Miałem kiedyś przyjemność trzymać mowę przed instruktorami harcerskimi. Pytali mnie: czy patriotyzmu da się nauczyć? Odpowiedź była bardzo prosta – jeżeli druhna jest dla zuchów autorytetem, to sprawę mamy z głowy.
Zuchy na pewno zapytają ją o blaszkę, którą ma wpiętą w mundur. Jeżeli dowiedzą się, że krzyż harcerski jest dla niej (dla naszej druhny! ho, ho!) wyróżnieniem, podobnie jak był wyróżnieniem dla „Alka" i „Rudego" – dostali lekcję patriotyzmu. Takiego patriotyzmu, jak rozumie to druhna, niekoniecznie jakiegoś uniwersalnego. Bo to tak działa, ten patriotyzm – z ręki do ręki.
Piękny Europejczyk
W dziejach Polski kłótni o zdradę, polskość i patriotyzm było bardzo wiele – samemu Piłsudskiemu zarzucano agenturalizm, on zaś odpowiadał, że tylko dzięki łasce boskiej ludzie „w tym kraju" nie chodzą na czworakach. Upartyjnienie patriotyzmu zaczyna się w momencie, w którym jakoś zgodzimy się, że „patriotyzm" jest pojęciem związanym z jedną partią polityczną.
W związku z czym – skoro trzymamy nie z tą partią, której udało się wyżej dźwignąć narodowy proporzec, lecz tą drugą, to zaczynamy deprecjonować samo pojęcie patriotyzmu. Piszę te słowa również pod wrażeniem iluś wysłuchanych komentarzy pod adresem egzaminu gimnazjalnego, w którym wiele zadań dotyczyło pojęcia „patriotyzm". No, jakże to, PO u władzy, a egzamin „pisowski"?...
Warstwy „obywatelska" i „bohaterska" patriotyzmu tworzą wspólny koktajl. Wymiaru heroicznego nie da się wyeliminować. Należy tylko zmienić proporcje składników koktajlu