Winczorek: Nasza i wasza historia

Nie róbmy dramatu z tego, że obcy badacze, publicyści, politycy czy zwykli obywatele interpretują własną przeszłość tak, aby wydobyć z niej wszystko to, co najlepsze, a przysłonić to, co złe. My, Polacy, też tak nieraz postępujemy – pisze prawnik i publicysta

Aktualizacja: 09.09.2009 01:30 Publikacja: 09.09.2009 01:29

Winczorek: Nasza i wasza historia

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

W opinii wielu osób różnych narodowości podstawową dewizą prawdziwego patrioty winno być brytyjskie zawołanie: „good or wrong – my country”. Cokolwiek czyni mój kraj, pozostaje on dla mnie ojczyzną – matką.

Tej się zaś nie krytykuje, a już na pewno nie atakuje, lecz bez względu na okoliczności idzie się jej z pomocą. W szczególności przypominanie faktów, które nie pasują do korzystnego obrazu ojczystych dziejów, czy nadawanie im interpretacji, która nie byłaby dla nich przyjazna, nie mieści się zdaniem wielu w granicach zasady wyrażonej w tym zawołaniu.

Gdy więc pojawiają się tezy historyczne, których obrońcy dobrego imienia i interesów własnej ojczyzny (tak jak je pojmują) nie są w stanie zaakceptować, rodzą się między zwolennikami odmiennych spojrzeń na przeszłość silne napięcia emocjonalne, a nawet wrogość.

[srodtytul]Powszechny etnocentryzm[/srodtytul]

Wiele osób z nieufnością podchodzi do obrazu wydarzeń lub do ich interpretacji, gdy występują z nimi reprezentanci narodów, z którymi jesteśmy lub bywaliśmy w konfliktach. Prawda historyczna jakkolwiek powinna być czymś, co istnieje obiektywnie, niezależne od czyjejkolwiek woli, uznawana jest z reguły za wartość dopiero wówczas, gdy odpowiada przedstawieniu wydarzeń, na jakie my wyrażamy zgodę i jakie my przyjmujemy. To samo dotyczy racji dziejowych i uzasadnień mających usprawiedliwiać nasze albo cudze przeszłe działania. Etnocentryzm jest w takich przypadkach postawą powszechną i typową.

[wyimek]Na najwyższe uznanie zasługuje odsłanianie tego, co złe, we własnych dziejach i dokonywanie odpowiedniej moralnej kwalifikacji tych wydarzeń[/wyimek]

Gdy rozejrzymy się wokół, sytuacji tego rodzaju dostrzec możemy bardzo wiele. Tak np. przyłączenie przez Polskę Wilna wraz z okolicami jest zgoła odmiennie oceniane przez stronę polską i litewską. Dla Polski był to akt związany z odradzaniem się Rzeczypospolitej w dawnych, legitymizowanych przez historię, granicach. Był on tym bardziej usprawiedliwiony, że Wilno i województwo wileńskie to tereny od wieków spolonizowane. Dla Litwinów zajęcie przez Polskę tego miasta było bezprawnym zaborem w znacznym stopniu utrudniającym odbudowę międzywojennej litewskiej niepodległości.

Polska, przyłączając do swego terytorium w 1938 r. Zaolzie, argumentowała, że chodzi jedynie o naprawienie niesprawiedliwości, którą tworząca się po pierwszej wojnie światowej Czechosłowacja wyrządziła naszemu państwu, anektując te, zamieszkane w przeważającej mierze przez Polaków, tereny. Czesi zaś uważali, że Rzeczpospolita dołączyła się do rozbioru ich kraju przez Trzecią Rzeszę, która odrywała wówczas od republiki ziemie sudeckie. Jednak prezydent RP Lech Kaczyński przeprosił ostatnio Czechów za Zaolzie i zostało to bardzo dobrze przez nich przyjęte. Można mieć zatem nadzieję, że kontrowersje wokół tej kwestii zostały ostatecznie zamknięte.

Dzisiejsza przynależność Lwowa i wschodniej Galicji do Ukrainy jest okazją do nostalgicznych, podszytych poczuciem krzywdy, wspomnień naszych Kresowiaków. Ukraińcy zaś stan ten traktują jak dopełnienie dziejowej sprawiedliwości. Nie zdziwiłbym się też, gdyby dawni mieszkańcy Królewca i ich potomkowie z żalem wspominali miasto, które – obecnie jako Kaliningrad – do Rosji przed 1945 r. nie należało.

[srodtytul]Armaty rozstrzygały spory[/srodtytul]

Odmiennych, a nawet przeciwstawnych, ocen i interpretacji faktów w historii Europy nie brakuje. Do kogo miał należeć Triest i czyim z punktu etnicznego był miastem – włoskim, austriackim czy jugosłowiańskim? Spór w tej sprawie trwał po II wojnie przez kilka lat, zanim nie został rozstrzygnięty włączeniem go do Republiki Włoskiej, choć do dnia dzisiejszego nie wszyscy Słoweńcy się z tym pogodzili.

Czy Kosowo może być oddzielnym państwem, skoro tak bardzo jego przeszłość jest związana z dziejami Serbii? Czy Republika Macedonii może nosić swą obecną nazwę, jeśli Macedonia była ojczyzną Aleksandra i prowincją Grecji za czasów jej największej świetności? Że było to przed 25 stuleciami?

[srodtytul]I cóż z tego![/srodtytul]

Czy rzeź Ormian miała rzeczywiście miejsce? Tak – twierdzą sami Ormianie, a z nimi cała Europa; zaprzecza temu znaczna część Turków i ich władze.

Czy Strasburg – dziś siedziba Parlamentu Europejskiego – to miasto francuskie czy niemieckie? Spór wokół tej kwestii toczony był w przeszłości nie tylko w formie publikacji naukowych przez historyków, ale też przy użyciu armat.

Na ogół upływ czasu łagodzi ostrość sporów o przeszłość. Wiemy na przykład, że to Szwecja najechała w połowie XVII w. Polskę, a nie Polska Szwecję. Szwedzi temu nie zaprzeczają.

Kto spalił Moskwę w 1812 r., nie jest tajemnicą. Nie sądzę, aby od dzisiejszych Francuzów Rosja oczekiwała przeprosin i rekompensaty, choć wydarzenie to tak silnie odcisnęło się na świadomości narodowej naszych wschodnich sąsiadów, że jedna z najbardziej znanych epopei w dziejach literatury

– „Wojna i pokój” Lwa Tołstoja – jemu właśnie została poświęcona. Legenda Napoleona ma ciągle nad Sekwaną swoich admiratorów, nad Wołgą i Newą zaś już niekoniecznie.

Niekiedy jednak nawet bardzo już odległe w czasie wydarzenia są przedmiotem sporów zarówno co do faktów, jak i ich oceny. Takim przypadkiem są Krucjaty Krzyżowe (XI – XIII w.). W oczach chrześcijan uchodziły one przez długie wieki za dzieło konieczne i wielce zbożne. W opinii muzułmanów były i nadal pozostają nieszczęsnym objawem wczesnego europejskiego kolonializmu i są często wypominane, gdy chce się usprawiedliwić terrorystyczny fundamentalizm islamski.

[srodtytul]Nieuniknione różnice[/srodtytul]

Rozbieżności w prezentacji tych samych faktów przeszłości, a zwłaszcza ich interpretacji i oceny przez różne narody i ich przedstawicieli, nie da się uniknąć. Niekiedy są to różnice znajdujące wytłumaczenie w niedostatecznej znajomości źródeł lub ich niedostępności. Jest to zrozumiałe i wybaczalne. Nie jest natomiast wybaczalne świadome fałszowanie faktów, co ma przede wszystkim miejsce tam, gdzie w grę wchodzi utrwalona przez lata lub całkiem świeża, związana z nimi, przeciwstawność interesów politycznych czy ekonomicznych.

W takim przypadku bardziej należy zaufać prezentacji faktów przez bezstronnych, neutralnych wobec tych interesów, profesjonalnych historyków niż przez osoby w ten lub inny sposób zaangażowane w spór. Dlatego tym, którzy chcą się zapoznać z najnowszymi dziejami stosunków naszego kraju z sąsiadami, polecałbym bardziej prace historyka brytyjskiego Normana Daviesa niż enuncjacje aktywnych dziś polityków.

Nie robiłbym wszakże dramatu z tego, że obcy badacze, publicyści, politycy czy zwykli obywatele interpretują własną przeszłość tak, aby wydobyć z niej wszystko to, co najlepsze, a przysłonić to, co gorsze lub wręcz złe. My, Polacy, też tak nieraz postępujemy. Nie potępiajmy zatem zanadto innych.

Natomiast na najwyższe uznanie zasługuje postępowanie, w którym odsłania się to, co złe we własnych dziejach, i dokonuje się ich odpowiedniej, moralnej kwalifikacji. Zasadzie: „good or wrong – my country”, nadawane jest takie rozumienie, w przy którym ojczyźnie czyni się przysługę wówczas, gdy jawnie potępia się jej grzechy, a działa na jej szkodę wtedy, gdy chwali się lub ukrywa to z jej przeszłości, co wymaga nagany.

[i]Autor jest prawnikiem, znawcą tematyki konstytucyjnej[/i]

W opinii wielu osób różnych narodowości podstawową dewizą prawdziwego patrioty winno być brytyjskie zawołanie: „good or wrong – my country”. Cokolwiek czyni mój kraj, pozostaje on dla mnie ojczyzną – matką.

Tej się zaś nie krytykuje, a już na pewno nie atakuje, lecz bez względu na okoliczności idzie się jej z pomocą. W szczególności przypominanie faktów, które nie pasują do korzystnego obrazu ojczystych dziejów, czy nadawanie im interpretacji, która nie byłaby dla nich przyjazna, nie mieści się zdaniem wielu w granicach zasady wyrażonej w tym zawołaniu.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę