Ale to, że osiągnęliśmy tak wiele, nie znaczy, że nie możemy osiągnąć więcej. W tym celu powinniśmy jednak się przyznać i zadośćuczynić za barbarzyńskie akty naszych przodków.
W latach 20. minionego wieku w Warszawie zniszczonych zostało jako symbole rosyjskiej władzy kilka prawosławnych świątyń, m.in. cerkiew św. Michała Archanioła Archistratega i sobór św. Aleksandra Newskiego. Trudno dziś wyobrazić sobie podobne zdziczenie, a jednak…
Gdyby podczas I wojny światowej Polacy zamiast pobrzękiwać szabelką usiedli z Rosjanami do okrągłego stołu, to nie tylko żadnych cerkwi nie zburzylibyśmy, ale zbudowali nowe, a namiestnik rosyjski zostałby wybrany na polskiego prezydenta i nie byłoby żadnych waśni między naszymi narodami. Oszołom Piłsudski mógłby gardłować do woli, zresztą i tak pozostawałaby mu wyłącznie bibuła.
Wprawdzie historii nie da się zawrócić, ale trzeba się starać naprawić co można. Odbudujmy przynajmniej te dwie wielkie i piękne świątynie. Europa patrzyła z dezaprobatą na przejawy polskiej nietolerancji, jakimi było ich niszczenie. Ponowne postawienie ich w Warszawie zostałoby więc docenione zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie, a ich symboliczny sens nie budziłby wątpliwości.
Dlatego apeluję do prezydenta Komorowskiego, który tyle uczynił dla pogodzenia Polaków, aby wykonał kolejny gest w celu pojednania naszego narodu z Rosjanami. Odbudowa carskich świątyń w Warszawie miałaby podobny wydźwięk, co zaproszenie w poczet jego doradców Wojciecha Jaruzelskiego. Przecież jak są rodacy dobrze wspominający sowieckiego namiestnika, tak istnieli Polacy doskonale czujący się w rosyjskim imperium.