamowane [link=http://wyborcza.pl/1,76842,6103306,Kiszczak_ujawnia_metody_SB.html" "target=_blank]"Kiszczak ujawnia metody SB")[/link] jakoby Czesław Kiszczak polecił swym podwładnym "zapisywać informacje z podsłuchów jako doniesienia od agentów" jest zwykłym odgrzewaniem kotleta. Jest to kolejna próba przekonania nas, że akta byłej Służby Bezpieczeństwa, przynajmniej w odniesieniu do agentury, są niewiarygodne.
[srodtytul]To zajmie więcej czasu [/srodtytul]
Rzeczywiście są to materiały szczególne (charakteru policyjnego), do których trzeba podchodzić ostrożnie i – w miarę możliwości – starać się zweryfikować zawarte w nich informacje. Tym niemniej zaproponowany przez Kiszczaka sposób jest kuriozalny – informacje o czyjejś współpracy mieliby w praktyce weryfikować sami esbecy! A jak wykazuje praktyka, ci w zdecydowanej większości bronią swych agentów.
Teraz ich przełożony wręcz otworzył nad nimi parasol ochronny. Będą znowu mogli bezkarnie kłamać przed sądami. Skoro realizować mieli jego wytyczne, nie można ich będzie oskarżyć o to, iż fałszowali akta. Ale Kiszczak wyciągnął dłoń również, a właściwie przede wszystkim, do dziesiątek tysięcy agentów pozyskanych przez SB do współpracy za jego kadencji.