Wybory 2011: Bronisław Wildstein o kampanii wyborczej

Zamiast prowadzić debatę na temat spraw ważnych dla kraju, dziennikarze oburzają się na miny lidera opozycji

Aktualizacja: 31.08.2011 20:02 Publikacja: 31.08.2011 19:58

Bronisław Wildstein

Bronisław Wildstein

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Problemem współczesnej polityki, nie tylko polskiej, jest pozbawienie jej powagi. Uwaga mediów koncentruje się na opakowaniu, a więc na marketingu, a polityków i ich partie zaczyna się sprzedawać jak każdy inny towar. Coraz większą rolę w polityce odgrywają zespoły od wizerunku i reklamy. Ich przekaz – za pomocą mediów – dociera do odbiorców, którzy przestają się orientować, o co chodzi w polityce, i traktować ją poważnie.

To, co jest bolączką współczesnej demokracji, w Polsce Donalda Tuska występuje w stopniu stężonym. Cała polityka PO podporządkowana została wizerunkowi. Świadczy o tym radykalne odejście od programu partii. Nie chodzi o typowe dla systemu demokratycznego ułamkowe jedynie spełnianie obietnic wyborczych, ale całościowe zakwestionowanie projektu reform, który głosiła PO, a z którego – jako ryzykownego marketingowo – wycofała się po przejęciu rządów.

Istotnym elementem tego zjawiska jest stan mediów w Polsce. Dominujące w III RP media są znaczącym ośrodkiem władzy i dlatego jednoznacznie angażują się w obronę status quo i niszczenie opozycji. Korzystała na tym PO, która wzięła na siebie rolę politycznej reprezentacji establishmentu III RP, a ofiarą padli PiS i bracia Kaczyńscy.

Główny nurt mediów polskich od co najmniej sześciu lat zajmuje się diabolizacją PiS, a od czterech, kiedy okazało się, że jedynym skutecznym konkurentem partii Kaczyńskiego może być wyłącznie PO, propagandą na rzecz partii Tuska. Nie jest to propaganda bezwarunkowa, gdyż jeśli PO nadepnie na odcisk wpływowym środowiskom establishmentu, jak było w przypadku przejęcia funduszy OFE, spotyka się z ostrą reakcją mediów. Jednak jako przeciwnik PiS rząd Tuska wspierany jest bezwarunkowo w sposób urągający wszelkim dziennikarskim standardom.

Przede wszystkim władza nie jest rozliczana ze swoich rządów. Zamiast debaty na temat konkretów, które kształtują nasze życie, mamy do czynienia ze stałą propagandą wymierzoną w opozycję, a ponieważ opozycja nie ma wpływu na rzeczywistość, aktywność mediów sprowadza się do dezawuowania jej w sferze retoryki i wizerunku. Zamiast prowadzić debatę na temat spraw ważnych dla kraju, dziennikarze oburzają się na, ich zdaniem niewłaściwe, formy wypowiadania się lidera opozycji albo jego miny. Znowu więc poruszamy się wyłącznie w sferze wizerunku.

Metoda ta ujawniła się w wyjątkowo jaskrawy sposób w odniesieniu do tragedii smoleńskiej. W każdym demokratycznym kraju musiałaby ona zdominować politykę na długi czas. Katastrofa bez precedensu w skali światowej, której ofiarą pada blisko 100 osób, w tym prezydent i wielu najpoważniejszych polityków, musiałaby zostać wyjaśniona, a winni jej ponieść odpowiedzialność sądową i polityczną. Nie rozstrzygając o odpowiedzialności karnej, odpowiedzialność polityczna jawi się jak na dłoni. To przedstawiciele rządu z premierem na czele zachowali się niewłaściwie przed katastrofą i po niej. Dogadywanie się z szefem obcego rządu w celu dezawuowania własnego prezydenta, pomniejszanie rangi jego wizyty, co przekładało się na środki ją zabezpieczające, zgoda na przejęcie śledztwa przez obce państwo, które może mieć interes w ukryciu prawdy, kłamstwa na temat dochodzenia i jego trybu – za to wszystko premier rządu i jego ekipa w państwie trzymającym się standardów demokracji musieliby ponieść polityczną odpowiedzialność.

W Polsce dzięki skrajnej stronniczości mediów sprawa została wypchnięta z głównego obiegu politycznego i wytworzono aurę, w której poruszanie jej przez opozycję musi się obrócić przeciw niej. Wmówiono obywatelom, że sprawy, w której jak w soczewce odbija się stan państwa, nie wolno "polityzować".

Rzeczywistość zaczyna się już przeciskać przez medialną osłonę. Świadczy o tym choćby wizerunek premiera, który długo był lokomotywą swojej partii, a obecnie powolutku zaczyna się stawać jej obciążeniem.

W tych skrajnie trudnych warunkach opozycja i jej premier z pewnością nie wykorzystują wszystkich szans, którymi mimo wszystko dysponują. Dotyczy to jednak znowu głównie spraw wizerunkowych, choć nie wyłącznie.

Problemem współczesnej polityki, nie tylko polskiej, jest pozbawienie jej powagi. Uwaga mediów koncentruje się na opakowaniu, a więc na marketingu, a polityków i ich partie zaczyna się sprzedawać jak każdy inny towar. Coraz większą rolę w polityce odgrywają zespoły od wizerunku i reklamy. Ich przekaz – za pomocą mediów – dociera do odbiorców, którzy przestają się orientować, o co chodzi w polityce, i traktować ją poważnie.

To, co jest bolączką współczesnej demokracji, w Polsce Donalda Tuska występuje w stopniu stężonym. Cała polityka PO podporządkowana została wizerunkowi. Świadczy o tym radykalne odejście od programu partii. Nie chodzi o typowe dla systemu demokratycznego ułamkowe jedynie spełnianie obietnic wyborczych, ale całościowe zakwestionowanie projektu reform, który głosiła PO, a z którego – jako ryzykownego marketingowo – wycofała się po przejęciu rządów.

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Źle o Nawrockim, dobrze o Hołowni, w ogóle o Mentzenie
Opinie polityczno - społeczne
Wybory prezydenckie zostały rozstrzygnięte. Wiemy już, co zrobi nowy prezydent
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne