Komisja Europejska przedstawiła pierwszą propozycję unii bankowej - kluczowego elementu strategii mającej ustabilizować sytuację gospodarczą w strefie euro. Zapewniła, że mechanizm jednolitego nadzoru bankowego (który jest jej podstawą) będzie otwarty dla wszystkich państw członkowskich, w tym dla tych, które nie są jeszcze członkami eurolandu. Projekt Komisji, przedstawiony w środę, dąży w tym kierunku, ale diabeł tkwi w szczegółach.
Intuicja podpowiada, że lepiej by było, gdyby wszystkie kraje członkowskie znalazły się pod parasolem unii bankowej ze wszystkimi jej składowymi, w tym funduszem ratunkowym i gwarancją depozytów. Trzeba jednak zadbać o to, aby państwa spoza strefy euro i ich interesy były traktowane na równej stopie z państwami strefy euro. Ponadto, projekt unii bankowej nie może powodować negatywnych skutków ubocznych dla krajów spoza strefy.
W roli obserwatora
Projekt mechanizmu jednolitego nadzoru bankowego przewiduje rzeczywiście formę "bliskiej współpracy" otwartej dla państw spoza strefy. Jedyną formą zaangażowania proponowaną dla tych państw jest jednakże, zagwarantowanie ich właściwym organom krajowym statusu obserwatora w nowej radzie nadzorczej EBC. Pełnymi członkami tej rady mają być za to przedstawiciele organów państw strefy euro.
Ponadto, EBC, zyskuje pełne prawo do jednostronnego wymówienia takiej " zbliżonej współpracy". W tym przypadku relacja między państwami spoza strefy euro i EBC jest wysoce i alarmująco nieproporcjonalna. Czy w tym wypadku państwa spoza strefy powinny przystawać na mechanizm, w którym Europejski Bank Centralny ma kontrolę, a nie są one w pełni reprezentowane w jego strukturach?
Parafrazując słynne zdanie "nie może być opodatkowania bez reprezentacji parlamentarnej' (no taxation without representation") można powiedzieć '"nie może być nadzoru bez reprezentacji"