Wygląda na to, że zarówno polską prawicę, jak i całe polskie państwo czeka czas wielkiej smuty. Przypomina mi się połowa lat 90., kiedy prezydentem został Aleksander Kwaśniewski, rządy obejmowali kolejni premierzy wywodzący się z dawnej PZPR, polityków rządzących łączyła jedynie chęć utrzymania się przy władzy i rozszerzania swoich biznesowych wpływów, a politycy prawicy dzielnie się zwalczali, dzielili, kłócili i oskarżali o zdradę. A potem biadali, jak Polska jest rozkradana.
Dziś mamy pasywne rządy polityków Platformy Obywatelskiej, których głównym celem jest utrzymanie się przy władzy, tworzenie dobrego nastroju w kraju i zdobywanie pochwał w zachodnich gazetach. Motorem ich działania nie jest już nawet ciepła woda w kranach, tylko skuteczność w utrzymaniu rządów. A Zachód rozpływa się w zachwytach nad stabilnością polskiej demokracji, dojrzałością polskiego społeczeństwa, które drugi raz z rzędu wybrało "przewidywalną" ekipę. Przewidywalną, bo też i łatwo przewidzieć, że niewiele zrobi i nie będzie się specjalnie czemukolwiek sprzeciwiać.
Metoda nicnierobienia
Z wieści dochodzących z okolic obecnego rządu wynika, że w najbliższej kadencji mało się zmieni. Nie należy się więc spodziewać odmiennego stylu uprawiania polityki czy administrowania państwem. Donald Tusk przekonał się, że jego polityczna metoda jest arcyskuteczna. Nie będzie zatem podejmował gwałtownych, nieprzyjemnych decyzji. Nie spodziewajmy się ambitnych projektów (mam na myśli projekty skierowane do realizacji, bo nie wątpię, że Michał Boni czy Jan Krzysztof Bielecki są w stanie przygotować ciekawe programy). Premier nie ma ochoty nas męczyć. Wie, że reformatorzy szybko tracili władzę. Po co więc to reformować? Skoro rodacy nie chcą reform, nie należy ich przeprowadzać. Skoro nie są gotowi na wyrzeczenia, nie należy im tego fundować.
W zasadzie jest to zgodne z duchem demokracji. Wybrany premier robi to, czego chcą od niego ci, którzy go wybrali. Gdyby jeszcze czuł na plecach oddech ambitnej opozycji... Ale opozycja jest w rozsypce.
Spory o poziom prawicowości
Dwa tygodnie temu, już po wyborach, pisałem, że jeśli prawica marzy o powrocie do władzy, to Prawo i Sprawiedliwość musi stać się partią wielobarwną, wielonurtową, z silnymi skrzydłami, silnymi osobowościami, otwartą na nowe środowiska. Wkrótce się okazało, że Jarosław Kaczyński myśli dokładnie odwrotnie. Jego wierni żołnierze mu przyklasnęli i wspólnie pozbyli się ekipy Zbigniewa Ziobry. Tak samo jak rok wcześniej pozbywali się ludzi związanych z PJN – gwoli sprawiedliwości wówczas Ziobro wspierał te działania. Dziś stał się ofiarą.