Wydawałoby się, że dzieje się coś ważnego – w Grecji demonstracje, w Brukseli wielkie narady na temat ratowania strefy euro. W powyborczym Sejmie jest inaczej. Partie dokonują wewnętrznych rozrachunków, a najczęściej zadawane pytania dotyczą: przyszłości Grzegorza Schetyny, możliwości rozłamu w PiS, posady dla Ewy Kierzkowskiej oraz postępku posła Kopycińskiego, który właśnie zmienił barwy klubowe.
Pogubione ideały
Platforma przez cztery lata unikała trudnych decyzji. Winę za to, że nie można podjąć reform, zrzucano na Lecha Kaczyńskiego, który miał być hamulcowym dla gabinetu Tuska. Potem wielkie projekty zarzucono, bo mieliśmy kampanię prezydencką. Następną wymówką była polska prezydencja w UE, która miękko przeszła w kampanię do parlamentu.
Tymczasem zadłużenie państwa rosło, nie rozwiązano sprawy KRUS, zwlekano z reformą emerytur mundurowych, nie podjęto decyzji o tym, by podwyższyć wiek emerytalny, nie likwidowano przywilejów socjalnych i ulg podatkowych.
Rząd, by łatać dziury, sięgał do Funduszu Rezerwy Demograficznej i po część składek odprowadzanych do OFE. Nie uproszczono podatków i przepisów hamujących rozwój – np. prawa budowlanego.
Przy okazji Platforma pogubiła dawne liberalne ideały – takie jak podatek liniowy czy odchudzenie administracji – i zmieniła się w klasyczną partię władzy.