Jestem wyborcą. Wybory traktuję poważnie i chcę być tak samo traktowana przez partie zabiegające o mój głos. Powie ktoś: a cóż to za zadęcie jakiejś jednej pani, której głos ma wagę jednej dziesięciomilionowej w skali kraju, bo tyle z grubsza kartek wrzucają do urn wyborcy.
Dla mnie, osoby niepełniącej żadnej funkcji, jest to ważny moment, jedyny, kiedy raz na cztery lata mogę w jakimś stopniu – chociaż takim małym – poprzeć to, co mi rozum dyktuje jako dla mojego kraju i mnie najlepsze z tego, w czym mogę wybierać.
Warunek obliczony na zirytowanie oponentów
Staram się wiedzieć, jak się toczą sprawy za kolejnych ekip, i to jest element podstawowy mojej decyzji wyborczej, ale niekoniecznie rozstrzygający. Ważne jest dla mnie zobaczenie, co proponują nam na przyszłość partie ubiegające się o władzę, jak traktują siebie wzajemnie i jakimi metodami zabiegają o nasze poparcie. Czy mówią nam prawdę, czy nas straszą, mamią i zwodzą.
Jest też dla mnie ważne wysłuchanie opinii opozycji o finale rządów ekipy dzisiejszej. Wiedząc, jak jest i jak było, mogę ocenić styl i rzetelność wygłaszanych ocen, sądów i opinii. Potrzebuję jednak możliwości ich wysłuchania w bezpośrednim zwarciu, a na razie do tego daleko.
Nie przyszłoby mi do głowy, że problem mogą stanowić przedwyborcze debaty i stawianie na drodze do ich zorganizowania takich przeszkód, jakie piętrzy Prawo i Sprawiedliwość. Prezes Jarosław Kaczyński uważa, że Platforma Obywatelska ma przewagę sympatii mediów. Może ma, może nie, jakby dobrze policzyć media przyjazne rządzącym i opozycji, to mogłoby się okazać co innego. Ale nawet jeżeli jest tak, jak zauważa prezes, niech odważnie stawi tym mediom czoła, niech to pokaże i wygarnie w czasie publicznej debaty.