Nie poddajmy się szaleństwu" – przestrzega w poniedziałkowej "Gazecie Wyborczej" Paweł Wroński. W jakiej sprawie grozi nam szaleństwo? Naturalnie w smoleńskiej.
Gdy się w przestrogi publicysty wczytamy, dowiemy się, że nawet komisja statecznego ministra Jerzego Millera może – teoretycznie – w to szaleństwo popaść. "O ile tylko wejdzie w logikę: "czyje na wierzchu" i "bronimy naszych"". Już dziś ulegają jej jakże liczni "politycy i publicyści", a "Wyborcza" studzi gorące głowy. I wytycza, jak zwykle, granice. Między tym, co jeszcze nie jest szaleńcze, a tym, co już jest.
[srodtytul]Inny scenariusz [/srodtytul]
Nie wiemy tego wszakże do końca. Czy ulega szaleństwu na przykład polityk PJN Paweł Kowal, który zażądał niedawno zbadania, w jakich okolicznościach premier Donald Tusk podjął decyzję o zastosowaniu konwencji chicagowskiej zaraz po katastrofie. Z jakich ekspertyz prawnych korzystał, czyich rad słuchał? Co tak naprawdę wiedział, a czego nie. Między czym a czym wybierał? Taka wiedza nie jest prywatną własnością szefa rządu.
"Wyborcza" okoliczności tego zdarzenia nie zna, ale ma wyrobione zdanie. Nie wpływają na nie nowe fakty ani oceny. "Premier nie poszedł 10 kwietnia na wojnę prawną z Rosjanami. Może ocenił, że siłą im dowodów nie wydrze, że lepsza jest taktyka "po dobroci" wsparta razgaworami z naczalstwem" – napisała z kolei Ewa Milewicz w sobotniej "Gazecie Wyborczej". Po czym spytała "polityków i publicystów" atakujących Donalda Tuska za przyjęcie konwencji chicagowskiej, jak inaczej Polacy mieliby wejść w posiadanie ważnych dowodów. Na przykład nagrań kontrolerów ze smoleńskiej wieży.