Witkowska i Karaś opisują przecież to samo zjawisko, tylko niejako z innej strony. Bo jeśli żeńska część Biurowej Klasy Średniej i jej jeszcze trochę młodszego zaplecza utożsamia się z córką będącego uosobieniem Systemu premiera, wydającą kosmiczne z punktu widzenia czytelniczej Makelifeeasier pieniądze na „drobne, życiowe przyjemności" i nie podlegającą żadnym społecznym frustracjom, to czy nie jest to ten sam fenomen?
Żeby choć byli gejami...
Na łamach „Dużego Formatu" GW tekst z „Przekroju" dostrzegł Wojciech Orliński. I uznał za łatwy pamflet na czytelniczki „Kasi Tusk", będące przecież prekariuszkami. Czyli członkiniami prekariatu, grupy społecznej w świecie współczesnego kapitalizmu zastępującej dawną klasę robotniczą, zwanej też „proletariatem czasów produkcji niematerialnej". Klasą bez perspektyw na awans, rozwój i jakąkolwiek stabilność, choć składającą się w wielkiej części z ludzi młodych i wykształconych. Klasą, w której droga „rozwojowa" prowadzi od długiego wolontariatu (czyli pracy darmowej) poprzez staż (często też darmowy) do umowy śmieciowej.
Witkowska i Karaś nie twierdziły nic innego, ale nie odniosły się zarazem do opisywanych przez siebie czytelniczek „Kasi Tusk" z wystarczającym respektem, bo napisały o nich jako o „straconym pokoleniu". Orliński uznał więc, że ich tekst stwarza mu znakomitą okazję do zaatakowania polskiej lewicy jako „kawiorowej" i de facto niewrażliwej na los prekariuszy, ponad których się wywyższa.
„W obronie tych ludzi nikt nie zrobi Manify, "Krytyka Polityczna" nie poświęci im kolejnego "Przewodnika"" – pisze. „Ubolewam nad tym, że młoda polska lewica nie interesuje się sytuacją tych ludzi. Ich bieda jest za mało spektakularna. Ich problemy za mało hipsterskie. Żeby chociaż się uzależnili od heroiny albo nie akceptowali swojej płci, oczywiście byłaby już inna rozmowa, ale póki ich małym comiesięcznym dramatem jest problem z opłaceniem przedszkola - nikogo to nie obchodzi" – pisze Orliński.
Tekstem tym rozsierdził „młodą lewicę". Iza Desperak na łamach „Lewicowej Sieci Feministycznej „Rozgwiazda" i wytknęła mu, że ona sama i środowisko, do której należy, akurat prekariat bada i stara się wiele dla niego czynić. Czego publicysta „GW" nie zauważa, no bo jest oczywiście antyfeministyczny, antygenderowy i tak w ogóle to mizoginistyczny, a przez to „obraża i przeraża".
Jest faktem, że Orliński chyba zbyt łatwo użył wielkiego kwantyfikatora, bo istotnie istnieją radykalnie lewicowe środowiska, nie pasujące do jego pamfletu. Tyle że są marginalne, ton nadają zamożne grupy z Krytyką Polityczną na czele, do których jego opis pasuje jak ulał. Podobnie, jak doskonale pasuje do nich opis Remigiusza Okraski z nietypowego lewicującego pisma „Obywatel":