O kampanii wyborczej pisze Piotr Gursztyn

To prawda, że PiS gra na demobilizację potencjalnych wyborców PO. Ale czy i Platforma nie dążyła do tego, aby utrudnić konkurentom dotarcie do sobie nieprzychylnej grupy wyborców? – pyta publicysta "Rzeczpospolitej"

Publikacja: 04.08.2011 19:32

Piotr Gursztyn

Piotr Gursztyn

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Czesław Miłosz w "Zniewolonym umyśle" zacytował słowa swojego żydowskiego znajomego: "Jeżeli dwóch kłóci się, a jeden ma rzetelnych 55 procent racji, to bardzo dobrze i nie ma co się szarpać. A jak ma 60 procent racji? To ślicznie, to wielkie szczęście i niech Panu Bogu dziękuje! A co powiedzieć o 75 procent racji? Mądrzy ludzie powiadają, że to bardzo podejrzane. No, a co o 100 procent? Taki, co mówi, że ma 100 procent racji, to paskudny gwałtownik, straszny rabuśnik, największy łajdak".

Te słowa to więcej niż tylko zabawna anegdota. Jest w nich głęboki sens odnoszący się do reguł demokratycznej polityki. Słowa cytowane przez Miłosza przypomniały mi się, gdy Trybunał Konstytucyjny ogłosił swoje orzeczenie w sprawie kodeksu wyborczego. To było bardzo dobre orzeczenie, i nie chodzi tu, że Trybunał zadowolił strony na zasadzie "dla każdego coś miłego" – jak czasem komentowano to w mediach.

Kodeks z błędami

TK wydał werdykt, który nie upokorzył żadnej strony. Obu dał poczucie, że są jeszcze sądy w Warszawie. To szczególnie ważne w przypadku PiS, partii, której zarzuca się, że staje się antysystemowa. W partii Jarosława Kaczyńskiego panuje dojmujące poczucie, że rządzący mają już prawie wszystkie instytucje państwowe w swoich rękach. I skądinąd jest to obserwacja mająca bliski związek z rzeczywistością.

 

 

Logika, aby nie gnębić do końca nielubianej przez siebie partii, jest obca politologowi doktorowi Jackowi Kucharczykowi, autorowi tekstu "Radość polityków, strata obywateli" ("Rz", 25 lipca). Kucharczyk ubolewa, że TK odrzucił część zapisów kodeksu wyborczego. Twierdzi, że w ten sposób obywatele stracili m.in. szansę "na bardziej merytoryczną debatę przedwyborczą".

Dziwi logika znanego politologa, bo kto jak kto, ale on wie, że długo jeszcze będziemy w Polsce żyli z PiS, Platformą, SLD i funkcjonującymi w tych partiach politykami. Płonna jest nadzieja, że nielubiana partia zniknie, gdy będzie bombardowana dzień po dniu upokarzającymi ją klęskami. Doktor Kucharczyk – jak wynika z tekstu – byłby zadowolony, gdyby Trybunał odrzucił wszystkie wnioski PiS.

To identyczne oczekiwanie co u polityków PO. Ich motywację doskonale rozumiemy. To a rebours motywacja polityków PiS, którzy oczekiwali, że TK całkowicie pognębi Platformę, uznając jej kodeks za całkowicie niekonstytucyjny.

Trybunał oczywiście nie kierował się chęcią znalezienia kompromisu. Analizował przepis po przepisie i znajdował w nich braki lub uznawał, że są bez zarzutu. Polski parlament co jakiś czas wypuszcza ustawy z wadliwie sformułowanymi przepisami. Kodeks wyborczy był tworzony z pewnym pośpiechem, dopisywano doń lub skreślano kolejne punkty, zatem nic dziwnego, że zdarzyły się w nim błędy.

Jest też faktem, że sędziowie spierali się między sobą i wydali zdania odrębne (ale – upraszczając – są wśród nich głosy proplatformerskie tak samo jak i propisowskie). To zresztą nic nadzwyczajnego – sądy najwyższe w całym demokratycznym świecie przegłosowują kwestie budzące kontrowersje.

Billboardy są wszędzie

Politycy mają w tym przypadku większe prawo do głoszenia żalu, że TK utrącił im jakieś przepisy lub odrzucił ich wnioski. Źle się dzieje, gdy naukowiec całkowicie bierze stronę jednego z uczestników sporu, nie próbując nawet wczuć się w racje drugiego. Przypomnijmy, że w sporze uczestniczą dwie legalne partie, a w Polsce nie wybuchła jeszcze wojna domowa. Ktoś, kto nie ma legitymacji partyjnej, naprawdę nie ma obowiązku powtarzania tego, co głoszą członkowie danego ugrupowania. Zwłaszcza że polityka jest tak skomplikowana, iż nikt w niej nie ma 100 procent racji ani nieskazitelnie czystych intencji.

"Politycy PiS i kibicujący im prawicowi publicyści powitali wyrok Trybunału Konstytucyjnego jako zwycięstwo partii Jarosława Kaczyńskiego i porażkę PO" – pisze już w pierwszym zdaniu dr Kucharczyk. Gdy dodamy zdanie, że skutki orzeczenia dadzą "temat do kolejnych wypracowań prawicowych publicystów na temat postpolityki", to trudno uznać tekst doktora (bynajmniej nie wypracowanie) za spokojną prognozę następstw decyzji TK.

Skądinąd Kucharczyk nie pisze całkiem prawdy, bo większość tzw. prawicowych publicystów pisała o orzeczeniu jako o remisie. Ich ocena w większości była dość podobna do tego, co pisali publicyści... no właśnie, jak ich nazwać, Panie Doktorze? Publicystami prorządowymi?

Ale dość tych złośliwości. Polska debata nimi zanadto kipi. I będzie kipiała niezależnie od tego, czy PiS będzie miało prawo produkować spoty, czy też nie. Argument Kucharczyka głosi, że ograniczenia w sprawie spotów poprawiłyby jakość debaty. Otóż nie. Przede wszystkim, miały być dozwolone w tzw. bezpłatnym czasie. Miały być też emitowane w Internecie, co często zmuszałoby stacje telewizyjne do ich pokazywania w programach informacyjnych i publicystycznych.

Podobnie "krokiem we właściwym kierunku" miałby być zakaz wywieszania billboardów. A czym to się różni od tzw. citylightów na przystankach autobusów? Może tym, że citylighty są w wielkich miastach, a nie ma ich na prowincji? Billboardy zaś wieszane są wszędzie.

Rzekomo równe szanse

Wielu autorów, w tym i doktor Kucharczyk, stawia zarzut PiS, że gra na demobilizację potencjalnych wyborców PO. To zarzut trafny, jednak historia z city–lightami budzi wątpliwości, czy i Platforma nie dążyła do tego, aby wprowadzić utrudnienia w dotarciu do dużej, mniej jej przychylnej grupy wyborców.

Przemawiający w imieniu TK sędzia Andrzej Rzepliński mówił przy okazji zakazu billboardów i spotów o konstytucyjnej wolności wyrażania swoich poglądów. To jeden z najmocniejszych fragmentów orzeczenia, bo reszta uwag miała charakter bardziej drobiazgowy.

Zestawmy to z informacją opublikowaną przez "Rz", gdzieś w okolicach wydania orzeczenia przez TK. Chodziło o polecenie wydane przez obecne władze TVP, aby przygotować na wrzesień cykl reportaży o dobroczynnych skutkach budowy Orlików. Zwieńczeniem cyklu miała być transmisja "orlikowego" turnieju o puchar premiera Donalda Tuska. Na początku października, czyli tuż przed wyborami.

Dorzućmy do tego kilka imprez związanych z prezydencją, przecinanie kilku wstęg i będziemy mieli obraz rzekomo równych szans przed wyborami.

Oczywiście, gdyby Jarosław Kaczyński był przy władzy, też korzystałby pełną garścią z dostępnych mu atutów. Możemy potraktować politykę jako wolnoamerykankę, w której wszystko jest dozwolone. Zwłaszcza gdy robią to ci, którym kibicujemy. Ale to właśnie degeneruje debatę, a nie spoty i billboardy. Nawet te najbardziej durne.

Trudno dobrze coś opisać, patrząc na to jednym tylko okiem. Można się zgodzić, że "populizm PiS" odwołuje się "do lęków i fobii pewnej części społeczeństwa". Pisząc jednak te słowa, warto sobie zadać pytanie, czy druga strona – w tym przypadku dużo silniejsza  – odwołuje się do zjawisk bardziej wartościowych. Być może odwoływanie się do lęków przed PiS jest zjawiskiem bardziej pozytywnym  – nie każdy sam to osądzi. Ale granie prawem wyborczym na kilka miesięcy przed wyborami zawsze jest sprawą naganną.

Według wcześniejszych reguł

PO miała czyste intencje, powinna była zgodzić się na często postulowane rozwiązanie. Takie, aby nowe prawo wyborcze zaczęło obowiązywać dopiero od następnych wyborów. A najbliższe – o ile nie ma konsensusu wobec zmian – przeprowadzić według znanych wcześniej reguł.

Czesław Miłosz w "Zniewolonym umyśle" zacytował słowa swojego żydowskiego znajomego: "Jeżeli dwóch kłóci się, a jeden ma rzetelnych 55 procent racji, to bardzo dobrze i nie ma co się szarpać. A jak ma 60 procent racji? To ślicznie, to wielkie szczęście i niech Panu Bogu dziękuje! A co powiedzieć o 75 procent racji? Mądrzy ludzie powiadają, że to bardzo podejrzane. No, a co o 100 procent? Taki, co mówi, że ma 100 procent racji, to paskudny gwałtownik, straszny rabuśnik, największy łajdak".

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Joanna Ćwiek-Świdecka: Julia nie żyje. Kuratorium umywa ręce, a nauczyciele oddychają z ulgą
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity od Citibanku można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Rząd jest pisowski, tylko bardziej
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Muzeum Sztuki Nowoczesnej to gmach wybitny. Warszawa wreszcie zyska swoje centrum
Opinie polityczno - społeczne
Kamil Kołsut: Sławomir Nitras kruszy patriarchat w sporcie. Wybrał argument siły
Materiał Promocyjny
Sieć T-Mobile Polska nagrodzona przez użytkowników w prestiżowym rankingu
analizy
Dlaczego akcje Sikorskiego rosną i Trzaskowski nie może być pewny nominacji