Wtorkowy wieczór, spotkanie Klubu Parlamentarnego PiS. Jest na nim też Zbigniew Ziobro. Chce zabrać głos – Jarosław Kaczyński odmawia. Mówi, że to niewłaściwy moment. Ziobro po chwili znowu prosi o głos, tłumacząc, że chce wezwać do jedności. "Jeśli chcesz jedności, to możesz ją pokazać w głosowaniu na szefa klubu" – odpowiada Kaczyński. Ziobro prosi o głos ponownie, nawet staje obok mównicy. Nic z tego, prezes jest twardy.
W ten sposób Ziobro zostaje publicznie upokorzony. Sam nie potrafi na to upokorzenie zareagować w zdecydowany sposób. Przeciwko kandydaturze Mariusza Błaszczaka na szefa klubu głosują 22 osoby. Dużo czy mało?
Lojalni pułkownicy
"Często mówi się o nim, że to delfin. No cóż, ja nie jestem królem, i to do tego francuskim. Nie wiem, kto mnie zastąpi kiedyś jako prezesa PiS i nie wybieram się dziś na emeryturę. Ziobro jest ciągle zawieszony między dwoma rozwiązaniami – grać na siebie, co mu niektórzy suflują, i zostać w końcu, bo taki to by miało efekt, zwykłym, acz piastującym wysokie stanowiska politykiem, poprawnym (no, może z pewnym odchyleniem), albo też grać na sprawę i wtedy będzie trudniej, ale nawet jeśli spojrzeć na to z perspektywy indywidualnej, nie o stanowiska, a o miejsce w historii będzie wtedy chodziło".
Tak o Zbigniewie Ziobrze pisał w swojej książce "Polska naszych marzeń" Jarosław Kaczyński. To było przed wyborami parlamentarnymi i przed obecnym buntem ziobrystów. Bunt to warunkowy i jakby na pół gwizdka, ale dla prezesa PiS i tak zapewne trudny do zniesienia. Bo też, w ocenie Kaczyńskiego, Ziobro dokonał wyboru: postanowił zagrać na siebie, a nie na sprawę. Sprawa bowiem – z punktu widzenia twardego jądra PiS – to granie na Jarosława Kaczyńskiego.
Czy w swojej diagnozie sytuacji wewnątrz PiS Zbigniew Ziobro ma rację? W ogromnej mierze – tak. Organizacyjnie Jarosław Kaczyński prowadzi partię jak swoje wyłączne władztwo. W jego bliskim otoczeniu, mającym i tak ograniczony wpływ na strategiczne decyzje, nie pozostał nikt, kto byłby dla niego intelektualnym partnerem. Brudziński, Błaszczak, Lipiński – to wierni i lojalni pułkownicy i nic ponadto.