Powstał drugi rząd Donalda Tuska, w kontrowersyjnym składzie i z kontrowersyjną ofertą programową, a media wciąż radzą najchętniej na temat Jarosława Kaczyńskiego i PiS. Ogłoszono już setki razy jego porażkę (którą zresztą kilka razy naprawdę poniósł), a mimo to pozostał dyżurnym postrachem elit. Ikoną lorda Vadera, jak zauważył kiedyś Michał Kamiński.
Z jednej strony wieszczy się na setki sposobów jego koniec, zapowiadając lub sugerując – od reporterów TVN po Tomasza Machałę i Cezarego Michalskiego – że zastąpi go, już zastępuje, nowa, atrakcyjniejsza dla Polaków opozycja spod znaku Millera i Palikota. Z drugiej nie oznacza to wcale odłożenia do lamusa antypisizmu jako podstawowego narzędzia oglądania i opisywania rzeczywistości.
Pokażmy drobny, ale znamienny przykład. Relacjonując oskarżenia opozycji wobec premiera ogłaszającego opodatkowanie kopalin, "Fakty" TVN w ogóle pominęły pierwszego dnia udział w tej wrzawie SLD i Ruchu Palikota, choć to lider tej drugiej formacji posunął się do pomówień Jana Krzysztofa Bieleckiego. Mowa była wyłącznie o wystąpieniach pozostających w tej sprawie akurat lekko w tyle posłów PiS.
Reporter powiadamiał jednak widzów grobowym głosem i po raz tysięczny, że Kaczyński z Macierewiczem wybrali model opozycji totalnej. Czy to utrwalony nawyk, czy nadal spełnianie zapotrzebowania PO chcącej mieć tego akurat wroga jako ważny punkt odniesienia? W praktyce wychodzi na jedno.
Kłopot z reformami
Jak się w tym odnajduje sam Kaczyński? Napisałem na gorąco, że jego wystąpienie w debacie nad exposé Tuska było orędziem wizjonera mówiącego o tym wszystkim, czego zabrakło w antykryzysowej pobudce premiera. O konieczności zajęcia przez Polskę wyrazistego stanowiska w pogłębiającym się europejskim chaosie, o potrzebie obrony tradycyjnych wartości czy o porażkach polskiego systemu edukacyjnego.