Święto dumnych obywateli

W tych dniach mogliśmy się zjednoczyć pod jedną flagą, a właściwie pod milionami biało-czerwonych flag. Mogliśmy policzyć, ilu nas jest - zauważa publicysta „Rzeczpospolitej"

Publikacja: 18.06.2012 19:59

Święto dumnych obywateli

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

W ciągu ostatnich kilkunastu dni w Polsce stało się coś niezwykłego. Entuzjazm, który wybuchł (nie tylko wśród kibiców piłkarskich), nie miał precedensu od 1989 roku. Choć wtedy na ulicach nie było takiej fiesty jak dziś. Aż trudno uwierzyć, że chodzi  tylko o emocje piłkarskie.

Chcemy być razem

Na każdym kroku widać flagi i chorągiewki, a najmodniejszym strojem stała się biało-czerwona koszulka z orłem na piersiach. Setki tysiące Polaków przychodziło na stadiony, do stref kibica, barów i knajpek, by zdzierać gardło przy hymnie narodowym. Miasta, w których zatrzymały się drużyny futbolowe, przystrajały się w narodowe barwy danego kraju. Na trening Holendrów w Krakowie 25 tysięcy ludzi przyszło w pomarańczowych strojach. Niemieckiemu piłkarzowi Polacy śpiewali „Sto lat" w dniu jego urodzin. Dziesiątki tysięcy polskich wolontariuszy pomagały cudzoziemcom zaskoczonym tym, jak ta Polska nieźle wygląda i jacy mili mieszkają tu ludzie.

„To tylko kicz". „To powierzchowne". „To grillowy patriotyzm" - powtarzają niektórzy komentatorzy. A ja mam wrażenie, że była to eksplozja silnej potrzeby bycia we wspólnocie. Potrzeba pokazania dumy z tego, że jesteśmy Polakami, że nie jesteśmy gorszą częścią cywilizowanego świata. Aspiracyjne postawy Polaków znalazły swoje ujście.

Leczenie kompleksów

To zdrowe leczenie się z kompleksów, których - chcemy czy nie - jesteśmy (byliśmy?) pełni. To odreagowanie 20 lat męczącego podciągania się do góry, mozolnej pracy, marzeń o lepszym świecie. Polska to jeszcze nie Niemcy ani Francja. Nie zbudowaliśmy sieci autostrad, państwo jest ciągle w wielu sprawach słabe i nieudolne, ale tym razem, przy okazji Euro, poszło nam nie najgorzej. Polacy są głodni sukcesu i bardzo chcieli go zobaczyć. Wszystko im jedno, czy nowe dworce zbudowała Platforma czy samorządy, czy przygotowywało to jeszcze PiS. Oni zwyczajnie widzą postęp i cieszą się nim.

Pewnie, że nie stoi za tym głęboka refleksja, ale nie oczekujmy od narodu w każdej chwili głębokiego namysłu.

Niemcy odbudowywali swój ludowy patriotyzm podczas mistrzostw świata w piłce nożnej, które sześć lat temu odbywały się w ich kraju. Oni też - z zupełnie innych powodów niż Polacy - latami nie byli skorzy do machania narodowymi flagami. I też mieli poczucie, że jest im to potrzebne. Potrzebne, by móc być silnym narodem.

Poczucie przynależności do wspólnoty, dumy i siły daje na końcu pewność siebie i odwagę do działania. Pomaga normalnie funkcjonować. Po takiej imprezie jak Euro 2012 wielu Polaków w Londynie czy Madrycie będzie się czuło pewniej, młodzi ludzie będą mniej zakompleksieni i łatwiej będą sobie dawać radę z wyzwaniami.

Kilkaset tysięcy ludzi oglądających wspólnie mecze to nie był tłum zakompleksionych mieszkańców biednego kraju. To był radosny tłum pewnych siebie obywateli Polski. Wielu z nich nie zniechęciła nawet porażka z Czechami. Po meczu nadal skandowali „Polska, Polska" i nie zaczęli się nagle wstydzić swoich biało-czerwonych koszulek.

To była - a może wciąż jeszcze jest - wspólnota Polaków. Nie wspólnota wyborców Platformy, plemienna wspólnota „lemingów" przeciwko innej wspólnocie „pisiorów".  Na stadionach i w strefach kibica można spotkać zwolenników jednej i drugiej partii. Donald Tusk był na stadionie, ale Jarosław Kaczyński też oglądał mecz w biało-czerwonym szaliku z przyjaciółmi w ogrodzie. I też śpiewał hymn do telewizora. Jak miliony innych Polaków. Bo to nie było święto rządu. To było święto obywateli.

Coś nas łączy

Dziś niektórzy - po obu stronach polskiego sporu - próbują już przeciwstawiać „radosny" tłum piłkarski „smutasom" smoleńskim albo  „prymitywny", „podlany piwem", „grillowy" entuzjazm wspólnocie ludzi głęboko przeżywających trudne narodowe doświadczenia. To podział nieprawdziwy. Wspólnota budowała się i wtedy, i teraz. Czy przetrwa?

Oczywiście, że nie. Bo nadal się różnimy, mamy inne poglądy, nadal odmiennie oceniamy działalność Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego. Różnimy się w sprawie katastrofy smoleńskiej, wieku emerytalnego, polityki wobec Rosji i tempa budowy autostrad. Ale przez te dni mogliśmy zjednoczyć się razem pod jedną flagą, a właściwie pod milionami biało-czerwonych flag. Mogliśmy policzyć, ilu nas jest. Polaków. Różnych ludzi z różnymi systemami wartości, których jednak coś łączy.

Obyśmy przynajmniej od czasu do czasu wciąż pamiętali, że coś nas łączy. I uwierzyli, że ci po drugiej stronie też są patriotami. Cieszmy się, że w ciągu tych kilku dni zjednoczyliśmy się wokół stadionów, a nie przy jakiejś kolejnej dramatycznej okoliczności. Warto z tych dni wyciągnąć dobre wnioski.

W ciągu ostatnich kilkunastu dni w Polsce stało się coś niezwykłego. Entuzjazm, który wybuchł (nie tylko wśród kibiców piłkarskich), nie miał precedensu od 1989 roku. Choć wtedy na ulicach nie było takiej fiesty jak dziś. Aż trudno uwierzyć, że chodzi  tylko o emocje piłkarskie.

Chcemy być razem

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?