Jarosław Kaczyński odmawia debaty - Flis-Kuczyńska

Odmowa udziału w porządnej debacie też ma swoje znaczenie. Brak determinacji do stanięcia oko w oko z oponentem to nie najlepsza cecha przyszłego wodza narodu – twierdzi publicystka

Aktualizacja: 06.09.2011 20:18 Publikacja: 06.09.2011 20:14

Halina Flis-Kuczyńska

Halina Flis-Kuczyńska

Foto: archiwum prywatne

Red

Jestem wyborcą. Wybory traktuję poważnie i chcę być tak samo traktowana przez partie zabiegające o mój głos. Powie ktoś: a cóż to za zadęcie jakiejś jednej pani, której głos ma wagę jednej dziesięciomilionowej w skali kraju, bo tyle z grubsza kartek wrzucają do urn wyborcy.

Dla mnie, osoby niepełniącej żadnej funkcji, jest to ważny moment, jedyny, kiedy raz na cztery lata mogę w jakimś stopniu – chociaż takim małym – poprzeć to, co mi rozum dyktuje jako dla mojego kraju i mnie najlepsze z tego, w czym mogę wybierać.

Warunek obliczony  na zirytowanie oponentów

Staram się wiedzieć, jak się toczą sprawy za kolejnych ekip, i to jest element podstawowy mojej decyzji wyborczej, ale niekoniecznie rozstrzygający. Ważne jest dla mnie zobaczenie, co proponują nam na przyszłość partie ubiegające się o władzę, jak traktują siebie wzajemnie i jakimi metodami zabiegają o nasze poparcie. Czy mówią nam prawdę, czy nas straszą, mamią i zwodzą.

Jest też dla mnie ważne wysłuchanie opinii opozycji o finale rządów ekipy dzisiejszej. Wiedząc, jak jest i jak było, mogę ocenić styl i rzetelność wygłaszanych ocen, sądów i opinii. Potrzebuję jednak możliwości ich wysłuchania w bezpośrednim zwarciu, a na razie do tego daleko.

Nie przyszłoby mi do głowy, że problem mogą stanowić przedwyborcze debaty i stawianie na drodze do ich zorganizowania takich przeszkód, jakie piętrzy Prawo i Sprawiedliwość. Prezes Jarosław Kaczyński uważa, że Platforma Obywatelska ma przewagę sympatii mediów. Może ma, może nie, jakby dobrze policzyć media przyjazne rządzącym i opozycji, to mogłoby się okazać co innego. Ale nawet jeżeli jest tak, jak zauważa prezes, niech odważnie stawi tym mediom czoła, niech to pokaże i wygarnie w czasie publicznej debaty.

Warunek, że partia rządząca najpierw musi wyrzec się swojego programu, zanim szef opozycji zdecyduje się z nią rozmawiać, jest nie tylko nieuczciwy, ale niespotykany, obliczony na zirytowanie oponentów.

No i zirytował. PiS woła o zdjęcie białego sztandaru poddaństwa obcym potęgom i własnym bogaczom, a rzecznik PO odpowiada: to wy zdejmijcie czerwony sztandar obietnic. Mógłby sobie tego oszczędzić, bo odpowiadanie na takie niedorzeczności daje pretekst do wygłaszania kolejnych. Nazywanie polityki PO białą flagą poddaństwa jest chwytliwym oskarżeniem wyborczym.

Wpada w ucho, jednak z rzeczywistością nie ma nic wspólnego, bo właśnie PO wyprostowała zagmatwane przez PiS stosunki z sąsiadami z prawa i lewa, a próbuje też porozumieć się z Litwą, na którą jakoś nikt nie miał sposobu za rządów PiS i nie ma sposobu dzisiaj. Jeżeli jest inaczej, chętnie usłyszałabym argumenty i dowody.

Państwo politycy,  przestańcie stroić miny

PiS proponuje w miejsce debat swój ośrodek programowy, wiedząc doskonale, że to jest warunek nie do przyjęcia, PO proponuje studia telewizyjne TVN 24, a potem program autorski Tomasza Lisa w TVP 1, wiedząc także, że Jarosław Kaczyński do nich nie przyjdzie, bo obawia się przegranej na gruncie, który nie jest jego ziemią poddaną.

Igraszki z diabłem w czeskiej komedii oglądało się słodko, bo to był teatr. Tu chodzi o nasze, realne życie.

Państwo politycy szanowni, przypomnijcie sobie, że się nam, wyborcom, coś od was należy. Niech jedna i druga strona przestanie stroić miny i zaproponuje debaty w najpopularniejszej, oglądanej przez największą liczbę widzów, telewizji, a taką chyba pozostaje nadal TVP 1, ale nie w żadnej audycji autorskiej, tylko jako samodzielny program prowadzony przez darzonych zaufaniem publicznym dziennikarzy.

Jeżeli nie wiadomo dokładnie, których dziennikarzy opinia publiczna uważa za najrzetelniejszych i bezstronnych, można przeprowadzić specjalny sondaż. Nie kosztuje to aż tak wiele, żeby telewizji publicznej nie było na to stać.

Szyfranci  przeciw generałom

I wreszcie niech publicyści też powstrzymają wojenne zapędy. Oto we wtorkowej "Rzeczpospolitej" znajduję tytuł "Partie stawiają warunki". Czytam, że szef sztabu wyborczego PO postawił WARUNEK: chce wiedzieć, czy mają dyskutować kandydaci na ministrów w przyszłym rządzie Prawa i Sprawiedliwości czy wynajęci przez partię eksperci.

Jeżeli nawet pytanie jest warunkiem, to co nim nie jest? Przecież szykując się do debaty, trzeba wiedzieć, z kim się będzie debatowało, żaden to warunek, tylko oczywisty wstęp do decyzji, czy ma to sens, i do ewentualnego przygotowania takiej debaty.

Nie wyobrażam sobie zresztą, aby można było wystawiać ze strony PO ministrów, a z drugiej doradców czy ekspertów, bo to byłoby tak, jakby do negocjacji pokojowych Niemiec z aliantami wystawiono szyfrantów depesz przeciw generałom. Ekspert to ekspert, minister to minister. Jeden doradza według swojej wiedzy, ale to ten drugi decyduje i za swoje decyzje odpowiada.

Wolty prezesa ani ziębią,  ani grzeją

Jeżeli PiS nie może wystawić równorzędnej fachowością ekipy, niech to przyzna, zamiast mnożyć przeszkody, uniki i igrać z wyborcami. Takie postępowanie może być życzliwie oglądane przez wielbicieli PiS przyklaskujących kolejnym woltom prezesa Jarosława Kaczyńskiego, mnie to ani ziębi, ani grzeje, tylko denerwuje, bo jestem traktowana jak tuman, któremu nie warto przedstawić swojej wizji następnych czterech lat. Nie można przecież uznać za debatę wystąpienia prezesa w publicznej telewizji z dziennikarzami, których nie bardzo dopuszczał do głosu, tylko monologował.

Nie, to nie, odmowa udziału w porządnej debacie to też fakt, który ma swoje znaczenie w wyborczej kampanii, kiedy interesują się polityką ludzie na co dzień niemający czasu ani ochoty na obserwowanie życia politycznego. Brak determinacji do stanięcia oko w oko z oponentem to nie najlepsza cecha przyszłego wodza narodu.

Jestem wyborcą. Wybory traktuję poważnie i chcę być tak samo traktowana przez partie zabiegające o mój głos. Powie ktoś: a cóż to za zadęcie jakiejś jednej pani, której głos ma wagę jednej dziesięciomilionowej w skali kraju, bo tyle z grubsza kartek wrzucają do urn wyborcy.

Dla mnie, osoby niepełniącej żadnej funkcji, jest to ważny moment, jedyny, kiedy raz na cztery lata mogę w jakimś stopniu – chociaż takim małym – poprzeć to, co mi rozum dyktuje jako dla mojego kraju i mnie najlepsze z tego, w czym mogę wybierać.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?