Polska nie ma szczęścia do ministrów sprawiedliwości. Byli nimi już i politycy, i adwokaci, i prokuratorzy, i radcy prawni. Żaden nie zapisał się jednak jako skuteczny reformator. Ostatnie zmiany w tym resorcie nie rokują zmiany tego stanu rzeczy.
[srodtytul]Niezbyt zręczny[/srodtytul]
Wysoko oceniam kwalifikacje prof. Zbigniewa Ćwiąkalskiego. Jako minister podjął szereg działań porządkujących funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości. Jego wypowiedzi tuż po „samobójstwie” Roberta Pazika, w których twierdził, jakoby nic się nie stało, uważam zaś za wysoce niefortunne. Minister odpowiada bowiem politycznie za sytuację w swoim resorcie.
Czy to jednak wystarczający powód do dymisji znakomitego fachowca i sprawnego menedżera? Przecież za czasów Zbigniewa Ziobry doszło do samobójstw dwóch ważnych osób, a nikt nie mówił o odejściu ministra. Standardy demokratyczne byłyby zachowane również wówczas, gdyby zdymisjonowano szefa więziennictwa lub odpowiedniego wiceministra, a nie samego Ćwiąkalskiego. Wydaje się więc, że reakcja premiera Tuska była przesadna.
Andrzej Czuma to znakomity człowiek o pięknym, podręcznikowym wręcz życiorysie. Nie ma on jednak żadnego doświadczenia w wymiarze sprawiedliwości, chyba że liczyć to z czasów PRL, gdy był prześladowany przez ówczesny aparat represji. W swojej działalności publicznej nie przejawiał też szczególnego zainteresowania problematyką, z którą przyjdzie mu się teraz zmierzyć.