Dobrowlski: Fontanna i barbarzyńcy Hanny Gronkiewicz-Waltz

Wycięcie starodrzewu romantycznego skweru i zainstalowanie tam McFontanny to barbarzyński zamach na sacrum i magię Starówki

Publikacja: 24.05.2011 19:39

Dobrowlski: Fontanna i barbarzyńcy Hanny Gronkiewicz-Waltz

Foto: Archiwum

Red

Warszawski ratusz w czynie wyborczym, bez konsultacji, przetargu i konkursu, zbudował na Podskarpiu Starówki, tuż przy Wisłostradzie, kiczowatą, amerykańską McFontannę w stylu „bidetowo-kafelkowym", niszcząc starodrzew romantycznego Skweru I Dywizji Pancernej i fantazyjną sadzawkę z wodotryskiem, która winna była być w ewidencji zabytków.

Skwer projektował w końcu lat 60. XX w. nestor polskiej architektury ogrodowej prof. Longin Majdecki – autor założeń ogrodowych przed pomnikiem Chopina w Łazienkach i przed Sejmem oraz unikalnego podręcznika „Historia ogrodów". Pod hasłem „modernizacji skweru z zaniedbanym oczkiem wodnym"! Zaniedbanym przez kogo?

Betonowa pustynia

Mostostal zdewastował romantyczne planty miejskie, budując wybrukowaną pustynię, która będzie patelnią latem, a pustkowiem zimą. Ratusz nazwał ją „błoniami"! Ludzi kultury, warszawiaków z krwi i kości, nikogo obdarzonego choć odrobiną smaku, szacunku dla dziedzictwa narodowego i przyrody, nie cieszy kamienno-stalowy bzdet rodem z Las Vegas na tle panoramy zabytkowych kościołów Nowego Miasta, postawiony kosztem nadwiślańskich plant, tego kruchego pasa drogocennej zieleni.

Usunięto stare drzewa, niektóre wbrew radom wybitnego dendrologa, dra hab. Jacka Borowskiego z SGGW. W dodatku ścięto pod kościołem Nawiedzenia NMP dwie wspaniałe, zdrowe, rosochate topole czarne, monumentalne baobaby nadwiślańskie, ponad 120-letnie relikty rodzimych łęgów wierzbowo-topolowych, które winny być pomnikami przyrody (największa miała ponad 635 cm obwodu), nie pytając o zdanie dendrologa dra Waldemara Kowalczuka, który zezwolił jedynie na ścięcie mniejszych topoli. Dendrolodzy amerykańscy nakazują sadzić topole w miastach (stąd ich tyle w Nowym Jorku i Bostonie), ponieważ najlepiej ze wszystkich drzew chłoną spaliny i chronią przed hałasem, ale dla urzędników warszawskiego ratusza są to chwasty! Wycinają je wszędzie (na Podzamczu kilkadziesiąt) głosząc, że spadają ich konary, a puch topoli wywołuje alergie. Tymczasem prof. Edward Zawisza udowodnił, że czynią to pylące się w tym samym czasie trawy.

Dla Renaty Kaznowskiej, dyrektor Zarządu Terenów Publicznych, park pod Skarpą nie jest żadnym zabytkiem, bo według niej powstał po II wojnie, choć wycięła tam wspomniane 120-letnie rodzime topole, które nazwała „samosiejkami"! Chętnie też serwuje bajeczki, że „w sekundy po przebiegającym dziecku spadł potężny konar", albo że „doszło do wyłamania drzewa przy bezwietrznej pogodzie". Nikt poza nią nie zna tych przypadków. Prof. Krzysztof Błażejczyk z Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN, który od 1999 r. bada, jak zmienia się klimat Warszawy, głosi, że: „Pomysły usunięcia z centrum miast jakichkolwiek fragmentów starej zieleni wysokiej są zawsze fatalne i krótkowzroczne".

Barbarzyńskie cięcia

Stołeczna Konserwator Ewa Nekanda-Trepka od dziesięciu lat demonstruje manię „odsłaniania perspektyw na mury" przez wycinki starych drzew. W swoich dokumentach ostrzega przed „inwazyjną zielenią na Podskarpiu" i przed ekologami „nie rozumiejącymi problemów konserwacji zabytków". Ale to pani konserwator nie rozumie, że drzewa też są zabytkami, ba!, nawet pomnikami przyrody. Najstarsze warszawskie drzewo – dąb Mieszko w Natolinie – jest rówieśnikiem Zamku i Archikatedry. Dlaczego to biuro konserwatora, a nie Zarząd Terenów Zielonych, jak w innych miastach, udziela zgody na te barbarzyńskie cięcia? W zachodniej Europie nie ma zamków bez drzew, a przy Zamku Królewskim w Warszawie rośnie tylko jeden samotny dąb posadzony przez mieszkańców. Najpierw poszły pod topór okalające Zamek od Wisły przedwojenne wierzby płaczące, potem, posadzone tuż po wojnie, tuje przy schodach od Pałacu pod Blachą do Trasy W-Z. Zamek jest goły.

Dalej, przy murach biegnących od Barbakanu ku Wiśle wycięto 27 cennych drzew (w tym wiele ozdobnych owocowych), łamiąc uchwałę o ochronie przyrody oraz 500 mkw. krzewów, a po wycince, u zbiegu Mostowej i Brzozowej ustawiono obok czarnych, stylowych latarni pastorałowych kilkanaście niższych, szarych, nowomodnych. I to w granicach Starego Miasta wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO!

Przy okazji usunięto 91 polodowcowych głazów narzutowych pochodzących z fundamentów szpitala św. Łazarza i wpisanych do ewidencji zabytków, by posadzić krzaczki irgi płożącej i śnieguliczki w celu „podkreślenia skali murów Barbakanu". Po protestach mieszkańców część poobijanych głazów zwrócono, a przecież pani konserwator stołeczna zaklinała się, że to bez jej wiedzy, że głazy wrócą po umyciu i będą wkopane! Wróciły poobijane i kibole je turlają jak chcą. Wycięcie obok 14 starych topoli rosnących wzdłuż budynku przy ul. Bugaj 14 ujawniło brzydotę tej budowli, a parter podszedł wodą, bo drzewa były pompami odparowującymi. To świetny interes, bo topolowe drewno kominkowe sprzedaje się bez rachunku.

Prezydent Stefan Starzyński, naśladując szpalery topoli w Italii, sadził je nawet w Alejach Jerozolimskich. Bez rodzimych łęgów topolowo-wierzbowych lewy brzeg Wisły będzie sztuczny i nasadzenia z drzewek i krzewów tego nie poprawią.

A jednak ratusz szermuje argumentem, że realizuje przedwojenną wizję prezydenta Starzyńskiego odwracania Warszawy do Wisły i tworzenia bulwarów, a McFontannę nazywa „salonem nadwodnym Stolicy". Każdy architekt wie, że nie będzie żadnych bulwarów, póki nie schowa się Wisłostrady w tunelu. Nie będzie też żadnego „salonu" przy sześciopasmowej, cuchnącej i huczącej autostradzie odcinającej miasto od Wisły. Według nauk feng shui skarpa Warszawy ma silną smoczą energię jang, dlatego stanowi centrum władzy i biznesu, natomiast Praga emanuje spokojną energią jin. Odwrócenie obu części stolicy ku Wiśle winno je zrównoważyć.

Niestety, od Wisłostrady bije negatywna, tygrysia energia shia, którą McFontanna jeszcze potęguje. Miasto, mimo picowanych bulwarów, pozostanie rozdarte. Dlatego też, by urzeczywistnić jedyną sensowną wizję zrównoważonego rozwoju Warszawy, apeluję, by Oddział Warszawski SARP i Oddział Warszawski Towarzystwa Urbanistów Polskich powołały Komitet Budowy Tunelu Wisłostrady na wysokości Starówki i ogłosiły międzynarodowy konkurs.

Żałosny PR

McFontannę zbudowano dlatego, że prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz ma megamultifontannę bijącą na 40 m do góry i na jej otwarcie przyszło 25 tys. osób, a pani prezydent też musi mieć podobną, i tłumy. Urzędnicy warszawskiego ratusza są w ekstazie, że ich McFontanna ma więcej dysz od wrocławskiej! To żałosny PR przypominający propagandę sukcesu z epoki Gierka. To nic, że wrocławska fontanna przestała działać po kilku tygodniach, bo niecka przecieka, a druga mniejsza, na Rynku Wrocławskim, też nie działa, bo wysiadł sterujący system komputerowy. To nic, że fontanna w warszawskim parku im. Śmigłego Rydza, otwarta z takim hukiem, psuje się, a dzieci pływają w niej razem z bakteriami coli.

Dlaczego niszczy się genius loci Starówki? Skarpę z kościołem Nawiedzenia NMP z XV w. owianą legendami o pogańskich miejscach kultu, o grocie syreny, o Warsie i Sawie, po prostu znokautowano. Wycięcie starodrzewu romantycznego skweru i zainstalowanie tam McFontanny to barbarzyński zamach na magię Starówki. Multimedialne fajerwerki nie pielęgnują jej ducha.

W miejscu Warszawskiego Obszaru Krajobrazu Chronionego ustanowionego dekretem wojewody mazowieckiego, działającego w duchu Europejskiej Konwencji Krajobrazowej opracowanej przez Radę Europy, oraz na terenie Pomnika Historii, jakim decyzją prezydenta RP Lecha Wałęsy jest m.in. cała Starówka wraz z Podskarpiem, w strefie buforowej kontemplacyjnego klasztoru ss. Sakramentek, umieszczonego na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO, pojawił się inwazyjny techno-stwór. Ma on uatrakcyjniać panoramę Starówki, która urzędników ratusza nudzi, a Chopin w stylu techno i Lady Gaga mają zagłuszać studecybelowy huk Wisłostrady. Jest też „pluskawisko" dla dzieci, bo dzieci kochają samochody i lubią wdychać spaliny, i kąpać się z pierwiastkami ciężkimi. I przyjdą tłumy, i będzie super, i cacy, a toalet nie projektuje się, bo ustawi się toi toi, które dostarczą wrażeń węchowych.

Zmora mieszkańców

Fontannę zbudowano mimo protestów: mieszkańców Starówki, Polskiego Komitetu UNESCO, warszawskiego oddziału SARP, Stowarzyszenia Historyków Sztuki i Przeoryszy klasztoru ss. Sakramentek. Nie zapytano o zdanie ani rady urbanistów, ani rady architektów przy prezydencie miasta, nie mówiąc o Komisji Ładu Przestrzennego. Fontannę zbudowano kosztem utrącenia trzech już zaakceptowanych inwestycji. Ratusz wziął się za wycinkę drzew, bez zgody na budowę, nie czekając nawet na uprawomocnienie się decyzji. Radni nie otrzymali pełnej dokumentacji „modernizacji fontanny", czytaj – projektu budowy Multimedialnego Parku Fontann, ani kalkulacji kosztów eksploatacji. Nie wiemy, ile kosztuje jeden show.

Burmistrz Śródmieścia Wojciech Bartelski tak napisał w liście do przewodniczącej Rady Dzielnicy Śródmieście Agnieszki Gierzyńskiej-Zalewskiej z PO: „Odnosząc się natomiast do zarzutu braku dialogu społecznego uprzejmie zawiadamiam, iż... Skwer I Dywizji Pancernej nie jest położony w bezpośrednim sąsiedztwie zabudowań mieszkalnych, a poprzedzony strefą budowli sakralnych". Pan burmistrz się myli.

W polu rażenia głośników mieszkają ludzie przy ul. Rajców 2/4/6/8, w plebanii kościoła Nawiedzenia NMP, w domu oo. Redemptorystów przy kościele św. Benona, przy Rynku Nowego Miasta 6/8/10, w klasztorze ss. Sakramentek, przy ul. Bugaj i ul. Mostowej. W czasie próby głośników przeprowadzonej w Wielkim Tygodniu (!) drżały szyby nawet na ul. Franciszkańskiej. Otwarcie fontanny w deszczu 7 maja skończyło się totalnym chaosem komunikacyjnym, 15 tysięcy ludzi, nie puszczonych przez zamkniętą Wisłostradę, nie mieszcząc się na podejściu Skarpą i na jedynych schodach, deptało po sobie i po trawnikach. Fajerwerki gruchnęły o godzinie 22 i 24. Rada Osiedla pozwała ratusz do sądu o nękanie hałasem, bowiem Starówkę wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO jako „dzielnicę mieszkalną".

Tydzień później nie było deszczu i po pokazie poczuliśmy, że zasikano wszystkie bramy i podwórka. Te tysiące fontann czynią Warszawę stolicą amoniaku! W dodatku Starówka tonęła w egipskich ciemnościach, ponieważ, by starczyło mocy na fontannowy show, wyłączono oświetlenie wielu ulic. O północy watahy chuliganów częstowały nas chóralnym rykiem. Niedzielny poranek ukazał wiernym idącym na msze krajobraz po bitwie – butelki, pety, opakowania. Tak jest co tydzień.

Bella piazzetta

Urzędnicy pozbawieni szacunku dla mieszkańców i kultury wysokiej nie żywią też szacunku dla życia duchowego. McFontanna stoi u stóp trzech kościołów.

Benedyktynki-Sakramentki to przecież zakon kontemplacyjny, adorujący Przenajświętszy Sakrament dzień i noc. Autor pomysłu McFontanny – wiceprezydent Warszawy Andrzej Jakubiak, z wykształcenia bankowiec, uważa, że „przestrzeń Warszawy najlepiej jest ożywić przez ruch wody, która wprowadza spokój i harmonię. Polecenie od pani prezydent jest takie, by wytypować miejsca pod nowe fontanny w mieście". Dlatego wybrano Podskarpie Starówki przy Wisłostradzie!

Pan Jakubiak zasłynął swoją oceną uroku Rynku Starego Miasta. „Gazeta Stołeczna" z 8.03.2010 cytuje jego słowa: „Zależy nam też, by ożywić ponury Rynek Nowego Miasta, bo jaka tam dziś panuje atmosfera, każdy widzi".

Rynek Nowego Miasta, po harmidrze Rynku Starego Miasta, jest dla turysty oazą spokoju z pięcioma restauracyjnymi ogródkami. Miło jest patrzeć na piękny, harmonijnie zabudowany plac, nad którym góruje jasna, subtelna sylweta kościoła św. Kazimierza i klasztoru ss. Sakramentek podkreślona ciemnymi cisami. Takie urokliwe sanktuarium ciszy w dwumilionowym mieście jest bezcenne. Gdy jadłem tam lunch z profesor literatury z Florencji, ta patrząc na plac, powiedziała: „Che bella piazzetta...".

Jednak bankowcy z ratusza nie czują magii tego miejsca. Spragnieni oklasków, chcąc nas uszczęśliwić na siłę, postawili obok kiczowaty pomnik swojej arogancji nadający się tylko do wygwizdania. Za te kilkanaście milionów wydanych na plebejską fontannę przy autostradzie można by ratować sypiącą się Starówkę, z której wyrugowano prawie cały koloryt lokalny (księgarnie, zieleniaki, sklepiki, rzemieślników), ale do tego ratusz nie ma serca, bo to nie jest PR-owy interes. Z lokalnego kolorytu mamy tylko rosnącą plagę bezdomnych alkoholików kontrolujących parkingi.

Slums zamiast zabytku

Starówka wygląda jak slums. Zrujnowane, brudne, niepomalowane fasady, odpadające tynki, oberwane rynny, zielone od grzyba ściany, popękane chodniki, wycięte drzewa. Gdzieniegdzie kapitalistyczny lifting, ale tylko do pierwszego piętra, bowiem dzierżawcy lokali użytkowych mają nakaz malowania parteru, ale wyżej jest już kostropaty Trzeci Świat. Dwa lata temu na Wąskim Dunaju otarł się o mnie, spadając, prawie dwumetrowy gzyms. Wspólnoty otrzymały od ratusza zrujnowane domy, ale są zbyt biedne, by przeprowadzać kapitalne remonty. Zresztą w większości domów wspólnoty są nadal mniejszościowym właścicielem. Głównym beneficjentem stale podnoszonych czynszów jest nadal miasto.

Przed trzema laty Stowarzyszenie Zarządów Wspólnot Starego i Nowego Miasta oraz Mariensztatu złożyło w ratuszu projekt rewitalizacji Starówki wspólnymi siłami z ratuszem. Bez odzewu. Przed dwoma laty Stowarzyszenie przedstawiło projekt pozyskania na ten cel funduszy z Unii. Ratusz dwukrotnie go odrzucił. A przecież wystarczy zrobić tak jak w Brukseli czy Amsterdamie, gdzie z tej racji, że zabytkowych domów nie można rozbudowywać ani przerabiać, płaci się mniejsze o 50 procent podatki, a ratusze współfinansują remonty. Ale tam rządzą dbający o wspólne dobro odpowiedzialni mieszczanie w dwudziestym którymś pokoleniu, a nie tępa korporacja.

Urzędnicy naiwnie myślą, że turyści zachwyceni McFontanną nie zauważą spadających dachówek, odrapanych, popękanych fasad, starych rynien ani wykwitów białego grzyba na murach Barbakanu rewitalizowanych od 10 lat zagrzybioną cegłą. Mylą się, tej wiosny tynk spadający z budynku Muzeum Azji i Pacyfiku przy ul. Freta wytrącił z ręki japońskiej turystki aparat fotograficzny i uderzył ją w nogę. Robiła zdjęcie odrapanej fasady Muzeum Marii Curie Skłodowskiej, którą dopiero w drugiej połowie obecnego Jubileuszowego Roku naszej dubeltowej noblistki, ratusz raczy odnowić.

Za rządów pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz zamiast obywatelskiej demokracji służącej społeczeństwu mamy dyktat deweloperów w układzie z pozbawionymi smaku i poczucia odpowiedzialności urzędnikami ratusza. Czołowy deweloper Zbigniew Jakubas dostał, mimo protestów, warunkową zgodę na budowę drugiego szklanego biurowca między ulicami: Ciasną, Świętojerską, Koźlą i Freta i czeka tylko na decyzję konserwator stołecznej. Ufam, że będzie negatywna, bowiem na tym terenie są nieprzebadane przez archeologów krypty nieistniejącego już kościoła św. Jerzego, jednego z najstarszych w Warszawie, a tuż obok, pod ul. Koźlą, podziemne jezioro. Ma się też zlikwidować niezbędny parking przy pl. Zamkowym, by postawić tam dysharmonijny apartamentowiec.

Atak deweloperów na Starówkę to dewastacja przez zabudowę i pogłębianie kakofonii urbanistycznej. Wiceprezydent Włodzimierz Paszyński przekazał już sąsiadom klasztoru sióstr Benedyktynek-Sakramentek na skarpie, czyli Zespołowi Ognisk Wychowawczych im. K. Lisickiego „Dziadka", że za rok będą eksmitowani, ponieważ ratusz chce tam budować centrum szkolenia swoich kadr.

Jeśli nie będzie zdecydowanego protestu architektów, urbanistów, historyków sztuki, ekologów i światłych obywateli Warszawy, zniszczony zostanie urok Starówki przez barbarzyńców z ratusza, próbujących przerobić naszą stolicę na modłę prowincjonalnego amerykańskiego McMiasta. Amerykanie mogą nas inspirować tylko znakomitą infrastrukturą, żyjemy jednak w Europie o bogatej wielokulturowej tradycji, która u nas też rozkwitała. Czerpmy z niej dalej i przetwarzajmy ją, a przestaniemy być peryferyjnym pawiem i papugą McŚwiata.

Autor jest anglistą, poetą, tłumaczem, krytykiem teatralnym, eseistą i scenarzystą. Współpracownik BBC przy reportażach i filmach dokumentalnych od 1989 r. Odznaczony brązowym medalem „Gloria Artis".

Warszawski ratusz w czynie wyborczym, bez konsultacji, przetargu i konkursu, zbudował na Podskarpiu Starówki, tuż przy Wisłostradzie, kiczowatą, amerykańską McFontannę w stylu „bidetowo-kafelkowym", niszcząc starodrzew romantycznego Skweru I Dywizji Pancernej i fantazyjną sadzawkę z wodotryskiem, która winna była być w ewidencji zabytków.

Skwer projektował w końcu lat 60. XX w. nestor polskiej architektury ogrodowej prof. Longin Majdecki – autor założeń ogrodowych przed pomnikiem Chopina w Łazienkach i przed Sejmem oraz unikalnego podręcznika „Historia ogrodów". Pod hasłem „modernizacji skweru z zaniedbanym oczkiem wodnym"! Zaniedbanym przez kogo?

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?