Piotr Zaremba o śledztwie Rosji ws. katastrofy smoleńskiej

Możliwe, że pomylona sekcja zwłok to produkt gigantycznego rosyjskiego bałaganu, ale jaką mamy w takim razie gwarancję, że cała reszta nie jest równie chaotyczna i niechlujna? – pyta publicysta "Rzeczpospolitej"

Publikacja: 17.04.2011 21:58

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

„Ekshumacyjny koszmar" – tak zatytułowała "Gazeta Wyborcza" w minioną sobotę kolejny odcinek smoleńskiego serialu. Rzecz w tym, że Małgorzata Wassermann, córka posła PiS, kwestionuje rosyjskie dokumenty dotyczące sekcji zwłok jej ojca. Kwestionuje, bo opisano tam organy, które zabitemu w katastrofie posłowi wycięto wiele lat temu. "Podzieliła się makabrycznymi szczegółami z protokołu sekcyjnego" – z przyganą osądził Wojciech Czuchnowski.

Domysły i przecieki

Oglądałem rozmowę Małgorzaty Wassermann z Bohdanem Rymanowskim w TVN 24. Mówiła o tej sprawie bardzo poruszająco, ale oględnie  – zresztą także dlatego, że należy ona do tajemnic śledztwa. Sugestia epatowania okropnościami brzmi szczególnie niegodziwie. Jak inaczej nawiązywać do sprawy, która cała najeżona jest makabrą? Jak rozumiem, "Wyborcza" ma tu jedną receptę: nie mówić o tym, zostawić. Jeśli zamiast protokołu z sekcji Wassermanna rodzina dostała protokół z innej, ma po prostu milczeć. Żeby nie było koszmaru.

Oryginalna to filozofia. A przecież niezależnie od szoku rodziny, która ma poczucie, że została oszukana, jest i pytanie ogólniejsze. W jakiej mierze wiarygodne są w takim razie dokumenty rosyjskie? I nie widzę tu żadnego szukania dziury w całym, czepiania się nieistotnych szczegółów. Sam jestem przeciwnikiem "smoleńskocentryzmu". Ale gdy fakty dosłownie pchają się przed oczy? Mamy udawać, że ich nie ma?

Czuchnowski używa ledwie zakamuflowanego argumentu: inne rodziny nie stwarzają problemów. I cytuje mecenasa Aleksandra Pocieja, pełnomocnika kilku takich rodzin. Nie tylko sugeruje on coś podobnego, ale też udziela dodatkowych informacji. "Pociej podkreśla, że jedyne badanie szczątków, które miało sens, dotyczyło sprawdzenia, czy na zwłokach nie ma śladów po materiałach wybuchowych (świadczyłoby to o możliwym zamachu). "Takie badania były przeprowadzone przez polskich patologów i prokuratorów i śladów tego typu nie znaleziono. Resztę zostawmy, jest zbyt straszna – apeluje adwokat"" – to cytat z "Wyborczej".

O ile mnie pamięć nie myli, polscy patologowie nie uczestniczyli w ogóle w sekcjach. Owszem, w tych pierwszych dniach pomagali rodzinom w identyfikacjach, robili zdjęcia i tyle. Prokuratorzy zaś odgrywali wyłącznie role statystów.

Czy samo obejrzenie zwłok wystarczyło jednym i drugim, aby wykluczyć z całą pewnością owe "ślady po materiałach wybuchowych"? Nie wiem, nie znam się, chciałbym jednak usłyszeć ich niebudzące wątpliwości oświadczenie, że niczego nie przeoczyli, że mieli techniczne możliwości. Bo na razie jesteśmy skazani na domysły i niezbyt precyzyjne przecieki mecenasa Pocieja.

Opuszczone rodziny

A w sensie szerszym jesteśmy w pułapce. Nie neguję politycznego kontekstu całej debaty. I nawet nastawienia niektórych środowisk, które świadomie lub podświadomie bardzo chciałyby, aby to był zamach. Bo taka straszna śmierć nie może być bezsensowna. Bo nie lubią i nie ufają Rosji. Bo to nasuwający się temat kampanii.

Co jednak zrobić, gdy – powtórzę – fakty same pchają się przed oczy? Możliwe, że pomylona sekcja zwłok to jedynie produkt gigantycznego rosyjskiego bałaganu, ale jaką mamy w takim razie gwarancję, że cała reszta nie jest równie chaotyczna, przypadkowa i niechlujna? A możliwość matactw? Znowu powtórzę: nie wiem, mam prawo się nie znać. Jak prawie wszyscy ludzie w Polsce.

Ale teorie spiskowe, podejrzliwość są naturalnym odruchem wobec mocarstwa, które zaledwie wczoraj mordowało Aleksandra Litwinienkę w dziwacznym zamachu przy użyciu polonu. To oni muszą mnie przekonać z całą starannością, że nie ma niczego, co zostawia wątpliwości. A jak jest na razie?

Oddzielną sprawą jest poczucie niektórych rodzin, że zostały opuszczone: przez polskie państwo, przez silne media. Racjonalnie wykładane obawy i podejrzenia Małgorzaty Wassermann są dla dziennikarzy przedmiotem zgorszenia, bo zbyt makabryczne. A dla władz, które powinny jakoś wspierać wrzuconą na głęboką wodę, skazaną na zmaganie z całą potęgą rosyjskiego państwa prokuraturę? Głucha cisza. Mamy to złożyć na ołtarzu ogólniejszych racji. Pomysł i niewykonalny, i przede wszystkim bardzo brzydki.

„Ekshumacyjny koszmar" – tak zatytułowała "Gazeta Wyborcza" w minioną sobotę kolejny odcinek smoleńskiego serialu. Rzecz w tym, że Małgorzata Wassermann, córka posła PiS, kwestionuje rosyjskie dokumenty dotyczące sekcji zwłok jej ojca. Kwestionuje, bo opisano tam organy, które zabitemu w katastrofie posłowi wycięto wiele lat temu. "Podzieliła się makabrycznymi szczegółami z protokołu sekcyjnego" – z przyganą osądził Wojciech Czuchnowski.

Domysły i przecieki

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Matlak: Czego Ukraina i Unia Europejska mogą nauczyć się z rozszerzenia Wspólnoty w 2004 r.
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Wolność słowa w kajdanach, ale nie umarła
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Jak Hołownia może utorować drogę do prezydentury Tuskowi i zwinąć swoją partię
Opinie polityczno - społeczne
Michał Kolanko: Partie stopniowo odchodzą od "modelu celebryckiego" na listach
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Dlaczego nie ma zgody USA na biało-czerwoną szachownicę na F-35?
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił