Przekonywano nas, zgodnie z logiką, że najlepszą obroną jest atak, iż to nie tyle zderegulowany kapitalizm jest odpowiedzialny za globalny krach finansowy, ile socjalizm, który – o czym każde dziecko przecież wie – panoszy się wciąż na Wall Street. I w końcu wyznawcy religii zwanej neoliberalizmem widząc, że jednak tracą grunt pod nogami, uciekli się do sprawdzonej metody zastraszania biednych ludzi. Skoro rzeczywistość działa na naszą niekorzyść, pomyśleli, to spróbujmy przestraszyć obywateli tak, by raz jeszcze uznali nas za swoich zbawicieli.
Kto zatem zagraża nam wszystkim – od menedżera korporacji poczynając, a na szeregowym pracowniku kończąc? Otóż, jeśli odrzucimy kapitalizm, to do naszych drzwi już puka socjalizm, który odbierze nam to wszystko, co dziś tak bardzo kochamy, a za co powinniśmy – gdy taki moment nadejdzie, a dziś taka chwila właśnie nadeszła – oddać życie. Bohaterscy zwolennicy neoliberalnej ideologii nie wahają się więc zakrzyknąć: albo kapitalizm, albo śmierć.
Na pierwszy rzut oka – mimo rozpaczliwej apologii neoliberalnych wyznawców – można odnieść wrażenie, że globalny kapitalizm, który uwolnił się z wszelakich spowijających go pęt i regulacji, poniósł w końcu za swą pychę zasłużoną karę. Nie ma dziś ani poważnego polityka, ani tym bardziej ekonomisty, który nie wieszałby psów na radykalnie wyemancypowanym rynku. Co więcej, wszyscy są też zgodni, że i rynki, i banki należy poddać ścisłej kontroli, a w skrajnych przypadkach nawet je znacjonalizować. Można rzec: uczymy się w końcu na własnych błędach.
[srodtytul]Rekiny łapią oddech[/srodtytul]
Jednak pod tą retoryczną zasłoną dymną obserwujemy zgoła coś przeciwnego: obecny kryzys finansowy nie tylko że nie grzebie neoliberalnych dogmatów i kapitalistycznej, dzikiej praktyki, ale także sprawia, że przepoczwarza się on w coś dużo gorszego – w, nazwijmy go tu roboczo, postkapitalizm. Przedrostek „post” w słowie „postkapitalizm” nie mówi jednak o zwykłym następstwie czasowym; skończył się kapitalizm zderegulowany, a teraz nałożymy mu kaganiec regulacji, który uchroni nas przed spekulacjami i przyszłymi kryzysami. „Post” zapowiada, że do lamusa zostają odesłane pewne fundamenty dotychczasowego myślenia i działania związane z klasycznym kapitalizmem: odpowiedzialność, umiar, oszczędność, ponoszenie konsekwencji za złe inwestycje...
Na naszych oczach rodzi się system, o którym neoliberałowie tak naprawdę zawsze marzyli, ba, śnili o nim po nocach – system, w którym znika jakakolwiek odpowiedzialność za podejmowane decyzje. To niemożliwe? A więc podaję kilka nowych przykazań postkapitalizmu bijących po oczach zwykłego zjadacza chleba, jakie zrodziły się w wyniku obecnego kryzysu przede wszystkim w Ameryce (co nie nie znaczy, że ominą Europę).