Moje gusta są moimi gustami i tyle

Rozumiem, że są wśród nas tacy, którzy uważają swój gust za obowiązujący całą ludzkość, ale ja do takich ludzi nie należę – twierdzi znany pisarz Stefan Chwin

Aktualizacja: 17.03.2009 07:33 Publikacja: 17.03.2009 00:33

Stefan Chwin

Stefan Chwin

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Red

Maciej Rybiński w felietonie z 9 marca 2009 napisał, że uznałem „linię kosmetyków z ludzkiego tłuszczu”, wyprodukowaną niedawno przez panią Alinę Żemojdzin, studentkę z Gdańska, za „ekscentryczną przygodę sztuki współczesnej”.

Być może wyraziłem się w tej sprawie nie dość jasno, pragnę więc wyjaśnić, że sporządzanie kosmetyków z ludzkiego tłuszczu wydaje mi się zajęciem dość nieestetycznym i do głowy by mi nie przyszło ten rodzaj „działalności kreatywnej” uznawać za sztukę. W tym punkcie jestem, niestety, staromodny.

Ale to, że ja ten rodzaj „działalności kreatywnej” uważam za zajęcie dość odległe od tego, co uważam za sztukę, nie znaczy wcale, że pochwalam sekowanie kogoś, kto się oddaje takim „instalacjom”. Niech się ludzie bawią, jak chcą, byle nie naruszali obowiązującego prawa. Takie jest mniej więcej moje stanowisko w tej sprawie. A o ile wiem, pani Żemojdzin żadnego prawa nie naruszyła, żadna więc zbrodnia nie stoi za jej „dziełem”.

[srodtytul]Bzik na punkcie odchudzania[/srodtytul]

Fatalny tłuszcz ludzki, z którego ona wytworzyła swoją „linię”, nie został nikomu odebrany drogą zbrodniczej przemocy w wyniku stosowania komór gazowych á la nikczemny profesor Spanner, tylko został komuś najzupełniej dobrowolnie, a nawet radośnie, odessany z ubolewania godnych zwałów na brzuchu. Odsysanie trudno z pewnością uznać za widok zachwycający, ale niewykluczone, że mógłby to być brzuch męski jakiegoś dziennikarza w wieku lat około 50 – 60, który to dziennikarz – jak zresztą wielu z nas – z brzuchem swoim ma niewątpliwy problem egzystencjalny i chętnie by sobie brzuch odessał, tylko na razie jeszcze się waha.

Pani Żemojdzin miała więc jak najbardziej szlachetne intencje, choć sposób, w jaki je wyraziła, można uznać – jak myślę – za dość trudny do zniesienia. Sporządzając swoją niezapomnianą linię kosmetyków z dobrowolnie odessanej substancji, zakpiła sobie dość mocno, a nawet dotkliwie, z naszego bzika na punkcie odchudzania, który to bzik – sam Maciej Rybiński jako znawca współczesności przyzna to z pewnością – jest w naszej cywilizacji bzikiem najzupełniej realnym i jeszcze na dodatek horrendalnie opłacalnym, bo robią na nim grube miliardy tysiące przedsiębiorców od odsysania.

Otóż moim zdaniem, jeśli coś nie narusza prawa, to jest w demokracji, niestety, dozwolone i należy przyjąć z bólem serca albo ze szczerą radością do wiadomości, że jest dozwolone. Taka to już jest ta nasza przeklęta, okropna, podła, wredna, głupia, skretyniała, zidiociała, liberalno-zgniła, zdegenerowana, relatywistyczno-antyreligijna, lewicowo-prawicowa, aborcyjno-eutanazyjna, paskudna demokracja, której ojcami założycielami byli George Washington oraz amerykański generał Kościuszko, po których to ojcach założycielach musimy teraz pić to piwo.

Warunkiem naszej wolności jest to, że wyrozumiale pozwalamy, by inni „niewłaściwie” korzystali z wolności. W państwie, w którym wszyscy korzystaliby z wolności wzorowo, rozumnie, prawdziwie artystycznie i bez żadnych zastrzeżeń, nie byłoby żadnej wolności. Jak ktoś tego nie rozumie, jego sprawa.

O sztuce pani Katarzyny Kozyry, o której wspomina Maciej Rybiński, myślę zresztą podobnie jak o sztuce pani Żemojdzin. Ale to, że ja mam wątpliwości co do artystycznego charakteru sławnej „Piramidy zwierząt”, nie znaczy wcale, że mam jakieś oczywiste prawo poniżać czy ośmieszać ludzi, którzy są przeciwnego zdania w tej sprawie. Moje gusta są moimi gustami i tyle.

Oczywiście rozumiem, że są wśród nas tacy, którzy uważają swój gust za obowiązujący całą ludzkość oraz wszelkie istoty zamieszkujące Drogę Mleczną, ale ja do takich ludzi nie należę. Mogę co najwyżej powiedzieć, że produkcje pań Żemojdzin i Kozyry nie zachwycają mnie. Ale do głowy by nie przyszło, żeby te panie z wysoka ośmieszać, skocznie wyszydzać, wesołkowato przydeptywać czy żądać, by im urzędowo zakazano pokazywania „instalacji” na jakichś wystawach, co się u nas, niestety, zdarza.

[srodtytul]Oni zawsze tacy sami[/srodtytul]

Wręcz przeciwnie: niech sobie ludzie oglądają do woli właśnie to, co ich wścieka. A „komisarzy od kultury”, którzy takie zakazy wydają w obłudnej trosce o „polską sztukę prawdziwą, rozumną i właściwą”, uważam po prostu za tchórzy przebranych za bojowników walczących o prawdę, rozum i piękno. Sztuce zaś polskiej – jak niektórzy wykrzykują – pomysły wyżej wymienionych pań nie zagrażają wcale, bo i tak będziemy nadal podziwiać to, co będziemy chcieli podziwiać i tego rodzaju „działalność kreatywna” żadnych „prawdziwych hierarchii” nie zburzy.

Nie wykluczam, że jakaś część ludzi uważa to, co zrobiła pani Żemojdzin, za sztukę prawdziwą. Ale i tym braciom zbłąkanym także nie mam zamiaru odbierać prawa do tego, by sobie tak myśleli. Jak komuś taka „sztuka” dostarcza intensywnych przeżyć estetyczno-filozoficzno-egzystencjalnych, niech się nią cieszy do upadłego. Nie mam nic przeciwko temu, chociaż sam wolę inne potrawy z suto zastawionego stołu sztuki. Ale od takich, którzy chcą taką „sztukę” wykończyć „w trosce o kulturę narodową i rozum Polaków”, radzę się trzymać raczej z daleka. Oni zawsze tacy sami. Czy w komunizmie, czy w kapitalizmie.

[i]Autor jest prozaikiem, eseistą, krytykiem i historykiem literatury, profesorem Uniwersytetu Gdańskiego[/i]

Maciej Rybiński w felietonie z 9 marca 2009 napisał, że uznałem „linię kosmetyków z ludzkiego tłuszczu”, wyprodukowaną niedawno przez panią Alinę Żemojdzin, studentkę z Gdańska, za „ekscentryczną przygodę sztuki współczesnej”.

Być może wyraziłem się w tej sprawie nie dość jasno, pragnę więc wyjaśnić, że sporządzanie kosmetyków z ludzkiego tłuszczu wydaje mi się zajęciem dość nieestetycznym i do głowy by mi nie przyszło ten rodzaj „działalności kreatywnej” uznawać za sztukę. W tym punkcie jestem, niestety, staromodny.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?