Jak odebrano władzę „towarzyszom”

20 lat temu powstała koalicja „Solidarności”, SD i ZSL, doprowadzając do upadku komunistycznego obozu władzy – kulisy przygotowań do powołania rządu Mazowieckiego rekonstruuje publicysta „Rz”

Aktualizacja: 17.08.2009 01:40 Publikacja: 17.08.2009 01:30

Zdjęcie z 17 sierpnia 1989 r. trzymających się za uniesione ręce Romana Malinowskiego (ZSL), Lecha W

Zdjęcie z 17 sierpnia 1989 r. trzymających się za uniesione ręce Romana Malinowskiego (ZSL), Lecha Wałęsy i Jerzego Jóżwiaka (SD) stało się symbolem zmiany, jaka wkrótce miala nadejść

Foto: ADM

Inicjatywa wyszła od „Solidarności”, a pierwszym partnerem w rozmowach stało się Stronnictwo Demokratyczne. Obecna partia Pawła Piskorskiego i Andrzeja Olechowskiego liczyła wówczas ponad 100 tysięcy członków. Owo peerelowskie ugrupowanie skupiało głównie rzemiosło i inteligencję. W latach 1980 – 1981 podjęło próbę usamodzielnienia się, a bardzo wielu jego członków należało lub wręcz działało w „Solidarności”. – W terenie dominowały nastroje opozycyjne. Właśnie wtedy nawiązałem kontakt z Lechem Wałęsą i przekonywałem go, by „Solidarność” próbowała pozyskać SD do współpracy – wspomina Tadeusz Bień, w Sejmie kontraktowym przewodniczący Klubu Poselskiego Stronnictwa.

Ale później był stan wojenny (grupa posłów SD głosowała przeciwko ustawie o stanie wojennym, za co stanęła przed sądem partyjnym) i przez kilka lat o żadnej współpracy nie mogło być mowy.

[srodtytul]Najsłabsze ogniwo[/srodtytul]

Podwaliny pod powstanie nowej koalicji dał Okrągły Stół. – Prezentowaliśmy tam poglądy całkowicie odmienne od tych przedstawianych przez PZPR i ZSL – opowiada Krzysztof Kotlarek, wówczas działacz SD, reprezentujący Stronnictwo w podstoliku polityczno-ustrojowym. – Zresztą już w 1981 r. mówiliśmy, że w Sejmie większość powinna mieć nie sama PZPR, ale koalicja PZPR – ZSL – SD, a powtórzył to oficjalnie w marcu 1988 r. ówczesny szef stronnictwa Tadeusz Witold Młyńczak – dodaje.

I podkreśla, że uczestnicy Okrągłego Stołu, na przykład Jacek Kuroń i Karol Modzelewski, „ciepło odbierali SD”. – Byliśmy traktowani jako najsłabsze ogniwo opozycji. Było oczywiste, że SD nigdy nie oparłoby się pokusie opuszczenia PZPR – mówił. Jego zdaniem „Solidarność” była zainteresowana pomysłami Stronnictwa na okres przejściowy od rządów komunistycznych do demokracji.

– Ja nawiązałem pierwszy kontakt z „Solidarnością” – opowiada Tadeusz Rymszewicz, ówczesny wiceprzewodniczący SD. – Był to w jakimś sensie dalszy ciąg rozmów z Lechem Wałęsą jeszcze z lat 1980 – 1981. Znałem Piotra Nowinę-Konopkę, mieszkaliśmy na jednej ulicy i kończyliśmy tę samą uczelnię. Po spotkaniu Lech Wałęsa przysłał nam pismo informujące, że desygnował do współpracy z nami Lecha Kaczyńskiego – dodaje.

[srodtytul]Kiedy? Dziś[/srodtytul]

Przyszły wybory do Sejmu kontraktowego, będące klęską PZPR i jej sojuszników („Solidarność” obsadziła wszystkie 161 przeznaczonych do wolnych wyborów miejsc w Sejmie, a także 99 ze 100 mandatów senatorskich). W Klubie Poselskim SD znaleźli się posłowie, którzy nie byli wystawieni przez Stronnictwo, ale niejako w opozycji do oficjalnych kandydatów – a popierani przez „Solidarność” (umożliwiała to ordynacja wyborcza). Narastał też ferment wśród szeregowych członków tej partii, chcących jak najszybszych zmian.

2 sierpnia misję tworzenia nowego rządu formalnie otrzymał Czesław Kiszczak, szef MSW i członek Biura Politycznego KC PZPR. Choć to on ze strony władz organizował spotkanie Okrągłego Stołu, ludzie „Solidarności” doskonale pamiętali jego działalność w okresie stanu wojennego i wcześniejszą. Był to kandydat nie do przyjęcia. W „Solidarności” narodził się pomysł odebrania władzy „towarzyszom”. Kto był pomysłodawcą wyciągnięcia obu stronnictw z koalicji? Uczestnicy tamtych wydarzeń wskazują na Lecha i Jarosława Kaczyńskich, choć niewykluczone, że miał w tym swój bezpośredni udział również Wałęsa.

[wyimek]Rozmowy z „Solidarnością” chciał storpedować szef SD Jerzy Jóźwiak. Ale gdy koledzy ze Stronnictwa zapytali go, czy jest agentem PZPR, wrócił do rozmów[/wyimek]

– Nie pamiętam, czy było to w piątek przed 2 sierpnia czy już w następnym tygodniu – mówi Andrzej Lewiński, wówczas szef wydziału organizacyjnego Centralnego Komitetu SD. – Zadzwonił Grzegorz Bielecki, wówczas kierownik wydziału organizacji społecznych „Solidarności”, i powiedział, że chciałby z nami porozmawiać Lech Kaczyński. Powiedziałem, że przyjadę do Sopotu, pytając przy tym – kiedy? Usłyszałem: dziś – mówi Lewiński.

[srodtytul]Wielu odczuwało lęk[/srodtytul]

W Sopocie do domu Lecha Kaczyńskiego przyszli obok Lewińskiego także Tadeusz Rymszewicz oraz poseł Bień. – Lech Kaczynski spytał wówczas wprost, w imieniu „Solidarności”, czy SD stworzy koalicję parlamentarną z OKP i ZSL. Po dyskusji wyraziliśmy zgodę i powiedzieliśmy, że bierzemy na siebie przekonanie władz SD do tej propozycji – podkreśla Lewiński.

– W klubie poselskim nie było żadnego oporu, widzieliśmy to jako szansę. A o ile wiem, także we władzach Stronnictwa nikt się specjalnie nie przeciwstawiał. Choć oczywiście lęk odczuwało wielu. Przewodniczący Jerzy Jóźwiak się bał, i to było widać – relacjonuje Tadeusz Dziuba, wówczas poseł SD z Poznania, jeden z tych, którzy trafili do Sejmu dzięki poparciu „Solidarności”.

Rozpoczęły się rozmowy trójstronne w siedzibie Centralnego Komitetu SD na ulicy Rutkowskiego (dziś Chmielna) w Warszawie. Formalnie rzecz biorąc, uczestniczyli w nich Jarosław Kaczyński, Tadeusz Rymszewicz, a z ZSL Bogdan Królewski. Ale Rymszewicz doprosił Bienia, był też obecny Lewiński.

– To były niełatwe rozmowy, dochodziło do dramatycznych momentów – wspomina Tadeusz Rymszewicz. A Bień opowiada, że w pewnym momencie rozmowy chciał storpedować Jóźwiak. – Spytałem go wówczas, czy jest przewodniczącym SD czy agentem PZPR – mówi Bień. Dyskusję wznowiono.

[srodtytul]Radiotelefon Wałęsy[/srodtytul]

Ale opory miała i strona solidarnościowa. – Była nawet chwila, że jadący do Warszawy Lech Wałęsa zawrócił z drogi. W końcu jednak dotarł – wspomina Rymszewicz.

Andrzej Lewiński opowiada, że prace końcowe nad wspólnym stanowiskiem trwały całą noc. – Największy spór dotyczył zapisu, że „Solidarność”, SD i ZSL podejmą działania na rzecz stworzenia koalicji i nowego rządu po ustaniu misji rządu Kiszczaka – mówi. – I właśnie dlatego Wałęsa zawrócił spod Mławy do Gdańska. Strona solidarnościowa dowodziła, że nie można mówić o „rządzie Kiszczaka”, bo go nie ma – a nawet, że zgodnie z tym zapisem rząd taki powinien powstać, a dopiero po jego upadku stworzylibyśmy nową koalicję. Zastanawiałem się, jak Wałęsa został o wszystkim poinformowany. Dowiedziałem się potem, że miał radiotelefon. Tak czy inaczej – ustąpiliśmy my, potem to samo uczynił ZSL. Wałęsa znów ruszył do Warszawy.

17 sierpnia doszło do podpisania porozumienia przez Lecha Wałęsę, Jerzego Jóźwiaka i prezesa ZSL Romana Malinowskiego. – Poprosiłem naszego członka, dyrektora Łazienek prof. Marka Kwiatkowskiego, i udostępnił nam jeden z pałacyków – wspomina Lewiński. Zdjęcie trzymających się za uniesione ręce Wałęsy, Jóźwiaka i Malinowskiego stało się symbolem zmiany, jaka wkrótce miała nadejść.

[srodtytul]Najwięcej stanowisk[/srodtytul]

A później były rozmowy w sprawie składu rządu. Tadeusz Bień wspomina, jak to spotkał przypadkiem w Gdańsku Lecha Wałęsę. – Powiedział mi, że mamy największe doświadczenie, a więc powinniśmy objąć najwięcej stanowisk. Ale tak się oczywiście nie stało – mówi. W gabinecie Tadeusza Mazowieckiego Stronnictwo otrzymało teki wicepremiera (Jan Janowski), ministra rynku wewnętrznego (Aleksander Mackiewicz) i ministra bez teki organizującego resort łączności (Jan Kucharski).

Paradoksalnie SD – partia, która przyczyniła się do zmiany ustroju Polski – sama skorzystała na tym najmniej, zapewne ze względu na to, że jej członkowie wyznawali różne poglądy polityczne i wkrótce rozeszli się do innych ugrupowań. Część stworzyła frakcję liberalno-demokratyczną i trafiła do Kongresu Liberalno-Demokratycznego, inni do partii od lewicy do prawicy, a samo Stronnictwo uległo marginalizacji. Ale to temat na inny artykuł.

Inicjatywa wyszła od „Solidarności”, a pierwszym partnerem w rozmowach stało się Stronnictwo Demokratyczne. Obecna partia Pawła Piskorskiego i Andrzeja Olechowskiego liczyła wówczas ponad 100 tysięcy członków. Owo peerelowskie ugrupowanie skupiało głównie rzemiosło i inteligencję. W latach 1980 – 1981 podjęło próbę usamodzielnienia się, a bardzo wielu jego członków należało lub wręcz działało w „Solidarności”. – W terenie dominowały nastroje opozycyjne. Właśnie wtedy nawiązałem kontakt z Lechem Wałęsą i przekonywałem go, by „Solidarność” próbowała pozyskać SD do współpracy – wspomina Tadeusz Bień, w Sejmie kontraktowym przewodniczący Klubu Poselskiego Stronnictwa.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Kto zarobi na naszym bezpieczeństwie?
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
analizy
Jędrzej Bielecki: Donald Trump czy Kamala Harris? Cywilizacyjny wybór Ameryki
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Historyczny moment dla polskiej Marynarki Wojennej – budowa okrętów przyspiesza
Opinie polityczno - społeczne
Michał Kolanko: Co w wyborach prezydenckich zrobi Razem? Trzy możliwości
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Opinie polityczno - społeczne
Joanna Ćwiek-Świdecka: Julia nie żyje. Kuratorium umywa ręce, a nauczyciele oddychają z ulgą