Jak ocenia pan kondycję europejskiej gospodarki?
Edmund Phelps: Członkowie strefy euro oraz niektórzy jej sąsiedzi, Wielka Brytania czy Szwecja, zmierzają w kierunku recesji. To rezultat kryzysu zadłużeniowego w sektorze bankowym oraz zadłużenia niektórych rządów, szczególnie Grecji, Hiszpanii, Włoch, Portugalii oraz – na nieznanym jeszcze poziomie – Francji. Towarzyszą temu dość desperackie kroki elit europejskich, które polegają głównie na tym, iż promuje się szczodre państwowe projekty, własność na kredyt i narcyzm – w sferze prywatnej, a nepotyzm i kolesiostwo – w publicznej. Tymczasem ta choroba objawia się niedoborem zatrudnienia czy patologicznie niskim poziomem oszczędności.
Da się jej zaradzić? Jak na przykład Polska może się obronić przed recesją?
Kiedy w 2009 r. perspektywa radykalnego obniżenia zatrudnienia zaczęła zagrażać Singapurowi, rząd szybko wprowadził subsydia dla firm zatrudniających pracowników. Rezultat był niezwykły. Rok później zatrudnienie było na o wiele wyższym poziomie niż przed podjęciem decyzji o interwencji. Polska może skopiować tę metodę. Pieniędzy, których nie wydacie na subsydia, i tak nie zaoszczędzicie, ponieważ później będziecie musieli wypłacić za nie zasiłki. Poza subsydiowaniem zatrudnienia postawiłbym na podnoszenie innowacyjności. Szczególnie w wypadku takiego kraju jak Polska. Mając duże zaległości w tym obszarze, możecie znacznie podnieść poziom zatrudnienia w gospodarce. To jest rodzaj radykalnej zmiany, którą Polska powinna rozważyć.
Czy mogą pomóc wspólne europejskie obligacje w unii walutowej?