Bronisław Wildstein o Krzysztofie Piesiewiczu

Być może Piesiewicz uznaje, że tak zwanemu wyborcy może powiedzieć wszystko, jeśli tylko staną za nim media – pisze publicysta „Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 21.07.2011 11:29 Publikacja: 20.07.2011 19:09

Bronisław Wildstein

Bronisław Wildstein

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

W sprawie Krzysztofa Piesiewicza wszystko jest dwuznaczne. Dziennikarze często są upominani, aby się nią za bardzo nie zajmowali, gdyż w ten sposób stają się wspólnikami szantażystów. Cóż jednak zrobić, kiedy to sama ofiara koniecznie chce o sobie przypominać, z własnej woli wędruje na okładki tygodników i do wszelkich możliwych mediów oraz – przede wszystkim – zdecydowała się wziąć udział w wyborach do Senatu.

Naczelnemu "Wprost" Tomaszowi Lisowi Piesiewicz deklaruje, że startuje po to, aby "nie poddać się podłości" i udowodnić swoją "odwagę". Biorąc pod uwagę, że to senacki immunitet ochronił adwokata od odpowiedzialności karnej w sprawie o używanie narkotyków (na początku oświadczył, że się go zrzeknie, ale potem zmienił zdanie), a ewentualny wybór chronić go będzie nadal, można uznać, że co najmniej nadużywa on tego słowa.

Na najwyższym diapazonie

Piesiewicz lubi wypowiadać się na najwyższym diapazonie. W "Rzeczpospolitej" mówi, że płacił szantażystom, aby "odkupić swoją godność". Chociaż wydatkował sporo, taki pomysł nabywania czy choćby odzyskiwania godności wydaje się dwuznaczny, żeby nie powiedzieć: groteskowy.

Jako przyczynę kłopotów Piesiewicz podaje swoją naiwność i łatwowierność. Po prostu adwokatowi z blisko 40-letnią praktyką, oskarżycielowi posiłkowemu w procesie morderców ks. Jerzego Popiełuszki, któremu w bestialski sposób zamordowano matkę, nie przyszło do głowy, że ludzie mogą być zdolni do takiej podłości jak dobrze przygotowany szantaż.

 

 

Przypuśćmy, że tłumaczenie senatora Platformy Obywatelskiej potraktujemy serio. Co mówiłoby ono o jego inteligencji i wrażliwości? Czy oznaczałoby, że nie dostrzegał on skrajnego zła, nawet gdy dosięgło jego najbliższych, dopóki ktoś nie zagroził mu osobiście? Czy chcemy, aby taka osoba reprezentowała nas w parlamencie? A może Piesiewicz uznaje, że tak zwanemu wyborcy może powiedzieć wszystko, jeśli tylko staną za nim media, naczelny tygodnika będzie mu basował w wywiadzie, a we wstępniaku w tym samym numerze stwierdzi, że jego start w wyborach to obowiązek?

Dziwna pułapka

Piesiewicz tłumaczy nam, że sprawa przeciw niemu nie była zwyczajnym szantażem, ale jakąś bliżej nieokreśloną prowokacją, która miała wyeliminować go z życia publicznego. Komu więc i czym senator miał się narazić i kto przygotował nań pułapkę?

Nie znamy żadnych jego działań w  III RP, które mogłyby uzasadniać tego typu podejrzenia. Trudno więc dociec, kto miałby na niego dybać, a Piesiewicz nie podsuwa żadnych tropów, ograniczając się do sugestii. Dość dziwne to zachowanie, a najprostszym wyjaśnieniem jest potraktowanie go jako elementu strategii senatora służącej obronie jego immunitetu. Gdyż jeśli byłaby to prowokacja, to rzeczywiście nie wolno byłoby ulec tym, którzy ją przygotowali. Tylko kto miałby nimi być? Ubecy od Popiełuszki?

Ale Piesiewicz nie podejmował przecież żadnych działań, aby tę ciągle nie w pełni rozwiązaną sprawę kontynuować. Morderstwo jego matki było rzeczywiście wstrząsające – znaleziono ją związaną dokładnie w taki sam sposób jak księdza Jerzego – ale pomimo przypominania o tej tragedii nie są znane żadne przedsięwzięcia Piesiewicza w celu jej wyjaśnienia.

Jego sugestie dotyczące prowokacji jako właściwego tła wymierzonego weń szantażu zupełnie więc nie przekonują. Długi czas Piesiewicz – przypominam: doświadczony adwokat – opłaca się szantażystom i odmawia ich ścigania, co nie wystawia mu najlepszego świadectwa. Jego tłumaczenia czy to na temat "odkupywania godności" czy empatii i zaufania, jakie żywił do szantażystów, przy równoczesnym opisie ich wyrachowania są absolutnie niewiarygodne i pogrążają go jeszcze bardziej. Dodatkowo – świadczą o zupełnym lekceważeniu odbiorcy.

A sprawa rzeczywiście jest warta głębszej analizy. Abstrahując nawet od nieumotywowanej hipotezy prowokacji, fakt zastawiania sideł na jednego z bardziej znanych senatorów w Polsce, celebrytę, sławnego adwokata i scenarzystę – musi bulwersować. Oznacza poczucie zupełnej bezkarności ze strony przestępców i albo jest jeszcze jednym dowodem na słabość naszego państwa, albo ma jeszcze jedno dno.

Akty strzeliste

Najbardziej szokuje w niej zachowanie organizatora całej operacji, Zbigniewa S. ps. Niemiec. Uprzednio skazany na dziewięć lat więzienia za gwałty i napady z bronią w ręku sutener ten był jednym z przywódców bojówek atakujących obrońców krzyża przed Pałacem Prezydenckim.

Otóż, bez względu na typ charakterologiczny przestępca po sporej odsiadce, przeciwko któremu toczy się śledztwo, raczej się schowa w mysią dziurę, niż będzie podejmował w świetle kamer ryzykowne działania. I to przestępca, u którego nie widać śladów obłędu. Tymczasem Zbigniew S. przyjeżdżał regularnie przed Pałac Prezydencki swoim luksusowym mercedesem, aby wręcz grzać się w świetle kamer. Czyżby miał obietnicę immunitetu?

To tym zachowaniem swojego głównego prześladowcy Piesiewicz powinien się zainteresować. Nie zrobił tego. Być może byłoby to zbyt ryzykowne dla powtarzającego o swojej odwadze senatora. W wywiadzie dla Tomasza Lisa wygłasza akty strzeliste do premiera Donalda Tuska. Przecież może zostać wybrany wyłącznie dzięki aprobacie establishmentu III RP.

Wolno wszystko?

Wydaje się, że ma już ją w kieszeni. Janina Paradowska zdążyła zapowiedzieć, że będzie na niego głosować. Przecież istotą III RP jest uznanie, że ludziom z jej elit ("autorytetom") wolno wszystko i nic nie może ich skompromitować. Wywiad Lisa poprzedzony wstępniakiem, w którym naczelny tłumaczy swoim czytelnikom, jak należy go czytać, jest pod tym względem niezwykle poglądowy.

Naczelny "Wprost" przechodzi do porządku dziennego nad wszelkimi niekonsekwencjami czy wręcz głupstwami, które z niebywałą egzaltacją wciska mu rozmówca. W pewnym momencie jednak odzywa się w nim czujność. Piesiewicz opowiada, że jeden z szantażystów powoływał się: "na dwóch wysokiej rangi hierarchów kościelnych. Więcej, wyjmuje z torby gratulacje od nich, książki z dedykacjami".

– "Jeśli to był kościół garnizonowy, to od razu nasuwa się myśl, że jedną z tych osób był arcybiskup Głódź" – nie omieszka podzielić się swoją na ten moment przebudzoną czujnością redaktor Lis. "Myśl", którą formułuje, to czystej wody insynuacja. Wiadomo, że Głódź nie cieszy się sympatią salonu  III RP. Każde podejrzenie przeciw niemu jest więc mile widziane. Jeśli nawet to, co powiedział Piesiewicz, było prawdą – a całość jego wyjaśnień każe podchodzić do nich z niezwykłą rezerwą – to czego dowodem jest dedykacja w książce? Lis może tego nie wiedzieć, ale każdy wieczór autorski kończy się sesją imiennych dedykacji dla z reguły nieznanych ludzi.

No, ale sprawa jest oczywista. Z natury III RP wszystko świadczy na korzyść Piesiewicza, a wszystko przeciw Głódziowi.

W sprawie Krzysztofa Piesiewicza wszystko jest dwuznaczne. Dziennikarze często są upominani, aby się nią za bardzo nie zajmowali, gdyż w ten sposób stają się wspólnikami szantażystów. Cóż jednak zrobić, kiedy to sama ofiara koniecznie chce o sobie przypominać, z własnej woli wędruje na okładki tygodników i do wszelkich możliwych mediów oraz – przede wszystkim – zdecydowała się wziąć udział w wyborach do Senatu.

Naczelnemu "Wprost" Tomaszowi Lisowi Piesiewicz deklaruje, że startuje po to, aby "nie poddać się podłości" i udowodnić swoją "odwagę". Biorąc pod uwagę, że to senacki immunitet ochronił adwokata od odpowiedzialności karnej w sprawie o używanie narkotyków (na początku oświadczył, że się go zrzeknie, ale potem zmienił zdanie), a ewentualny wybór chronić go będzie nadal, można uznać, że co najmniej nadużywa on tego słowa.

Pozostało 87% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?