Postulowana od wielu lat "tożsamość europejska" w praktyce okazała się opierać na dogmatach. Marek Magierowski opisał niedawno w tygodniku "Uważam Rze" jeden z nich, przypominając, jak w imię dogmatu o wyższości wspólnej waluty europejskiej nad walutami narodowymi łamano kariery wybitnych ekonomistów, a nawet – to już dodaję od siebie – doprowadzono do swoistej delegalizacji całej godzącej w dogmat gałęzi ekonomii, czyli badań nad teorią optymalnego obszaru walutowego, w analogiczny sposób, w jaki stalinizm potępił i zdelegalizował "burżuazyjne pseudonauki" genetykę czy cybernetykę.
Barbarzyńcy, którzy niszczą Ziemię
Innymi dogmatami są obowiązująca w wyższych sferach Europy wiara w "walkę z ociepleniem klimatu" – ostatnio, ponieważ powszechne doświadczenie nazbyt zaprzeczyło rzekomemu "ocieplaniu" przezwane walką ze "zmianami klimatycznymi" – oraz wiara w moralną wyższość przeciwników kary śmierci nad jej zwolennikami. Podobnie jak w wypadku wspólnej waluty, do eurokracji i tej części krajowych establishmentów, które aspirują do wspólnej elity europejskiej, nie mają tu przystępu żadne wątpliwości ani argumenty racjonalne.
Na wszelkie próby zakwestionowania dogmatów możliwa jest tylko jedna odpowiedź: to już dawno zostało wyjaśnione i dla wszystkich jest oczywiste! To, że emisja dwutlenku węgla powoduje zmiany klimatu, i to, że kara śmierci nie powoduje spadku przestępczości, to są rzeczy dla każdego człowieka na pewnym poziomie same przez się zrozumiałe, i kwestionować je mogą tylko troglodyci, "negacjoniści".
Łatwo zauważyć, że podniesienie przez Europę do rangi niby-religii tych właśnie haseł jest prostym skutkiem trawiącego Stary Kontynent kompleksu Ameryki. Stara Europa, która w ubiegłym stuleciu dwukrotnie prosić musiała Amerykę o militarny ratunek, a potem jeszcze przyjąć upokarzającą pomoc w odbudowie, rozpaczliwie potrzebuje poczucia wyższości nad nuworyszami zza oceanu. To poczucie wyższości zapewnić jej miał alternatywny względem amerykańskiego "dzikiego kapitalizmu" model gospodarczy wprowadzający sprawiedliwość społeczną i "równy dostęp" do owoców wzrostu.
Niestety, europejskie "państwa dobrobytu" okazały się w sposób coraz bardziej oczywisty niezdolne do konkurencji ze znacznie bardziej wolnorynkową gospodarką USA. Pomysł połączenia ich narodowych walut w jedną wspólną walutę, która podkopie światową pozycję dolara i zasili europejski organizm dodatkowymi wpływami z dysponowania globalną "walutą zapasową", dawał europejskim elitom nadzieję na odwrócenie tego stanu rzeczy – dalej więc zadziałał już dość oczywisty mechanizm psychologiczny, który każe odrzucać z gniewem wszystko, co szkodzi pięknemu urojeniu.