Rafał Ziemkiewicz o karze śmierci

Przestępcy, nawet ci bardzo prymitywni, z reguły racjonalnie kalkulują ryzyko swych czynów, orientują się, na ile im to potrzebne i to, jaką karą są zagrożeni - zauważa publicysta "Rzeczpospolitej"

Publikacja: 07.08.2011 19:41

Rafał Ziemkiewicz

Rafał Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Tom Tomasz Jodłowski

Postulowana od wielu lat "tożsamość europejska" w praktyce okazała się opierać na dogmatach. Marek Magierowski opisał niedawno w tygodniku "Uważam Rze" jeden z nich, przypominając, jak w imię dogmatu o wyższości wspólnej waluty europejskiej nad walutami narodowymi łamano kariery wybitnych ekonomistów, a nawet – to już dodaję od siebie – doprowadzono do swoistej delegalizacji całej godzącej w dogmat gałęzi ekonomii, czyli badań nad teorią optymalnego obszaru walutowego, w analogiczny sposób, w jaki stalinizm potępił i zdelegalizował "burżuazyjne pseudonauki" genetykę czy cybernetykę.

Barbarzyńcy,  którzy niszczą Ziemię

Innymi dogmatami są obowiązująca w wyższych sferach Europy wiara w "walkę z ociepleniem klimatu" – ostatnio, ponieważ powszechne doświadczenie nazbyt zaprzeczyło rzekomemu "ocieplaniu" przezwane walką ze "zmianami klimatycznymi" – oraz wiara w moralną wyższość przeciwników kary śmierci nad jej zwolennikami. Podobnie jak w wypadku wspólnej waluty, do eurokracji i tej części krajowych establishmentów, które aspirują do wspólnej elity europejskiej, nie mają tu przystępu żadne wątpliwości ani argumenty racjonalne.

Na wszelkie próby zakwestionowania dogmatów możliwa jest tylko jedna odpowiedź: to już dawno zostało wyjaśnione i dla wszystkich jest oczywiste! To, że emisja dwutlenku węgla powoduje zmiany klimatu, i to, że kara śmierci nie powoduje spadku przestępczości, to są rzeczy dla każdego człowieka na pewnym poziomie same przez się zrozumiałe, i kwestionować je mogą tylko troglodyci, "negacjoniści".

Łatwo zauważyć, że podniesienie przez Europę do rangi niby-religii tych właśnie haseł jest prostym skutkiem trawiącego Stary Kontynent kompleksu Ameryki. Stara Europa, która w ubiegłym stuleciu dwukrotnie prosić musiała Amerykę o militarny ratunek, a potem jeszcze przyjąć upokarzającą pomoc w odbudowie, rozpaczliwie potrzebuje poczucia wyższości nad nuworyszami zza oceanu. To poczucie wyższości zapewnić jej miał alternatywny względem amerykańskiego "dzikiego kapitalizmu" model gospodarczy wprowadzający sprawiedliwość społeczną i "równy dostęp" do owoców wzrostu.

Niestety, europejskie "państwa dobrobytu" okazały się w sposób coraz bardziej oczywisty niezdolne do konkurencji ze znacznie bardziej wolnorynkową gospodarką USA. Pomysł połączenia ich narodowych walut w jedną wspólną walutę, która podkopie światową pozycję dolara i zasili europejski organizm dodatkowymi wpływami z dysponowania globalną "walutą zapasową", dawał europejskim elitom nadzieję na odwrócenie tego stanu rzeczy – dalej więc zadziałał już dość oczywisty mechanizm psychologiczny, który każe odrzucać z gniewem wszystko, co szkodzi pięknemu urojeniu.

Podobnie z "ociepleniem klimatu" i abolicjonizmem. Obie te idee musiały w Europie trafić na sztandary, odkąd przegrały w USA. Amerykanie rozważyli je, przedyskutowali i odrzucili – zatem dla Europy stało się punktem honoru udowodnić Jankesom, że się mylą. Prawem kompensacji, podchwycenie zlekceważonych za oceanem idei pozwoliło Europie zbudować sobie poczucie "moralnej wyższości" nad konkurentami. Może i oni się szybciej rozwijają, ale to barbarzyńcy, którzy niszczą Ziemię i sankcjonują u siebie dokonywane w majestacie prawa "morderstwa z zemsty"!

Brak poważnej dyskusji

Jest to oczywiście groteskowe. Gorliwość w redukowaniu emisji dwutlenku węgla przez Europę nie ma żadnego praktycznego znaczenia dla klimatu, co łatwo udowodnić prostym obliczeniem stosunku emisji naturalnej do tego, co drastycznymi cięciami można zaoszczędzić (czy raczej "wypchnąć" poza Europę, do krajów, które w nosie mają eurodogmaty); co najwyżej zaszkodzi się europejskim gospodarkom,   w tym zwłaszcza niezdolnej się bronić przed płynącym z Zachodu szaleństwem Polsce. Ale w tej kwestii nie ma z Europą dyskusji.

Podobnie jest z karą śmierci. Z kimkolwiek, gdziekolwiek rozmowa – przedstawiciele krajów Unii jako pierwszy stawiają warunek zniesienia kary śmierci. Nawet w ogarniętym wojną domową Iraku. Nawet w Rosji, wobec której takie właśnie – kompletnie oderwane od geopolitycznych realiów – oczekiwanie zgłoszono, i która zresztą, jako państwo przywykłe do rozumowania w kategoriach realnych interesów, dość skwapliwie za tę niewielką cenę uzyskała europejską autoryzację dla swych "problemów" z praworządnością i krwawej pacyfikacji Kaukazu.

W takiej sytuacji coraz trudniej marzyć o prowadzeniu w Europie jakiejkolwiek poważnej dyskusji. Zostawiając na boku kwestię euro i "zmian klimatycznych", a także nie tykając innych europejskich dogmatów, możemy właśnie obserwować sposób reagowania euromyślnych – że sobie pozwolę na taki neologizm – intelektualistów i publicystów na dość zrozumiałe i oczywiste głosy, że przypadek Andreasa Breivika każe na nowo przemyśleć europejską politykę stopniowego odchodzenia od kar za przestępstwa.

Nie przesadzam wcale tym określeniem. Tak, w Europie posunięto się już znacznie dalej niż likwidacja kary śmierci. Praktycznie zlikwidowano już także karę dożywocia – w Niemczech np. skazani przed laty zbrodniarze z działających w latach 70. terrorystycznych grup lewackich od dawna cieszą się już wolnością. Niektórzy odbywają nawet kombatanckie spotkania na uniwersytetach, podczas których zażywają sławy bojowników o sprawiedliwość społeczną, a głosy oburzenia rodzin ich ofiar zbywane są przećwiczonym przez euromyślnych już wielokrotnie dyskursem o "zemście", jako coś nieomalże zoologicznego.

Dogmat Resocjalizacji

W naszym polskim grajdołku, gdzie bycie intelektualistą polega na rezonowaniu z kilkuletnim opóźnieniem zachodnim salonom, mamy właśnie doskonały przykład dogmatyzmu w wersji czystej. Mam na myśli zamieszczoną w "Gazecie Wyborczej" polemikę Wojciecha Sadurskiego z tekstem Pawła Lisickiego "Tęsknota za sprawiedliwością" ("Tęsknota za katem", "GW" 02.08.2011). Czy raczej, właśnie, nie tyle polemikę, ile manifest wiary.

Jeśli trzon argumentacji profesora Sadurskiego stanowi wyznanie "nie chcę żyć w państwie, które sankcjonuje odbieranie mordercom życia jako odwet. Taka praktyka pomniejsza nas wszystkich", tudzież odwołanie się do cytatów, iż kara śmierci "desakralizuje życie ludzkie" (skądinąd zabawnych, bo przeciwko "desakralizacji" opowiada się tu wojujący ateista), to polemika możliwa jest jedynie na poziomie przepychanki, "a ja nie chcę żyć w państwie, w którym zbrodniarz może planować swe niecne czyny w poczuciu bezkarności".

Na takie zaś przekomarzanie się temat jest zbyt poważny. Zresztą, wszystko, co na ten temat napisać należy – nie w tonie wyznań, ale logicznej analizy skutków określonego społecznego urządzenia – napisał przed wielu już laty Stanisław Koźmian w klasycznym dziś eseju "Bezkarność". Ponieważ wszystko, co przyniosła historia i przedtem, i potem, tezy Koźmiana potwierdza, serdecznie, choć bez wielkiej nadziei, panu profesorowi lekturę klasyka polecam.

Przekomarzaniem się byłoby również odpowiadanie na wybiórczo przez Wojciecha Sadurskiego stosowane dane statystyczne (z których, generalnie, wynikać ma, że tam, gdzie stosowana jest kara śmierci, przestępczość jest wyższa) innymi danymi statycznymi, które pokazują coś wręcz przeciwnego. Uwarunkowań przestępczości jest wiele i statystki łatwo tutaj mogą wprowadzić w błąd. Natomiast fakt, iż przestępcy – nawet ci bardzo prymitywni – z reguły racjonalnie kalkulują ryzyko swych czynów, orientują się, na ile im to potrzebne i to, jaką karą są zagrożeni, ma dla ich postępowania znaczenie, jest faktem, który potwierdza każdy mający z przestępczością do czynienia praktyk.

Z dogmatem dyskutować nie sposób. Można tylko wskazać skutki. Otóż, skutkiem dogmatu, iż kara śmierci musi być zniesiona, a kto tego nie chce, sam jest na poziomie moralnym morderców, a nawet niżej (bo dla mordercy abolicjonista znajdzie tysiące okoliczności łagodzących, a kara śmierci to dlań "zemsta dokonywana na zimno"), są kolejne, wtórne dogmaty.

Jednym z nich jest dogmat Resocjalizacji. Na mocy tego dogmatu Zachód uwierzył, że kto siedzi w więzieniu, MUSI się zmieniać, resocjalizować – a więc po jakimś czasie "nie jest już tą samą osobą", która dopuściła się zbrodni, a więc nie można go już za czyn "tamtej" osoby karać: musi zostać wypuszczony. Ta właśnie wiara legła u podstaw amnestionowania wspomnianych tu zbrodniarzy z Frakcji Czerwonej Armii, pomimo tego, iż żaden z nich nigdy publicznie nie potępił własnych czynów sprzed lat, wręcz przeciwnie. Nie trzeba chyba wyjaśniać, iż nieuchronnym skutkiem tego z kolei dogmatu musi być całkowite rozmontowanie wymiaru sprawiedliwości, a zatem i ładu publicznego.

Euromyślni

Jest to wszystko, jak każdy obłęd, niezwykle logiczne. I zarazem, jak to obłęd, na gruncie własnej wewnętrznej logiki pozostaje nie do przełamania. Dlatego europejskie społeczeństwa nie mają szansy przekonania podobnych profesorowi Sadurskiemu euromyślnych. Muszą ich po prostu odsunąć od wpływu na decyzje; im szybciej to zrobią, tym mniej spowodowanych ich szaleństwem nieszczęść na nas spadnie.

Postulowana od wielu lat "tożsamość europejska" w praktyce okazała się opierać na dogmatach. Marek Magierowski opisał niedawno w tygodniku "Uważam Rze" jeden z nich, przypominając, jak w imię dogmatu o wyższości wspólnej waluty europejskiej nad walutami narodowymi łamano kariery wybitnych ekonomistów, a nawet – to już dodaję od siebie – doprowadzono do swoistej delegalizacji całej godzącej w dogmat gałęzi ekonomii, czyli badań nad teorią optymalnego obszaru walutowego, w analogiczny sposób, w jaki stalinizm potępił i zdelegalizował "burżuazyjne pseudonauki" genetykę czy cybernetykę.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Jarosław Kaczyński i Donald Tusk – panom już dziękujemy
Opinie polityczno - społeczne
Adam Lipowski: NATO wspiera Ukrainę na tyle, by nie przegrała wojny, ale i nie wygrała z Rosją
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Polska nie powinna delegować swej obrony do mało wiarygodnego partnera – Niemiec
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Koszmar Ameryki, czyli Putin staje się lennikiem Chin
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Czy Rafał Trzaskowski walczy z krzyżem?