Piotr Zaremba o Muzeum Historii Polski

Gdy my nie jesteśmy w stanie zafundować w Warszawie placówki przypominającej kompleksowo nasze dzieje, kraje ościenne wydają wielkie sumy na politykę historyczną – pisze publicysta „Rzeczpospolitej"

Publikacja: 26.01.2011 18:51

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

Foto: Fotorzepa, Rob Robert Gardziński

Czy polska polityka jest nadmiernie skoncentrowana na Smoleńsku? Zdaniem feministki Agnieszki Graff zdecydowanie tak, a jej twierdzenie media potraktowały jak objawienie, podobnie jak facebookowy "dzień bez Smoleńska".

Przypomina to pretensje do rodziny, że zajmuje się zbyt gorliwie zgonem kilku jej członków w wypadku. Na Smoleńsk jesteśmy skazani, co nie kasuje naturalnie pytań o sens poszczególnych starć o język tego czy innego wystąpienia.

 

 

 

 

Zresztą w ostatnią sobotę prezes PiS Jarosław Kaczyński starał się nieco to wrażenie zafiksowania na katastrofie zmienić. Na posiedzeniu Rady Politycznej swojego ugrupowania nie tylko wprowadził do jego ścisłego kierownictwa kilkanaście nowych postaci reprezentujących różne nurty (w tym niektórych usuniętych przed pół rokiem, to się nazywa metoda partyjnej tresury). Poruszył też ileś tematów, które jako lider narodowo-konserwatywnej opozycji powinien poruszać od miesięcy, jeśli nie lat. Definiując różnice między swoją partią a rządzącą Platformą Obywatelską, zadeklarował chęć obrony historii jako przedmiotu marginalizowanego ostatnio w szkołach. Mówił też z troską o zagrożonym polityką rządu Tuska dziedzictwie narodowym. Czy były to tylko frazesy?

Z pewnością byłyby pięć, sześć lat temu, kiedy we wszystkich tych sprawach Platforma Donalda Tuska, ale także Jana Rokity, Zyty Gilowskiej (a jeszcze wcześniej Macieja Płażyńskiego) nie różniła się zbytnio od obozu braci Kaczyńskich. Dziś jest jednak inaczej.

W sprawie historii w szkołach minister edukacji Katarzyna Hall przekonywała ostatnio w "Rzeczpospolitej" ("MEN i IPN razem dla historii", 24.01.2011) w polemice z doktor Barbarą Fedyszak-Radziejowską, że to nieprawda – historia nie jest marginalizowana. Niestety, nie miała racji. Zakończenie chronologicznego kursu tego przedmiotu na pierwszej klasie liceum ma taki właśnie charakter. PiS dotąd na ten temat milczał, co stwarzało wątłe nadzieje, że ten spór zakończy się choć ograniczonym sukcesem opierających się "nieubłaganej logice nowoczesności" intelektualistów, bo nie nabierze charakteru partyjnego. Dziś tych nadziei raczej nie ma. Możliwe za to, że Kaczyński wypisze tematykę historii w szkołach na kampanijnych sztandarach.

Potencjalnie może nawet bardziej spektakularna jest kontrowersja wokół dziedzictwa narodowego. Modelowego przykładu dostarczają perypetie Muzeum Historii Polski.

 

 

Powołane do życia w maju 2006 roku było sztandarowym projektem ministra kultury w PiS-owskim rządzie Kazimierza Ujazdowskiego, ale nie kwestionowanym przez PO. W jakiejś mierze nawet wspólnym, zważywszy na ówczesną atmosferę. Po prawie pięciu latach od tamtej decyzji ta placówka istnieje wciąż w stanie embrionalnym. Podtrzymywana przy życiu jako biuro zajmujące w Warszawie kilka pokoi i mimo to organizujące ambitne wystawy czy konkursy.

Trzeba przyznać, że rządzący od ponad trzech lat rząd Tuska pewnych rzeczy nie zrobił. Na przykład nie zastąpił kojarzonego kiedyś z Ujazdowskim dyrektora Roberta Kostro swoim człowiekiem. Ale być może był to per saldo zły sygnał. Bo równocześnie, dając pieniądze, żeby ta inicjatywa całkiem nie umarła (być może z braku odwagi), zrobiono też bardzo niewiele, aby naprawdę przeżyła.

W efekcie ludzie kojarzeni z bardziej konserwatywną polityką dziedzictwa zostali sprowadzeni do roli kustoszów masy upadłościowej. Dziś Kostro nie jest w stanie zapłacić – po 13 miesiącach od formalnego rozstrzygnięcia konkursu – za bardzo efektowny architektoniczny projekt, co stawia cały scenariusz budowania muzeum pod znakiem zapytania.

 

 

Nie ulega wątpliwości, że Tusk jest bardziej zainteresowany drugim – i skądinąd późniejszym fundamentalnym projektem – Muzeum Drugiej Wojny Światowej. Bo ten był od początku kojarzony z jego ekipą. Stało się ono przedmiotem ostrej kontrowersji ideowej między środowiskami okołoplatformerskimi i bardziej konserwatywnymi. Te drugie zarzucały tym pierwszym zamiar zbudowania placówki zanadto otwartej na wrażliwość narodów ościennych, takich jak Rosjanie czy Niemcy, co kojarzyło się wręcz z fałszywą symetrią Centrum przeciwko Wypędzeniom.

Jarosław Kaczyński opisał cały zamysł z sejmowej trybuny w kategoriach zagrożenia polskiej racji stanu. Była to krytyka przesadna, zwłaszcza że twórcy tego projektu ze swoich najbardziej "eklektycznych", potencjalnie sprzecznych z polską wrażliwością zapowiedzi szybko się wycofali.

Nawet to Muzeum, będąc oczkiem w głowie Tuska, pozostało na papierze dłużej, niż zapowiadano. Ale ostatnio rząd przeznaczył na jego potrzeby 360 milionów złotych, co, rozłożone na cztery lata, pozwoli stworzyć je naprawdę. Łatwo będzie przedstawić tę decyzję powiązaną z brakiem Muzeum Historii Polskiej jako zwycięstwo platformerskiej wizji historii nad tą bardziej prawicową.

W rzeczywistości przy całej świadomości finansowych kłopotów Polski nasz kraj powinno być stać na oba projekty muzealne. Szczególnie że Muzeum Drugiej Wojny Światowej ma powstać w Gdańsku i być w dużym stopniu nastawione na przyciągnięcie cudzoziemców.

W czasie gdy my nie jesteśmy w stanie zafundować sobie w stolicy placówki przypominającej kompleksowo nasze dzieje (mogłaby być skądinąd turystycznym rarytasem, jak nowoczesne, interaktywnie przemawiające do emocji Muzeum Powstania Warszawskiego), kraje ościenne wydają wielkie sumy na politykę historyczną. Niemcy mają dwa główne muzea historyczne – w Berlinie i w Bonn, wciąż też powołują nowe, tematyczne (Muzeum Stasi), a za pomocą Centrum przeciwko Wypędzonych próbują mocno wpływać na europejską narrację. My tymczasem nie mamy gdzie wystawić rękopisów polskich królów (Muzeum Narodowe zajmuje się sztuką, nie historią polityczną), więc trzymamy je w magazynach. O upamiętnieniu choćby czasów komunizmu, z jego bohaterami i ofiarami, nie wspomnę.

 

 

Czy to tylko kwestia przykrótkiej budżetowej kołdry? Odrzucając ideę Muzeum Ziem Zachodnich, w gruncie rzeczy w następstwie kolejnej kontrowersji quasi-ideologicznej, minister kultury Bogdan Zdrojewski powiedział pochopnie już na początku tej kadencji: "Nie musimy być krajem cmentarzy i muzeów". Jeden z najbardziej otwartych i sympatycznych członków rządu Tuska, którego po Smoleńsku stać było na gesty wobec opozycji, wyraźnie preferuje finansowanie klasycznej sztuki (teatry, wystawy) niż narodowego dziedzictwa.

Wprawdzie wycofywał się później kilka razy z tego pierwotnego odwrócenia się plecami od przeszłości, ale – zgodnie z czyjąś wolą czy bez tej woli – to kategoryczne stwierdzenie stało się w międzyczasie dewizą całej tej ekipy. Nie dlatego, że je powtarzała, ale dlatego, iż je realizowała, głównie swoimi zaniechaniami.

Nieliczne interwencje w samej PO na rzecz Muzeum Historii Polski kojarzyły się raczej z innymi postaciami z tego obozu niż minister kultury (najpierw doradca premiera Wojciech Duda, potem Grzegorz Schetyna i Rafał Grupiński), ale wszystkie były na tyle mdłe i nieskuteczne, że to przedsięwzięcie można traktować jako nadal zagrożone. Chyba że... No właśnie, chyba że co? Z łatwością można sobie wyobrazić spór o finansowanie muzeów jako jeden z tematów kampanii. Także dlatego, że nieopatrzna uwaga Zdrojewskiego pasuje zarówno do pragmatycznego nastawienia wielu działaczy PO, jak i do ich negatywnego stereotypu w oczach ich przeciwników. Ludziom, którzy hołdują tezie, że główne partie w Polsce niczym się nie różnią, odpowiem, iż się różnią w wielu punktach: wrażliwością zarówno swoich czołowych polityków, jak i swojej bazy społecznej.

Możliwe, że wrażliwość "muzealna" pozwoli dziś na mobilizowanie zaledwie mniejszości wyborców. Ale niech się politycy Platformy nie zdziwią, gdy ich kunktatorska "spychologia" w stosunku do takich przedsięwzięć jak Muzeum Historii Polski będzie przedstawiana przez prawicową opozycję jako przejaw braku patriotycznej troski. Zwłaszcza gdy będzie kontrastować z troską elit krajów znacznie nowocześniejszych niż Polska (przywołajmy raz jeszcze Niemcy).

 

 

Możliwy jest inny scenariusz? Niedawno niektórzy politycy PO, na przykład Andrzej Halicki, zaczęli przebąkiwać o stworzeniu w parlamencie lobby wspierającego to zaniedbane muzeum. Czy to zaczyn czegoś głębszego? – Jestem optymistą, choć nie w tym roku budżetowym – mówi Halicki. Może więc choć opłacicie sam projekt? To mała suma.

Przypomnijmy jeszcze jedno: w dopiero skompletowanej od nowa radzie programowej MHP są zarówno ludzie bliscy tradycyjnej prawicy, jak i historycy z pewnością szanowani w obozie PO, by wymienić Andrzeja Friszke czy Henryka Samsonowicza. Są nawet politycy tej formacji, choćby Jarosław Gowin. Czy ci ostatni nie powinni zadziałać na rzecz większego konsensusu wokół polityki historycznej w Polsce? Czy nie mogliby użyć swoich wpływów na rządzących w stosunku do innych kontrowersji – choćby nauki historii w szkołach?

Jeśli tego nie zrobią, niech się później nie dziwią kampanijnemu zgiełkowi. I niech nie twierdzą, że w tych sprawach wszystkim chodzi mniej więcej o to samo. Czasem tak, a czasem niestety nie. Te kraje, w których taki konsensus istnieje naprawdę, są silne także swoją polityką historyczną. A przy okazji potrafią dostarczyć swoim obywatelom, zwłaszcza najmłodszym, sporo przeżyć intelektualnych i także trochę radości.

Czy polska polityka jest nadmiernie skoncentrowana na Smoleńsku? Zdaniem feministki Agnieszki Graff zdecydowanie tak, a jej twierdzenie media potraktowały jak objawienie, podobnie jak facebookowy "dzień bez Smoleńska".

Przypomina to pretensje do rodziny, że zajmuje się zbyt gorliwie zgonem kilku jej członków w wypadku. Na Smoleńsk jesteśmy skazani, co nie kasuje naturalnie pytań o sens poszczególnych starć o język tego czy innego wystąpienia.

Pozostało 95% artykułu
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Katedrą Notre Dame w Kreml