Negocjacje budżetowe w Unii Europejskiej – zarówno w kwestii budżetu na rok 2013, jak i wieloletnich ram finansowych – stanęły na ostrzu noża. Nieudana propozycja prezydencji cypryjskiej z października wzmocniła polaryzację stanowisk w UE. Komisja Europejska zaproponowała budżet na lata 2014–2020 na poziomie 1033 mld euro.
Ubodzy i skąpcy
W tej chwili unijny „klub skąpców" licytuje się in minus, a na prowadzenie wyszły Wielka Brytania, gdzie Izba Gmin domaga się wręcz zmniejszenia budżetu poniżej poziomu 886 mld euro, oraz Szwecja mówiąca, że należy obciąć propozycję Komisji o więcej niż 100 mld euro. Parlament Europejski wyraźnie mówi o możliwości weta. Wyjściowe pozycje negocjacyjne oddalają się od siebie, a państwa członkowskie i instytucje unijne coraz głębiej okopują się na swych stanowiskach. Prezydencja cypryjska usiłowała osiągnąć postęp. Niestety, wysunięta przez nią październikowa niefortunna propozycja tym bardziej uszczupliła jej możliwość dalszych mediacji. Szczególnie raziły w tej propozycji rozwiązania znacznie ułatwiające dostęp do funduszy dla krajów Południa z problemami, między innymi dla Grecji i samego Cypru, kosztem krajów takich jak Polska, które są uboższe, ale jednocześnie mają stosunkowo dobre wyniki gospodarcze.
Propozycja przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya jest bardziej „sprawiedliwa", choć również zachowuje część z tych zapisów. Nasze przesłanie powinno tu być bardzo zdecydowane. Musimy jasno powiedzieć „klubowi skąpców", że budżet Unii Europejskiej to nie jest przyjęcie składkowe, gdzie każdy wpłaca „co łaska", ale obopólna korzyść. Nie jest to również działalność dobroczynna, tylko unijne zobowiązanie traktatowe i ustrojowe, a świadczenia na rzecz budżetu to m.in. ekwiwalent dostępu do jednolitego rynku. Przypomnę, że z tego ostatniego powodu właśnie takie kraje jak Szwajcaria czy Norwegia, nie będąc członkami Unii Europejskiej, świadczą na rzecz Unii wcale niemałe sumy.
Wielce prawdopodobne, że trwający dziś i jutro szczyt Rady Europejskiej nie doprowadzi do porozumienia, przesuwając sprawę na rok 2013 lub przesądzając o zastosowaniu planu B. Może dojść do momentu, w którym obrońcom budżetu Unii nie będzie już opłacał się kompromis, a lepsze okaże się przewidziane w traktacie rozwiązanie, czyli prowizorium budżetowe gwarantujące pułapy budżetowe z roku 2013, zwiększone o dwa procent, odpowiadające wskaźnikowi inflacji. Nie jest to rozwiązanie optymalne, bo skraca horyzont planowania, ale w wymiarze kwotowym może być korzystne, lepsze od propozycji brytyjskiej. Ta całkiem realna perspektywa pozwoli również na ominięcie zasady jednomyślności w Radzie UE, a tym samym brytyjskiego weta.
Gdyby jednak kontynuować negocjacje w 2013 r., może nawet byłoby lepiej rozmawiać już nie z Cyprem, który wyraźnie gra ręka w rękę z „klubem skąpców" i na rzecz interesów Południa, kosztem wschodniej flanki unijnej, ale raczej już z Irlandczykami, którzy 1 stycznia obejmą przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej. Mają oni własną pamięć pozytywnych doświadczeń związanych z dobrodziejstwami polityki spójności.