Rosjanie w geście przyjaźni wobec Polaków pragnęli ufundować tablicę pamiątkową – czytamy. Czy autor czerpie tę wiedzę ze zwierzeń władz rosyjskich? Nie dowiadujemy się. "Ale wcześniej, 13 listopada, zjawili się tu reprezentanci stowarzyszenia Katyń 2010 z wdową po szefie IPN Januszu Kurtyce na czele. (...) Raz-dwa, nikogo nie pytając, przykręcili swoją tablicę upamiętniającą tych, którzy zginęli w drodze na uroczystości ku czci "ofiar sowieckiego ludobójstwa w Lesie Katyńskim"".

Prawda, jaki skandal? Po pierwsze, niewłaściwa wdowa (po prezesie IPN); i ledwie siedem miesięcy od tragedii, "raz-dwa" rodziny postanowiły ją upamiętnić. Nie zapytały władz. No i ten napis.

"Wyobraźmy sobie, że jakaś delegacja rosyjska zjawia się w Polsce na cmentarzu czerwonoarmistów, którzy zmarli w obozach jenieckich po wojnie 1920 r., i umieszcza tam napis "o ofiarach polskiego ludobójstwa". Jak byśmy to nazwali?".

Pomysł, aby śmierć jeńców rosyjskich, którzy umarli z powodu chorób w Polsce w latach 20., uznać za "polskie ludobójstwo", pojawił się w propagandzie rosyjskiej z początkiem lat 90. Gorbaczow, który zrozumiał, że nie sposób już będzie negować zbrodni katyńskiej, zażądał od swoich propagandzistów, aby wynaleźli mu coś podobnego po stronie polskiej. I wynaleźli. Kłamstwo o "polskim ludobójstwie" zaczęło w Rosji funkcjonować. Potwierdza je "Gazeta Wyborcza", traktując na równi mord dokonany przez Sowietów w 1940 roku i śmierć czerwonoarmistów 20 lat wcześniej.

Nienawiść do "polskiej megalomanii", lęk, że po Smoleńsku obudzi się narodowa duma, powodowały, że w polsko-rosyjskich konfliktach "Wyborcza" nieomal zawsze stawała po stronie Moskwy. Dziś stawia na jednej płaszczyźnie pamięć o zbrodni katyńskiej i ponure kłamstwo propagandy Moskwy. Gani ją za nadmiar taktu wobec Polaków.