Nie ulega wątpliwości, że Tusk jest bardziej zainteresowany drugim – i skądinąd późniejszym fundamentalnym projektem – Muzeum Drugiej Wojny Światowej. Bo ten był od początku kojarzony z jego ekipą. Stało się ono przedmiotem ostrej kontrowersji ideowej między środowiskami okołoplatformerskimi i bardziej konserwatywnymi. Te drugie zarzucały tym pierwszym zamiar zbudowania placówki zanadto otwartej na wrażliwość narodów ościennych, takich jak Rosjanie czy Niemcy, co kojarzyło się wręcz z fałszywą symetrią Centrum przeciwko Wypędzeniom.
Jarosław Kaczyński opisał cały zamysł z sejmowej trybuny w kategoriach zagrożenia polskiej racji stanu. Była to krytyka przesadna, zwłaszcza że twórcy tego projektu ze swoich najbardziej "eklektycznych", potencjalnie sprzecznych z polską wrażliwością zapowiedzi szybko się wycofali.
Nawet to Muzeum, będąc oczkiem w głowie Tuska, pozostało na papierze dłużej, niż zapowiadano. Ale ostatnio rząd przeznaczył na jego potrzeby 360 milionów złotych, co, rozłożone na cztery lata, pozwoli stworzyć je naprawdę. Łatwo będzie przedstawić tę decyzję powiązaną z brakiem Muzeum Historii Polskiej jako zwycięstwo platformerskiej wizji historii nad tą bardziej prawicową.
W rzeczywistości przy całej świadomości finansowych kłopotów Polski nasz kraj powinno być stać na oba projekty muzealne. Szczególnie że Muzeum Drugiej Wojny Światowej ma powstać w Gdańsku i być w dużym stopniu nastawione na przyciągnięcie cudzoziemców.
W czasie gdy my nie jesteśmy w stanie zafundować sobie w stolicy placówki przypominającej kompleksowo nasze dzieje (mogłaby być skądinąd turystycznym rarytasem, jak nowoczesne, interaktywnie przemawiające do emocji Muzeum Powstania Warszawskiego), kraje ościenne wydają wielkie sumy na politykę historyczną. Niemcy mają dwa główne muzea historyczne – w Berlinie i w Bonn, wciąż też powołują nowe, tematyczne (Muzeum Stasi), a za pomocą Centrum przeciwko Wypędzonych próbują mocno wpływać na europejską narrację. My tymczasem nie mamy gdzie wystawić rękopisów polskich królów (Muzeum Narodowe zajmuje się sztuką, nie historią polityczną), więc trzymamy je w magazynach. O upamiętnieniu choćby czasów komunizmu, z jego bohaterami i ofiarami, nie wspomnę.