Bez bankructw się nie obejdzie

Należy zakończyć praktykę, w której państwa spełniają oczekiwania silnych grup interesu – radzi noblista, amerykański profesor ekonomii Edmund Phelps w rozmowie z Rafałem Mierzejewskim

Publikacja: 30.07.2012 00:00

Bez bankructw się nie obejdzie

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys Seweryn Sołtys

Jak ocenia pan kondycję europejskiej gospodarki?

Edmund Phelps: Członkowie strefy euro oraz niektórzy jej sąsiedzi, Wielka Brytania czy Szwecja, zmierzają w kierunku recesji. To rezultat kryzysu zadłużeniowego w sektorze bankowym oraz zadłużenia niektórych rządów, szczególnie Grecji, Hiszpanii, Włoch, Portugalii oraz – na nieznanym jeszcze poziomie – Francji. Towarzyszą temu dość desperackie kroki elit europejskich, które polegają głównie na tym, iż promuje się szczodre państwowe projekty, własność na kredyt i narcyzm – w sferze prywatnej, a nepotyzm i kolesiostwo – w publicznej. Tymczasem ta choroba objawia się niedoborem zatrudnienia czy patologicznie niskim poziomem oszczędności.

Da się jej zaradzić? Jak na przykład Polska może się obronić przed recesją?

Kiedy w 2009 r. perspektywa radykalnego obniżenia zatrudnienia zaczęła zagrażać Singapurowi, rząd szybko wprowadził subsydia dla firm zatrudniających pracowników. Rezultat był niezwykły. Rok później zatrudnienie było na o wiele wyższym poziomie niż przed podjęciem decyzji o interwencji. Polska może skopiować tę metodę. Pieniędzy, których nie wydacie na subsydia, i tak nie zaoszczędzicie, ponieważ później będziecie musieli wypłacić za nie zasiłki. Poza subsydiowaniem zatrudnienia postawiłbym na podnoszenie innowacyjności. Szczególnie w wypadku takiego kraju jak Polska. Mając duże zaległości w tym obszarze, możecie znacznie podnieść poziom zatrudnienia w gospodarce. To jest rodzaj radykalnej zmiany, którą Polska powinna rozważyć.

Czy mogą pomóc wspólne europejskie obligacje w unii walutowej?

To rozwiązanie wydaje się naturalną konsekwencją posiadania wspólnego pieniądza. Problem pojawia się dopiero wtedy, gdy zdamy sobie sprawę, co temu musi towarzyszyć.

A co musi?

Projekt ten wymaga silnej, centralnej władzy emitującej obligacje. Władzy, która będzie gwarantem wypłacalności i żyrantem tych, którzy już nie mogą pożyczać pieniędzy. A żyrantem mogą być tylko podatnicy z krajów wiarygodnych. Podejrzewam, że demokratyczne kraje nie są gotowe na taką utratę suwerenności fiskalnej. Choć strefa euro przez wzrost aktywności gospodarczej między jej członkami wydaje się sukcesem, Europejczycy muszą jednak pamiętać, że na dłuższą metę wymaga ona silnego rządu. Tak jest w Stanach.

Czy należy pomagać bankrutom?

Europejczycy stają się ofiarami korporacyjnego myślenia swoich elit. Rozwiązanie widzę następujące – należy zrestrukturyzować długi rządowe i przeprowadzić kontrolowane bankructwa, a pożyczkodawcy, włączając w to zarówno duże, jak i małe banki, powinny ponieść straty z tytułu złych pożyczek, jakich udzieliły, a także obligacji państwowych.

Ale Europa ma olbrzymie długi.

Podstawową przyczyną długów są zobowiązania emerytalne państwa. Kiedy Bismarck wprowadzał system ubezpieczeń społecznych, jedynymi jego beneficjentami byli pracownicy. Ale to pracownicy musieli za nie płacić. Z czasem system się upowszechniał, coraz więcej ludzi pobierało świadczenia, a coraz mniej płaciło. Od początku więc wszystko finansowano poprzez opodatkowanie pracy. Tego się nie da utrzymać. Konieczna jest korekta w postaci opodatkowania majątku zamiast pracy. Należy zakończyć też praktykę, w której państwa spełniają oczekiwania silnych grup interesu – uspokajają je zwyczajnie, wręczając im łapówki, kosztem pozostałych.

Łapówki?

Tak. Te łapówki to programy, dotacje, stypendia, odszkodowania, zwolnienia od podatku. A jeśli nie będzie możliwa szybka likwidacja deficytów, to należy podnieść podatki. Pamiętajmy, że poziom długu ma znaczenie w związku z restrukturyzacją. A to ona pomoże nam wyjść z pułapki. Krótko mówiąc, skupmy się na przeciwdziałaniu bezrobociu i wprowadzeniu gospodarek na wyższy poziom innowacyjności. Nawiasem mówiąc, to skandaliczne, że niektórzy ekonomiści proponują stymulację fiskalną gospodarek USA czy europejskich, kiedy właśnie dużą część problemów powoduje ekspansja przywilejów i programów prowadzonych bez wskazania źródeł ich finansowania. Trzeba się zdecydować – jak się chce takie rzeczy robić, to trzeba podnosić podatki. A wtedy ludzie poznają skutki tego rodzaju działalności.

A nie warto posłuchać Paula Krugmana proponującego ucieczkę do przodu za pomocą inflacji?

Krugman nie jest zbyt doświadczonym makroekonomistą. Ekonomiści praktykujący tę część nauki nie mogą być sympatykami drukowania kolejnych bilionów dolarów czy euro. Zresztą od samego Krugmana nie słyszałem rozsądnej obrony jego pomysłu. Owszem, Stany Zjednoczone przeprowadzają operacje, które skutkują drukiem pieniądza. Wygląda jednak na to, że ma to na celu tylko utrzymanie gospodarki w równowadze, by w efekcie powrócić na ścieżkę jej odbudowy, a inflacja temu towarzysząca nie jest zbyt wysoka, jej dynamika nie przyspiesza i nie zwalnia gwałtownie. O to chodzi. Amatorskie propozycje Krugmana mogą spowodować znaczącą inflację, która nie przynosi pozytywnych skutków, także dla poziomu deficytu i długu, czego życzy sobie ich autor.

Edmund Phelps jest profesorem ekonomii na Columbia University, laureatem Nagrody Nobla w 2006 r.

Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Źle o Nawrockim, dobrze o Hołowni, w ogóle o Mentzenie
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Wybory prezydenckie zostały rozstrzygnięte. Wiemy już, co zrobi nowy prezydent
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne