Skwieciński o wywiadzie z b. ambasadorem RP w Rosji

Dotąd nie wyobrażałem sobie, by jakikolwiek ambasador (nawet były) pozwolił sobie na publiczne złośliwe aluzje pod adresem ś. p. prezydenta, który kiedyś podpisał jego nominację — pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 19.01.2011 18:03

Piotr Skwieciński

Piotr Skwieciński

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Teresa Torańska rozmawia z byłym polskim ambasadorem w Moskwie, Jerzym Bahrem. Rozmowa – opublikowana przed tygodniem „Dużym Formacie” „Gazety Wyborczej” (13 stycznia) rodzi uczucia mieszane. Jest to wywiad ciekawy - bo Bahr był świadkiem katastrofy smoleńskiej i wie sporo.

 

 

Nie sądzę, żeby mijał się z prawdą co do faktów. Gdy mówi, że już w trakcie wstępnych przygotowań do wizyt z 7 i 10 kwietnia Rosjanie odradzali lądowania w Smoleńsku ze względu na stan techniczny lotniska, to mu wierzę, zwłaszcza że jak mówi wysłał w tej sprawie obszerną depeszę do MSZ, a to przecież można sprawdzić. (Nota bene Wacław Radziwinowicz z "Wyborczej" już kilka miesięcy temu napisał, że w tym samym mniej więcej czasie Andrzej Przewoźnik mówił mu, że "Rosjanie chcą nas odsunąć od Smoleńska" ). Znamienne jest również, że Bahr jako chyba pierwszy polski urzędnik, nie związany z PiS-em potwierdza, że Rosjanie celowo opóźniali dojazd do Smoleńska Jarosława Kaczyńskiego. Dodaje, że informowany o tym telefonicznie przez Pawła Kowala interweniował w tej sprawie u rosyjskich urzędników. Bezskutecznie. Kiedy ambasador cytuje konkretne rozmowy (jak na przykład argumentację użytą przez Putina, kiedy odmawiał zgody na natychmiastowy powrót ciała Lecha Kaczyńskiego do Warszawy — przy tej rozmowie również był obecny Kowal) również brzmi to prawdziwie. Kiedy wypowiada opinię, że 10 kwietnia na lotnisku Siewiernym w porównaniu z 7 kwietnia nie zauważył wprawdzie zmian, ale "nie wyobrażam sobie, by na przylot Putina nie zostało ono dobrze przygotowane. Może je dozbrojono. Może coś dodano, uzupełniono lub wymieniono, co gwarantowało całkowite bezpieczeństwo startu i lądowania. W Rosji tam, gdzie ma być premier czy prezydent, zawsze musi być bezpiecznie", to takie stwierdzenie ma swoją wartość.

 

 

Mam natomiast zasadniczy problem z paroma innymi elementami wywiadu. Przepraszam — zwrot "mam problem" jest w tym wypadku zbytnim eufemizmem. Jestem po prostu oburzony. Obywatel polski Jerzy Bahr ma oczywiście prawo do posiadania poglądów politycznych. Ale ambasador Jerzy Bahr jest dyplomatą. Jest — przepraszam za naiwną patetyczność — sługą państwa. Otóż nie wyobrażam sobie, aby jakikolwiek ambasador (nawet były ambasador) pozwolił sobie na publiczne (zapewne nawet autoryzowane!) złośliwe wypowiedzi pod adresem ś.p.prezydenta, który nota bene kiedyś podpisał mu nominację. Są to z reguły nie wypowiedzi wprost (znać jednak dyplomatę ), tylko precyzyjnie skonstruowane, złośliwe i wrogie aluzje. Żeby nie być gołosłownym: odpowiedź Bahra na pytanie, czy prezydent nosił specjalny chip (według jednej z wersji jego ciało miało być rozpoznane właśnie po tym chipie): "Pierwszy raz słyszę. W przypadku Kaczyńskiego tego nie wykluczam. To sprawa związana z wyobrażeniem danej osoby o swoim bezpieczeństwie. Niektórzy potrzebują większego, inni mniejszego".

Znaczy — tchórz. "O zamiarach prezydenta dowiedziałem się oficjalnie na początku marca ( ) Wcześniejsza wypowiedź pana prezydenta: Mam nadzieję, że wizę dostanę", zapowiadała kolejne rozgrywki: między dwoma krajami i naszą, międzypolską. Słuchałem tego z niesmakiem. Dla mnie dwie uroczystości katyńskie najwyższych reprezentantów państwa w tak krótkim czasie były obrazą Rzeczpospolitej ". To pieczołowicie skonstruowana sugestia, że za podwójne obchody odpowiadał prezydent. Zapewne złośliwie i małostkowo wepchał się premierowi Ambasador opowiada, jak to bezpośrednio po katastrofie " mój kierowca zaczął kląć. Potwornie Że to wszystko od początku nie miało sensu i tym musiało się skończyć On też widział, że cała ta wizyta odbywa się na styku z rzeczywistością". Bahr pozwala sobie na jednoznaczne polityczne wypowiedzi, zawsze wspierające Tuska. Gdy potwierdza — jak pisałem wcześniej — fakt wstrzymywania przez Rosjan autobusu Jarosława Kaczyńskiego, od razu (jako znawca Rosji ) komentuje to tak, że było to samodzielne działanie Rosjan, związane z ich pojęciem o protokole i ceremoniale (najpierw musi przyjechać premier). Sam Tusk, rzecz jasna, nie miał z tym nic wspólnego "Proszę mi wierzyć, że czasie rządów PiS-u myśmy się otarli o coś niebezpiecznego. Nie chcę formułować ostrzej" — to zdanie dyplomaty nie wymaga chyba żadnego komentarza.

 

 

Ambasador wyraża żal, że 10 kwietnia wobec Rosjan ujawniliśmy nasze wewnętrzne rozbicie. Racja, Bahr czyni to jednak w sposób, całkowitą winą za ten stan rzeczy obciążający stronę PiS-owską. Krytykuje Jacka Sasina za to, że gdy dowiedział się iż Komorowski przejmuje kancelarię, postanowił wracać do Warszawy (bo powinien zostać w Smoleńsku, gdzie "dużo się będzie działo". I tak dalej. Wszystko to splata się z wyrazami niezwykle emocjonalnego zaangażowania się Bahra w ideę polsko-rosyjskiego pojednania. Nie potępiam go za to. Po pierwsze, bo sam jestem zwolennikiem takiego pojednania. A po drugie - zjawisko ambasadora państwa A w państwie B, któremu z biegiem lat polityczny pomysł na przyjaźń czy sojusz obu tych państw zaczyna przesłaniać cały świat, jest stare jak historia dyplomacji. I nawet nie idzie mi o zdanie "To straszne draństwo, żeby w uścisku Putina dopatrywać się czegoś innego niż wyrażenie współczucia", zadziwiające w ustach kogoś, zawodowo kojarzonego z chłodnym realizmem.

Przyznam jednak, że zupełnie nie rozumiem, o co chodzi, kiedy Bahr mówi, że Rosjanie "pytali nas, czy chcemy skorzystać z pomocy ich nawigatorów, którzy pomogą naszym pilotom w lądowaniu. To pytanie przesłaliśmy do Warszawy. Odpowiedziano (kontekst sugeruje, że odpowiedziała kancelaria prezydenta — PS) że nie". I nawet nie chodzi i o to, że przecież wiemy już dziś doskonale, iż było odwrotnie — to strona polska zwróciła się do Rosjan w sprawie liderów, ci nie odpowiadali, i w końcu 36 pułk wycofał prośbę (można się domyślać, że ze względów finansowych). Chodzi mi przede wszystkim o następne dotyczące tej sprawy zdanie Bahra "Bóg nas strzegł. Bo tę odmowę na szczęście mamy". Oczywiście — wszystkie okoliczności katastrofy trzeba wyjaśnić. Jeśli jest pisemny dokument stwierdzający jakąś ważną okoliczność — a ambasador twierdzi, że jest — to bardzo dobrze. Ale — przepraszam — dlaczego "Bóg nas strzegł"? Jakich "nas"? Robi to wrażenie, jakby Bahr utożsamiał się emocjonalnie ze stroną rosyjską. Która w przeciwnym wypadku mogłaby być fałszywie oskarżana o nieprzysłanie do Warszawy liderów. Ja nie chcę kogokolwiek — w żadnej sprawie, a zwłaszcza takiej — fałszywie oskarżać. Ale to emocjonalne "Bóg nas strzegł", wyglądające na objęcie obcego narodu pierwszą osobą liczby mnogiej budzi niepokój w ustach reprezentanta Rzeczpospolitej. Myślę, że ta przydługa może garść cytatów uzasadnia moje oburzenie. Nie pamiętam w wolnej Polsce dyplomaty, który publicznie tak odniósłby się do głowy państwa. Ani takiego, który tuż po zakończeniu misji w tak otwarty sposób zaangażował się politycznie. Oczywiście, w wywiadzie uczestniczą dwie osoby. A ten przeprowadzała Teresa Torańska. Kiedyś na prośbę kolegi, z którym ta autorka rozmawiała, zdarzyło mi się uczestniczyć w procesie autoryzacji przeprowadzonego przez nią wywiadu. Wiem więc, że dla jej wywiadów charakterystyczny jest niezwykle wysoki poziom kreacyjności dziennikarskiej. Ale przecież ambasador miał możliwość autoryzacji, więc to go nie usprawiedliwia. Istnieje taka nieco zapomniane pojęcie: przyzwoitość. Niestety, w mojej opinii Jerzy Bahr wywiadem w "Dużym formacie" przekroczył jej granice.

Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa surowcowa Ukrainy z USA. Jak Zełenski chce udobruchać Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Źle o Nawrockim, dobrze o Hołowni, w ogóle o Mentzenie
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne