Pod względem liczby zawodów z ograniczonym dostępem Polska bije na głowę wszystkie kraje europejskie. Autorzy ogłoszonego właśnie raportu Fundacji Republikańskiej naliczyli ich, posługując się metodologią unijną, aż 380. W Szwecji jest ich tylko 91, w najbardziej z krajów zachodnioeuropejskich reglamentującej dostęp do kariery Wielkiej Brytanii –218. Ale gdyby premier poważnie potraktował obietnicę „drugiej Irlandii", liczbę zamkniętych zawodów należałoby zmniejszyć ponadtrzykrotnie, bo na Zielonej Wyspie jest takich 122, i taka też mniej więcej jest średnia europejska.

Wśród profesji, do których młody Polak nie może wejść bez zgody odpowiednich urzędów lub samorządu zawodowego, są oczywiście i takie, które w imię interesu społecznego licencjonuje się na całym świecie,  na przykład prywatny detektyw. Ale w zdecydowanej większości zamknięte zostały u nas po prostu zawody lukratywne, gwarantujące dobre zarobki i względny brak konkurencji.

O problemie już zdarzało się słyszeć, zwłaszcza w kontekście zawodów prawniczych. Próby ich otwierania, podjęte za rządów PiS, to temat na całą epopeję. Niestety, bez optymistycznego finału.

Czytaj w tygodniku "Uważam Rze" oraz na uwazamrze.pl