Pokojowa Nagroda Nobla dla prezydenta USA Baracka Obamy jest kolejnym krokiem w kierunku jej (oczywiście, nie finansowej) dewaluacji. Nagroda staje się ideologiczną manifestacją, coraz mniej mającą wspólnego z realnymi działaniami, które przyczyniają się do pokoju na ziemi. Problem z pokojem bywa zresztą wyjątkowo paradoksalny i wielokrotnie działania na rzecz jednostronnego rozbrojenia prowadzą do zwiększenia zagrożenia. Europejscy pacyfiści przed II wojną światową przyczynili się do jej wybuchu i byli obiektywnymi sojusznikami Hitlera. Natomiast arsenał nuklearny Stanów Zjednoczonych powstrzymał Związek Sowiecki od agresji i był globalnym czynnikiem pokojowym przez pół wieku.
Nagroda dla Obamy jest wprawdzie mniej kompromitująca niż dla byłego wiceprezydenta USA Al Gore,a, ale jednocześnie bardziej ostentacyjna. Gore dostał swoją nagrodę w dużym stopniu za manipulację czy wręcz fałszerstwa, jakich pełen był jego propagandowy film na temat cieplarnianego efektu, i całą w tej mierze działalność. Aby się o tym dowiedzieć, trzeba było jednak przebić się przez niezwykle intensywną ekologistyczną propagandę. W wypadku Obamy sprawa jest jasna: nagrodę dostał za to, że w oczach noblowskiego komitetu jest anty-Bushem. I tylko za to. Jak wygląda bilans jego pokojowych działań?
[srodtytul]Skompromitować Obamę[/srodtytul]
Można wręcz uznać, że Iran i Rosja zmówiły się, aby skompromitować Obamę. Odpowiedzią Teheranu na oficjalnie i z wielkim hałasem otrąbioną rezygnację USA z tarczy antyrakietowej jest deklaracja, że nikt nie będzie się wtrącał w jego prace nad wykorzystaniem energii nuklearnej (oczywiście wyłącznie w celach pokojowych), co oznacza, że prace nad wzbogacaniem uranu, a więc tworzeniem bomby atomowej, postępować będą również w drugiej, wcześniej tajnej, fabryce. Równocześnie Iran przeprowadził udany test rakiet mających zasięg ponad 2 tysiące kilometrów, które mogą dosięgnąć zarówno Izraela, jak i wszystkich amerykańskich celów na Bliskim Wschodzie. Potem wprawdzie Iran złagodził swoją postawę i zgodził się na wizytę międzynarodowych obserwatorów, ale trudno uznać to w tym kontekście za co innego niż praktykowaną przez ten kraj grę w kotka i myszkę z międzynarodową opinią. Grę, która pozwala Iranowi konsekwentnie kontynuować działania na rzecz uzyskania broni atomowej.
Swoją drogą amerykańskie służby specjalne, ogłaszając, że wiedzą już co najmniej od miesięcy o działaniu tajnych zakładów w Kom, również zachowują się tak, jakby kpiły sobie z prezydenta, który tydzień wcześniej oświadczył światu, że ostatnio Iran demonstruje pokojowe nastawienie, co decyduje o amerykańskiej rezygnacji z tarczy antyrakietowej.