Krytycy obecności Kościoła w polskim życiu publicznym chętnie szermują argumentem europejskości, postulując, by katolicka Polska stała się wreszcie świecka i otwarta. Tym bardziej dziwi, że nowa fala polskiego antyklerykalizmu jest aż tak zamknięta w ciasnym zaścianku uprzedzeń i ideologii. Patrząc bowiem na obecną krytykę Kościoła można odnieść wrażenie, że Polska znajduje się od 7 lat nie w Unii Europejskiej, gdzie szanuje się Kościoły i religijność obywateli, ale w PRL za średniego Gomułki.
Przyjazny rozdział
Wypada zatem powtórzyć tak głośno dziś wychwalany model ostrej świeckości państwa i jego zdecydowanego rozdziału od Kościoła, w Unii Europejskiej występuje właściwie tylko we Francji i częściowo w Holandii.
W znacznej grupie państw unijnych (m.in. Niemcy, Austria, Włochy, Hiszpania, Polska, Słowacja) mamy do czynienia z tzw. rozdziałem przyjaznym, w którego ramach państwo uznaje osobowość prawną Kościołów i wspiera ich działalność publiczną. W Unii istnieje jeszcze tzw. model Kościoła państwowego (występuje w Wielkiej Brytanii, Danii, Grecji i na Malcie). Polega on na tym, że państwo największą religię uznaje za narodową lub państwową i jako taką wspiera prawnie i finansowo.
Podkreślmy, wszystkie te rozwiązania gwarantują wolność religijną i wszystkie traktowane są przez Unię jako w pełni europejskie (art.17 traktatu lizbońskiego).
Ta różnorodność znajduje też wyraz w finansach. Mamy wiec model bezpośredniego finansowania Kościołów, gdzie duchowni otrzymują pensje bezpośrednio z budżetu państwa (np. Belgia, Słowacja). W znacznie większej liczbie państw stosowane jest rozwiązanie pośrednie obywatele mogą przekazać część podatku na cele kościelne (Hiszpania, Włochy, Finlandia, Węgry) lub państwo zbiera podatek dodatkowy kościelny (Niemcy, Austria). Są wreszcie i takie państwa (Szwecja, Wielka Brytania), gdzie Kościoły otrzymały niegdyś wielkie nieruchomości i z nich dziś się utrzymują.