Los niektórych żołnierzy generała Władysława Andersa był wyjątkowo ponury. Po 1945 roku część zwycięzców spod Ankony i Monte Cassino dobrowolnie wróciła do Polski bądź została odesłana na mocy brytyjsko-sowieckiego porozumienia o repatriacji. Ci, którzy przed 17 września 1939 roku byli obywatelami ZSRR – choć w czasie wojny walczyli w polskich mundurach – zostali przejęci przez NKWD i wysłani do gułagu.
Jednym ze świadków tych wydarzeń był pochodzący z Katowic żołnierz i instruktor harcerski Jan Foyer. Po wojennych perypetiach znalazł się pod koniec wojny w armii Andersa. Stacjonował w północnych Włoszech, by w 1947 r. po rozformowaniu Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie znaleźć się w Wielkiej Brytanii. Sytuacja polskich emigrantów politycznych nie była łatwa. Wyspa dopiero się podnosiła ze zniszczeń wojennych, imperium się rozpadało, a przestawiająca się z torów wojennych gospodarka nie była w stanie wszystkim zapewnić zatrudnienia. Jednym słowem – nie witano byłych żołnierzy armii sojuszniczej z otwartymi ramionami.
Nic zatem dziwnego, że wielu Polaków myślało o powrocie do ojczyzny, nawet mimo że strony rodzinne wielu z nich znalazły się w ZSRR. Jan Foyer był w nieco lepszej sytuacji niż koledzy pochodzący z Kresów II Rzeczypospolitej. Jego mała ojczyzna znalazła się w granicach Polski, nikt z bliskiej rodziny nie zginął. A jednak mimo dojmującej tęsknoty za krajem nie zdecydował się na powrót.
[srodtytul]Łagiernicy od Andersa[/srodtytul]
Wśród emigracji osiadłej po II wojnie w Wielkiej Brytanii wiele mówiło się o żołnierzach z armii Andersa, którzy zdecydowali się wrócić do kraju i nigdy do niego nie dotarli. Mówiono, że na pełnym morzu przekazywani byli z okrętów brytyjskich na sowieckie. Widząc, co ich czeka, skakali do morza i płynęli wpław z powrotem do jednostek angielskich. Wspominano tych, którzy przepadli bez wieści lub trafili do łagrów na dalekiej północy i wschodzie Związku Radzieckiego, w tym szczególnie dużo do Workuty.