PiS straci na emeryturach

Gdyby Jarosław Kaczyński, oprócz głoszenia bojowych haseł, kazał znaleźć swoim ekspertom wszystkie słabe strony projektu emerytalnego, premier miałby przeogromny kłopot – uważa publicysta „Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 29.02.2012 18:58 Publikacja: 29.02.2012 18:26

Piotr Gursztyn

Piotr Gursztyn

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Według powszechnej opinii Donald Tusk przepytujący kolejnych ministrów z ich wpadek, winny zamieszaniu z ACTA, prowadzący pseudokonsultacje w sprawie wieku emerytalnego znajduje się w wielce żałosnym położeniu. Bezwzględnie jest to największy kryzys, nie tylko wizerunkowy, w czasie jego rządów. Ale nie znaczy to, że znalazł się na równi pochyłej.

Skorzysta aktywny

Spór o wiek emerytalny jest najczęściej postrzegany jako coś, co pogrąży Tuska, a z nim całą Platformę Obywatelską. Politycy opozycji, czy też nieprzychylni Tuskowi komentatorzy, przedstawiają często tę sprawę jako czynnik, który w automatyczny sposób wykończy obecnego premiera. Myślenie opiera się na przekonaniu, że skoro 80 proc. społeczeństwa nie chce tej reformy, to Tusk musi polec.

Nie jest to jednak tak oczywiste. Tym bardziej że nie wiadomo, kto będzie beneficjentem niechęci społeczeństwa wobec zmiany. Jedno można już powiedzieć – skorzysta ten, kto będzie najbardziej aktywny w tym starciu. Ci, którzy czekają, aż jabłko samo spadnie im do koszyczka, przeliczą się najbardziej.

Czy Donald Tusk porywa się na coś niemożliwego, licząc, że społeczeństwo zaakceptuje wyższy wiek emerytalny? Nie, wyobraźmy sobie tylko, co będzie, gdy zostanie przeprowadzona – za państwowe pieniądze – szeroka kampania informacyjno-propagandowa. Jak na razie ośrodek rządowy nie kiwnął nawet palcem, aby dostarczyć swoim zwolennikom, w tym czołowym politykom PO, odpowiednich argumentów do obrony reformy. Jeden z ministrów skarżył się autorowi tego tekstu, że wszystkiego musiał szukać sam w prasie, zanim Kancelaria Premiera przysłała mu jakieś skromne materiały. Skądinąd wiadomo, że pieniędzy na ten cel rząd dopiero szuka.

Wiele osób – mowa o wyborcach – przekonają argumenty odwołujące się do takich faktów, jak dłuższe trwanie życia, podwyższanie wieku emerytalnego np. w Szwecji, niewydolność ZUS itp. Część elektoratu – np. z racji wieku – nie za bardzo się przejmuje reformą, bo dla nich to jeszcze abstrakcja. Inni wyborcy słuchają nie tego, co się mówi, lecz kto mówi, więc głosując do tej pory na PO, uznają, że nadal warto to robić.

Milczący i nieobecni

Wreszcie jest rzecz najważniejsza – z kim skonfrontujemy Tuska w tej sprawie. Jedna z firm sporządzających raporty medialne, Instytut Monitorowania Mediów, podliczyła obecność głównych graczy w debacie na temat emerytur. Co jasne, najwięcej jest Donalda Tuska. Ale jego "naturalny" przeciwnik, czyli PiS, jest przedostatni. Partia Jarosława Kaczyńskiego została wyprzedzona przez PSL i SLD. Czyli de facto jest nieobecna w debacie. Przeciwnicy zmiany swoje uczucia mogą lokować raczej tam niż w milczącym PiS.

Oficjalny głos PiS to bezwarunkowy sprzeciw wobec podwyższenia wieku emerytalnego. Jedyny pomysł, który jako stanowisko partii głoszą politycy PiS, to pozwolenie Polakom na wybór między ZUS i OFE. To oznacza, że programowa główna partia opozycyjna zafiksowała się na sytuacji sprzed roku, gdy trwał spór o transfery z OFE. PiS nie było w stanie zareagować na propozycję Tuska wygłoszoną w exposé, czyli w listopadzie zeszłego roku.

Wiadomo skądinąd, dlaczego tak się stało. To wynik klinczu między kilkoma koncepcjami, których zwolennicy ścierają się wewnątrz PiS. Dużo do powiedzenia ma tam prof. Józefa Hrynkiewicz, która jak się zdaje, jest zwolenniczką konserwowania obecnego systemu, czyli mocnego wsparcia dla ZUS. Grupa młodszych posłów PiS chciałaby wprowadzenia tzw. systemu kanadyjskiego czy emerytur obywatelskich wypłacanych bezpośrednio z budżetu państwa.

Ten drugi pomysł brzmi ciekawie. Być może byłby to mocny głos PiS w debacie, o ile wprowadzenie systemu kanadyjskiego jest realne w polskich warunkach.

Głos PiS brzmi teraz "nie, bo nie". Jeszcze mocniej niż Tuskowe "nie, bo nie", bo premier zaczął przynajmniej pozorować konsultacje, zorientowawszy się, że jego nieustępliwość jest źle odbierana. Sparaliżowani brakiem decyzji władz partii politycy PiS nie mówią nic ciekawego w sprawie reformy emerytalnej.

To uderzające zjawisko. Prawo i Sprawiedliwość nie miałoby merytorycznego problemu z wypracowaniem własnego stanowiska. Ma w swych szeregach dość ludzi, którzy są w stanie to przygotować. Nie ma też problemu politycznego z tym, że jakakolwiek propozycja mogłaby być nie do przyjęcia dla którejś z grup wyborców. PiS jako partia opozycyjna ma w tej materii dużo więcej swobody niż ugrupowanie rządzące. Wystarczyłaby jedna tylko decyzja odpowiedniego gremium lub samego Jarosława Kaczyńskiego: w tę albo w tamtą. Decyzja jednak nie zapadła. Zauważmy, że dotyczy to kluczowej dzisiaj kwestii politycznej.

Konstruktywne propozycje

Zupełnie w innym położeniu znaleźli się dzięki własnym działaniom politycy PSL i SLD. Obie partie mają dobrą odpowiedź na plany Tuska. W obu przypadkach na zasadzie "tak, ale", przy czym pierwsze słówko daje pozór koncyliacyjności, a drugie pozwala zachować suwerenność.

PSL wpadło na prosty pomysł z innym potraktowaniem kobiet. Okazało się to bardzo nośne. Dziś ludowcy trzymają się tego jak niepodległości, nie dlatego, że są tak odważni wobec Tuska, ale że im się to opłaca. Zaś Waldemar Pawlak, który publicznie wyraził swoją niewiarę w ZUS, stał się nieomal bohaterem narodowym. Ludzie poczuli, że ktoś im uczciwie mówi, jak jest naprawdę. Charakterystyczna była konferencja prasowa, na której Pawlak wystąpił z Tuskiem. Zamiast się kajać za swój postępek, milczał, ale jego promienny uśmiech świadczył, że nie żałuje swych słów na temat ZUS.

Zyski z pewnością odnotuje też SLD. Także znalazł odpowiedź, którą da nazwać się konstruktywną, czyli pomysł, aby uznać staż pracy jako kryterium określające moment przejścia na emeryturę. Zauważmy, że zgłoszenie przez obie partie tego typu "konstruktywnych" propozycji jest kłopotem dla Tuska i innych polityków PO. Trudno je całkowicie zdyskredytować, a PSL i SLD mają powód do głoszenia tezy, że to Tusk jest nieelastyczny i niechętny do szukania kompromisu.

Warto też odnotować, że SLD zbierając podpisy pod referendum, wyszedł na ulice i zmobilizował swoich działaczy. W przypadku ugrupowania przeżywającego bardzo ostry kryzys znaczenie tego testu (na razie wszystko idzie po myśli liderów Sojuszu) jest nie do przecenienia.

Bez wizji

Przy okazji zauważmy, że obok PiS zanikł też Ruch Palikota. Tu podobnie nie ma spójnej wizji, wypowiedzi polityków partii są sprzeczne i mało konkretne. Wskutek słów Janusza Palikota o tym, że jest on skłonny poprzeć plany Tuska, jego partia została zredukowana do roli przystawki PO. I to mimo zastrzeżeń o warunkowym poparciu, którymi Palikot próbował się zabezpieczyć.

Wprawdzie lider i jego współpracownicy zarzekają się, że mają klarowne i merytoryczne stanowisko, ale opinia publiczna jeszcze tego nie zauważyła. Tym stanowiskiem ma być kilkanaście pomysłów na działania osłonowe, które miałyby chronić ludzi w wieku przedemerytalnym, ale partii Palikota nie udało się nagłośnić żadnego z nich. I nie jest to nawet wynik piarowskich zaniedbań, ale raczej kalkulacji politycznej. Ruch chce poprzeć pomysł Tuska dotyczący emerytur od 67. roku życia, potrzebuje jednak jakiegoś gestu z jego strony. Czegoś, co wreszcie nowa partia będzie mogła przedstawić jako swój realny sukces.

Z kronikarskiego obowiązku odnotujmy też brak głosu Solidarnej Polski. Zauważone zostało spotkanie Klubu SP z premierem, ale tylko ze względu na zachowanie odpowiednich norm życia towarzyskiego, czyli tego, że Tusk został tam grzecznie przyjęty. To dobre na dwie przebitki w serwisach telewizyjnych i kilka fotek w tabloidach, ale zbyt mało, aby mocno zaistnieć w debacie.

Tusk był na widelcu

To tylko fotografia chwili. Debata o wieku emerytalnym będzie trwać bardzo długo, więc każdy z politycznych jej uczestników ma jeszcze szansę utracić lub odzyskać inicjatywę. Nie jest jednak tak, że niski dzisiaj stopień akceptacji dla propozycji Donalda Tuska musi automatycznie przynieść jego klęskę i tym samym zwycięstwo dla opozycji.

Z biegiem czasu coraz więcej wiemy o realnym kształcie koncepcji premiera. Ta skądinąd potrzebna reforma została wymyślona ad hoc, bez głębszego przygotowania merytorycznego czy nawet propagandowego (ten wątek akurat jest ważny, bo warto sobie przypomnieć nakłady, jakie władza poniosła, gdy w 1997 r. uchwalano nową konstytucję, albo w 1999 r. reformę emerytalną). Pomysł został rzucony, a współpracownicy szefa rządu w biegu próbują nadać mu bardziej realny kształt.

To znaczy, że Tusk był na widelcu. Gdyby opozycja – ze szczególnym uwzględnieniem PiS – oprócz głoszenia bojowych haseł (co też jest potrzebne w polityce) kazała znaleźć swoim ekspertom wszystkie słabe strony projektu, premier miałby przeogromny kłopot. Trudno byłoby mu dalej prezentować wizerunek śmiałego reformatora. Trzeba przyznać, że ma dużo szczęścia. Ale też trzeba przyznać, że mocno pomaga własnemu szczęściu. Inaczej niż konkurencja.

Według powszechnej opinii Donald Tusk przepytujący kolejnych ministrów z ich wpadek, winny zamieszaniu z ACTA, prowadzący pseudokonsultacje w sprawie wieku emerytalnego znajduje się w wielce żałosnym położeniu. Bezwzględnie jest to największy kryzys, nie tylko wizerunkowy, w czasie jego rządów. Ale nie znaczy to, że znalazł się na równi pochyłej.

Skorzysta aktywny

Spór o wiek emerytalny jest najczęściej postrzegany jako coś, co pogrąży Tuska, a z nim całą Platformę Obywatelską. Politycy opozycji, czy też nieprzychylni Tuskowi komentatorzy, przedstawiają często tę sprawę jako czynnik, który w automatyczny sposób wykończy obecnego premiera. Myślenie opiera się na przekonaniu, że skoro 80 proc. społeczeństwa nie chce tej reformy, to Tusk musi polec.

Nie jest to jednak tak oczywiste. Tym bardziej że nie wiadomo, kto będzie beneficjentem niechęci społeczeństwa wobec zmiany. Jedno można już powiedzieć – skorzysta ten, kto będzie najbardziej aktywny w tym starciu. Ci, którzy czekają, aż jabłko samo spadnie im do koszyczka, przeliczą się najbardziej.

Czy Donald Tusk porywa się na coś niemożliwego, licząc, że społeczeństwo zaakceptuje wyższy wiek emerytalny? Nie, wyobraźmy sobie tylko, co będzie, gdy zostanie przeprowadzona – za państwowe pieniądze – szeroka kampania informacyjno-propagandowa. Jak na razie ośrodek rządowy nie kiwnął nawet palcem, aby dostarczyć swoim zwolennikom, w tym czołowym politykom PO, odpowiednich argumentów do obrony reformy. Jeden z ministrów skarżył się autorowi tego tekstu, że wszystkiego musiał szukać sam w prasie, zanim Kancelaria Premiera przysłała mu jakieś skromne materiały. Skądinąd wiadomo, że pieniędzy na ten cel rząd dopiero szuka.

Wiele osób – mowa o wyborcach – przekonają argumenty odwołujące się do takich faktów, jak dłuższe trwanie życia, podwyższanie wieku emerytalnego np. w Szwecji, niewydolność ZUS itp. Część elektoratu – np. z racji wieku – nie za bardzo się przejmuje reformą, bo dla nich to jeszcze abstrakcja. Inni wyborcy słuchają nie tego, co się mówi, lecz kto mówi, więc głosując do tej pory na PO, uznają, że nadal warto to robić.

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?