Semka: nie grozi nam pojednanie PiS i PO

Popuśćmy wodze fantazji i wyobraźmy sobie, że Platforma Obywatelska po morderstwie w Łodzi na serio szuka porozumienia z PiS. I że spotyka się z podobną postawą z drugiej strony... – polityczny scenariusz szkicuje publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 26.10.2010 01:27

Witold Waszczykowski na wiecu pod łódzkim biurem PiS (19 października 2010)

Witold Waszczykowski na wiecu pod łódzkim biurem PiS (19 października 2010)

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Polska polityka ma nową konkurencję: jak przepraszać, aby nie przeprosić. A to głowa państwa przeprasza opozycję w taki sposób, że wygląda to na wyrafinowaną kpinę. A to liderzy partii rządzącej składają kwiaty pod biurem PiS w sobotni poranek, w asyście tłumu borowców, gdy nikogo z opozycyjnej partii nie ma na miejscu.

Z drugiej strony: lider opozycji zgłasza gotowość do rozmów z rządzącymi, ale stawia warunek, aby przedstawiciele władzy najpierw podpisali dokument wymieniający przykłady użycia mowy nienawiści wyłącznie wobec jego partii. A liberalny publicysta nawołuje, aby nie dać się zaszantażować – bo nikt nikomu nie jest winien żadnych przeprosin.

Jak na razie nie grozi nam więc żaden kicz pojednania. Raczej jednostronny piarowski spektakl Platformy z cyklu “my chcieliśmy jak najlepiej, ale oni – no sami popatrzcie...”.

[srodtytul]Spróbujmy inaczej[/srodtytul]

A gdyby tak spróbować inaczej? Wyobraźmy sobie na przykład, że pod łódzkim biurem PiS kwiaty złożyliby – razem – liderzy wszystkich sejmowych partii, wśród nich Jarosław Kaczyński... Politycy Platformy już głoszą, że Kaczyńskiego nikt i nic nie skłoniłoby do takiego wspólnego gestu. Ale czy wcześniej ktoś z PO wykonał realną – a nie pozorowaną – próbę porozmawiania na serio o tym, jak zapobiec najostrzejszym wystąpieniom w polskiej polityce?

Popuśćmy wodze fantazji i wyobraźmy sobie taką próbę. W ubiegły wtorek już po informacji o zbrodni w biurze PiS Donald Tusk wygłasza oświadczenie, w którym kładzie nacisk na jedną okoliczność: – Zginął działacz PiS, więc mówiąc o przyczynach tej tragedii, powinniśmy przede wszystkim rozważyć, czy nie przekroczono miary w demonizowaniu opozycji – mówi premier.

A zarazem wzywa wszystkie partie do stonowania języka politycznej debaty.

Tuż po wygłoszeniu oświadczenia dla mediów Tusk osobiście dzwoni do członków swojej partii znanych z ostrych i zaogniających atmosferę wypowiedzi, np. do Stefana Niesiołowskiego, Andrzeja Czumy czy Julii Pitery, zobowiązując ich, aby przez najbliższy tydzień lub np. do pogrzebu zamordowanego Marka Rosiaka powstrzymali się od jakichkolwiek komentarzy w sprawie łódzkiej i dywagacji, kto wywołał tę tragedię.

W tym samym czasie prezydent Bronisław Komorowski dyskretnie rozpoczyna poszukiwania mediatora, który mógłby skłonić Jarosława Kaczyńskiego do podjęcia rozmów. Prezydent proponuje spotkanie z liderem opozycji nie w Pałacu Prezydenckim, ale na neutralnym gruncie, jedynie w obecności mediatora. Celem ma być wypracowanie wspólnego oświadczenia, choćby najbardziej lakonicznego, o potrzebie złagodzenia temperatury sporów w Polsce. W tajemnicy przed mediami, ale z finałowym wspólnym oświadczeniem przed kamerami.

[srodtytul]Potrzebny mediator[/srodtytul]

Gdzie prezydent szuka mediatora? Jest parę osób, które byłyby odpowiednie. Choćby prymas-senior, kardynał Józef Glemp, który w odróżnieniu od pary innych biskupów w ostatnich latach stał na uboczu politycznych walk. Prymas Glemp mógłby zaprosić Bronisława Komorowskiego i Jarosława Kaczyńskiego do swojej siedziby w Wilanowie i zaproponować np. wspólne złożenie kwiatów w Łodzi. Mógłby w obecności obu polityków odczytać jakiś apel o unikanie języka nienawiści, a następnie przewodniczyć uroczystościom pogrzebowym zamordowanego działacza.

Jeśli nie prymas, to może kardynał Stanisław Dziwisz? Jarosław Kaczyński pamięta na pewno, że metropolita krakowski od pół roku jest atakowany za uhonorowanie jego brata spoczynkiem na Wawelu. Z kolei Bronisław Komorowski może dobrze wspominać przyjęcie go w pałacu na Franciszkańskiej w trakcie kampanii prezydenckiej. Wybór na miejsce spotkania Wawelu byłby ukłonem wobec lidera PiS – ale też nie wymagajmy zbyt wiele, politycy mogliby się spotkać gdziekolwiek indziej.

Można też szukać mediatora wśród świeckich. Do tej roli pasowałby były prezes PAN profesor Michał Kleiber. Niegdysiejszy doradca prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a jednocześnie człowiek, który nie jest kojarzony z jakąkolwiek niechęcią do Platformy. Przyjęcie zaproszenia od takiej postaci nie uchybiałoby ani jednej, ani drugiej stronie.

Mógłby też Bronisław Komorowski wybrać kogoś bliższego obecnej władzy. Choćby i wicepremiera Waldemara Pawlaka, wicepremiera w rządzie Tuska, ale równocześnie polityka, który nigdy osobiście – podobnie jak inni znaczący działacze PSL – nie wypowiadał się w sposób agresywny wobec PiS.

Czy takie wysiłki liderów PO zakończyłyby się sukcesem? Trudno przesądzać, ale jedno można powiedzieć: nikt nawet nie spróbował. Premier nie był w stanie powiedzieć nic ponad to, że wszyscy – w równym stopniu? – przyczynili się do wzrostu napięcia, i ubolewał nad stanem polskiej polityki. A w sejmowych rozmowach z dziennikarzami żartował sobie, że “nie podejmuje się zdjęcia “Szkła kontaktowego “ z anteny”.

[srodtytul]Na niby[/srodtytul]

Najwyraźniej też Donald Tusk nie zadał sobie trudu, aby nakłonić do kilkudniowego milczenia Stefana Niesiołowskiego, bo wicemarszałek Sejmu po morderstwie w Łodzi znów pozwolił sobie na serię agresywnych wobec PiS wypowiedzi – ogłaszając, że Jarosław Kaczyński “odpowiada za to, co się stało”. Inni platformerscy zagończycy – Andrzej Czuma czy Julia Pitera – także nie zrezygnowali z ostrego języka.

Potem był teatrzyk z zapraszaniem prezesa PiS na spotkanie z Bronisławem Komorowskim w Pałacu Prezydenckim. Najpierw termin wybrano tak, aby zahaczał o debatę sejmową, podczas której – co było oczywiste – wystąpić miał Jarosław Kaczyński. A gdy prezydent odmówił przyjęcia wysłanych przez prezesa PiS zastępców, awantura już była gotowa.

Ciągiem dalszym było spotkanie szefów sejmowych partii u prezydenta. Sposób, w jaki – za pośrednictwem mediów – zapraszano na nie, poirytował nawet zazwyczaj spokojnego Waldemara Pawlaka. Wicepremier stwierdził publicznie, iż nie dziwi go, że Kaczyński na takie spotkanie nie przyszedł.

Puentą doskonale pokazującą intencje Platformy Obywatelskiej był wywiad Bronisława Komorowskiego dla TVN, w którym prezydent “na niby” przeprosił PiS – bo przepraszając za Jacka Kurskiego i Antoniego Macierewicza, zamienił całą sprawę w kpinę.

Zamiast ważnego politycznego gestu, znaczącego dla wszystkich stron konfliktu, zamiast symbolicznego wydarzenia, które mogłoby – choć na jakiś czas – uspokoić nastroje, mieliśmy ciąg piarowskich chwytów mających na celu pokazanie, że dobra Platforma wyciąga dłoń, a zły PiS odwraca się tyłem.

[srodtytul]Nie zabijajcie nas[/srodtytul]

Oczywiste jest, że Bronisław Komorowski nie ma najłatwiejszej pozycji startowej, aby wystąpić w roli osoby ponad podziałami. Lubił w ostatnich latach wymierzać bolesne prztyczki braciom Kaczyńskim. Po wyborach 2005 roku Komorowski nie tylko ogłosił, że “szkoda Polski”, ale opowiadał na prawo i lewo niby dowcipne historyjki o tym, jak będąc wraz ze swoją liczną rodziną na plaży, spotkać miał tam samotnego Kaczyńskiego – tylko ze swoim kotem. Wyborcy PiS zapamiętali określenie “jaka wizyta – taki zamach” (dotyczące wyprawy Lecha Kaczyńskiego do Gruzji).

Być może na tym polega klątwa Pałacu Prezydenckiego. Aby wygrać wybory, Lech Kaczyński i Bronisław Komorowski musieli być w kampanii wyraziści. Niestety, z takim wizerunkiem nie da się potem odgrywać roli arbitra w politycznych sporach.

Warto jednak pamiętać, że skoro ofiarą zamachu padł działacz opozycyjnej partii, to od polityków obozu rządzącego należałoby wymagać więcej wysiłku w celu doprowadzenia do jakiegoś rodzaju porozumienia.

Można rzecz jasna zadać sobie pytanie, czy – nawet w sytuacji, gdyby Platformie na tym bardziej zależało – Jarosław Kaczyński dałby jej politykom jakąś szansę. Czy – słuchając w mediach, iż większość komentatorów politycznych już ogłosiła, że tak czy inaczej wszystkiemu jest winny PiS – byłby bardziej koncyliacyjny i skłonny do rozmów?

Kaczyński przy każdej okazji widzi, że jest traktowany ostrzej niż jego przeciwnicy. Kiedy trzy lata temu porównał “Gazetę Wyborczą” do KPP, został skrytykowany z lewa i prawa. Teraz, gdy Michnik chwycił “kapepowski” epitet, aby zdzielić nim PiS, niemal nikogo to nie oburzyło. A i tym razem, gdyby jakiś szaleniec próbował zamachu nie na biuro PiS, ale na siedzibę Platformy, salonowe autorytety (niedostrzegające dziś winy polityków PO) najpewniej żądałyby już delegalizacji Prawa i Sprawiedliwości.

Taka sytuacja niejako automatycznie obsadza ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego w roli wiecznej ofiary, która może tylko – jak Witold Waszczykowski na wiecu pod łódzkim biurem PiS – wołać histerycznie “Nie zabijajcie nas!”.

[srodtytul]Polityczne getto[/srodtytul]

Ten styl jednak pcha PiS do politycznego getta. On powoduje, że Kaczyński stawia całkowicie nierealistyczne żądanie wobec Tuska, aby zdymisjonował on Stefana Niesiołowskiego, Tomasza Nałęcza i Andrzeja Czumę. A w deklaracji łódzkiej, którą PiS wysłał prezydentowi Komorowskiemu do podpisania, przykłady “języka nienawiści” wybrane są wyłącznie z ataków na PiS. Choć wspólne oświadczenie koalicji i opozycji nie może przecież mieć charakteru katalogu urazów tylko jednej strony.

Spór między dwiema największymi partiami przybrał więc znów charakter rytuału. PiS czuje się jak ofiara i ustawia się w tej pozycji, a PO, manipulując hasłem pojednania, ogrywa medialnie PiS. Tracimy kolejną szansę na zakończenie politycznej wojny.

Polska polityka ma nową konkurencję: jak przepraszać, aby nie przeprosić. A to głowa państwa przeprasza opozycję w taki sposób, że wygląda to na wyrafinowaną kpinę. A to liderzy partii rządzącej składają kwiaty pod biurem PiS w sobotni poranek, w asyście tłumu borowców, gdy nikogo z opozycyjnej partii nie ma na miejscu.

Z drugiej strony: lider opozycji zgłasza gotowość do rozmów z rządzącymi, ale stawia warunek, aby przedstawiciele władzy najpierw podpisali dokument wymieniający przykłady użycia mowy nienawiści wyłącznie wobec jego partii. A liberalny publicysta nawołuje, aby nie dać się zaszantażować – bo nikt nikomu nie jest winien żadnych przeprosin.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?