Według powszechnej opinii Donald Tusk przepytujący kolejnych ministrów z ich wpadek, winny zamieszaniu z ACTA, prowadzący pseudokonsultacje w sprawie wieku emerytalnego znajduje się w wielce żałosnym położeniu. Bezwzględnie jest to największy kryzys, nie tylko wizerunkowy, w czasie jego rządów. Ale nie znaczy to, że znalazł się na równi pochyłej.
Skorzysta aktywny
Spór o wiek emerytalny jest najczęściej postrzegany jako coś, co pogrąży Tuska, a z nim całą Platformę Obywatelską. Politycy opozycji, czy też nieprzychylni Tuskowi komentatorzy, przedstawiają często tę sprawę jako czynnik, który w automatyczny sposób wykończy obecnego premiera. Myślenie opiera się na przekonaniu, że skoro 80 proc. społeczeństwa nie chce tej reformy, to Tusk musi polec.
Nie jest to jednak tak oczywiste. Tym bardziej że nie wiadomo, kto będzie beneficjentem niechęci społeczeństwa wobec zmiany. Jedno można już powiedzieć – skorzysta ten, kto będzie najbardziej aktywny w tym starciu. Ci, którzy czekają, aż jabłko samo spadnie im do koszyczka, przeliczą się najbardziej.
Czy Donald Tusk porywa się na coś niemożliwego, licząc, że społeczeństwo zaakceptuje wyższy wiek emerytalny? Nie, wyobraźmy sobie tylko, co będzie, gdy zostanie przeprowadzona – za państwowe pieniądze – szeroka kampania informacyjno-propagandowa. Jak na razie ośrodek rządowy nie kiwnął nawet palcem, aby dostarczyć swoim zwolennikom, w tym czołowym politykom PO, odpowiednich argumentów do obrony reformy. Jeden z ministrów skarżył się autorowi tego tekstu, że wszystkiego musiał szukać sam w prasie, zanim Kancelaria Premiera przysłała mu jakieś skromne materiały. Skądinąd wiadomo, że pieniędzy na ten cel rząd dopiero szuka.
Wiele osób – mowa o wyborcach – przekonają argumenty odwołujące się do takich faktów, jak dłuższe trwanie życia, podwyższanie wieku emerytalnego np. w Szwecji, niewydolność ZUS itp. Część elektoratu – np. z racji wieku – nie za bardzo się przejmuje reformą, bo dla nich to jeszcze abstrakcja. Inni wyborcy słuchają nie tego, co się mówi, lecz kto mówi, więc głosując do tej pory na PO, uznają, że nadal warto to robić.
Milczący i nieobecni
Wreszcie jest rzecz najważniejsza – z kim skonfrontujemy Tuska w tej sprawie. Jedna z firm sporządzających raporty medialne, Instytut Monitorowania Mediów, podliczyła obecność głównych graczy w debacie na temat emerytur. Co jasne, najwięcej jest Donalda Tuska. Ale jego "naturalny" przeciwnik, czyli PiS, jest przedostatni. Partia Jarosława Kaczyńskiego została wyprzedzona przez PSL i SLD. Czyli de facto jest nieobecna w debacie. Przeciwnicy zmiany swoje uczucia mogą lokować raczej tam niż w milczącym PiS.
Oficjalny głos PiS to bezwarunkowy sprzeciw wobec podwyższenia wieku emerytalnego. Jedyny pomysł, który jako stanowisko partii głoszą politycy PiS, to pozwolenie Polakom na wybór między ZUS i OFE. To oznacza, że programowa główna partia opozycyjna zafiksowała się na sytuacji sprzed roku, gdy trwał spór o transfery z OFE. PiS nie było w stanie zareagować na propozycję Tuska wygłoszoną w exposé, czyli w listopadzie zeszłego roku.
Wiadomo skądinąd, dlaczego tak się stało. To wynik klinczu między kilkoma koncepcjami, których zwolennicy ścierają się wewnątrz PiS. Dużo do powiedzenia ma tam prof. Józefa Hrynkiewicz, która jak się zdaje, jest zwolenniczką konserwowania obecnego systemu, czyli mocnego wsparcia dla ZUS. Grupa młodszych posłów PiS chciałaby wprowadzenia tzw. systemu kanadyjskiego czy emerytur obywatelskich wypłacanych bezpośrednio z budżetu państwa.
Ten drugi pomysł brzmi ciekawie. Być może byłby to mocny głos PiS w debacie, o ile wprowadzenie systemu kanadyjskiego jest realne w polskich warunkach.