Tęczowa rewolucja

Politycy muszą wreszcie zdać sobie sprawę, że przykładając rękę do instytucjonalizacji związków partnerskich, staną się narzędziami w ręku środowisk LGBT, które chcą pełnej realizacji swych postulatów – ostrzega poseł PO

Aktualizacja: 24.02.2013 18:19 Publikacja: 24.02.2013 18:03

Red

Niedawno Sejm odrzucił wszystkie projekty ustaw o związkach partnerskich. Sąd Najwyższy zaś, w swoich jednoznacznych opiniach prawnych, zdruzgotał te projekty potwierdzając, iż bez zmiany konstytucji nie ma możliwości wprowadzenia instytucji, będącej ogniwem pośrednim między związkiem nieformalnym a małżeństwem. Dodajmy - instytucji cieszącej się częścią szczególnych przywilejów, przysługujących dotąd jedynie małżeństwu z racji jego doniosłej roli społecznej.

Mylą się jednak wszyscy ci, którzy uważają, że temat zniknął na lata. Mimo oczywistego braku podstaw prawnych, projektodawcy tuż po przegranym głosowaniu zapowiedzieli podjęcie kolejnych działań legislacyjnych, najszybciej jak to możliwe. Debata o związkach partnerskich nie traci zatem na aktualności.

Na temat instytucjonalizacji związków partnerskich powiedziano wiele. Niestety dotąd rzeczowej argumentacji prawnej, przeciwstawiono jedynie ideologiczny szum, bazujący na pomieszaniu podstawowych pojęć i przypisaniu wielu z nich całkowicie nowych, opacznych znaczeń. Szczególne przywileje nazwano prawami, a z obowiązków i odpowiedzialności uczyniono zbyteczne relikty, będące przeszkodą na drodze do szczęścia. W tej kakofonii niezrozumienia podstawowych pojęć prawnych i społecznych, pole merytorycznej debaty uległo drastycznej redukcji. Na szczęście jnie wszystko można zakrzyczeć. Przynajmniej na razie.

Zasłona dymna

Sprawa związków partnerskich ma dwa - wyraźnie różne - aspekty. Pierwszy dotyczy sytuacji prawnej konkubinatów, a więc nieformalnych związków osób różnej płci. Drugi dotyczy uprawnień związków osób homoseksualnych. Trudno oprzeć się wrażeniu, że pierwszy jest zasłoną dymną dla drugiego.

Jak chodzi o różnopłciowe związki partnerskie, kuriozalnym wydaje się wysuwanie żądań instytucjonalizacji

związków partnerskich przez osoby, które swój w pełni świadomy wybór życia w konkubinacie opierały dotąd właśnie na fundamentalnej, „wolnościowej" przesłance zakładającej brak konieczności formalizacji pożycia.

Paradoksem jest również fakt, iż filozofia „życia bez papierka", a więc bez przyjęcia na siebie wielu obowiązków prawnych i pełnej odpowiedzialności za partnera, stała się podstawą żądania przywilejów przysługujących tym, którzy tę odpowiedzialność i obowiązki postanowili przyjąć.

Wiemy o tym doskonale, że już w obecnym stanie prawnym każda para, która chce cieszyć się szczególną ochroną państwa i pełnią przywilejów, ma do tego prawo. Wystarczy udać się do właściwego urzędu stanu cywilnego i złożyć zgodne oświadczenie o wstąpieniu w związek małżeński. Jednak zwolennikom instytucjonalizacji związków partnerskich chodzi tylko o przywileje. Balast związanej z nimi odpowiedzialności pozostaje poza sferą ich zainteresowań.

W czym problem?

Jednak w tym miejscu zwykle pojawia się kolejny argument zwolenników instytucjonalizacji związków partnerskich – fundamentalny dla zrozumienia rzeczywistych intencji autorów postulowanej konstrukcji prawnej. Tym argumentem jest brak możliwości zawarcia małżeństwa przez homoseksualistów, w związku czym instytucjonalizacja związków partnerskich ma być jedynym sposobem uzyskania przez nich podstawowych praw, takich jak prawo do informacji o stanie zdrowia partnera, prawo do jego pochówku czy wreszcie prawo do odmowy obciążających partnera zeznań.

Tymczasem część z tych postulatów można zrealizować na gruncie obowiązujących przepisów. Tak jest na przykład z prawem do informacji o stanie zdrowia, które można sobie zapewnić, wypełniając stosowny szpitalny formularz lub podpisując pełnomocnictwo. Jeśli chodzi o inne, można rozważyć ich wprowadzenie do prawodawstwa, bez konieczności powoływania do życia instytucji rejestrowanego związku partnerskiego.

W czym zatem problem? Otóż autorom koncepcji rejestrowanych związków partnerskich chodzi o obejście konstytucji i wprowadzenie do polskiego prawa, tylnymi drzwiami, quasi-małżeństw osób tej samej płci, poprzez nadanie im szeregu innych jeszcze przywilejów zarezerwowanych dotąd dla małżeństw, takich jak na przykład możliwości dziedziczenia ustawowego.

I w żaden sposób nie trafiają do nich argumenty o całkowitej bezzasadności i niesprawiedliwość takiego rozwiązania, choćby z powodu braku zdolności związków osób homoseksualnych do wypełnienia niektórych fundamentalnych zadań i obowiązków, które społeczeństwo stawia przed instytucją małżeństwa.

W odpowiedzi słyszymy, że przecież to związki heteroseksualne są głównymi adresatami proponowanych zmian, a sprowadzanie dyskusji do związków jednopłciowych jest nieuprawnionym uproszczeniem. Od razu padają przy tym zapewnienia, iż nikt nie zamierza postulować zrównania praw sformalizowanych związków partnerskich osób homoseksualnych z prawami małżeństw.

Metoda małych kroków

Czy tak aby jest w rzeczywistości? Fakty zdają się temu przeczyć. Po pierwsze, to właśnie środowiska gejów, lesbijek i transseksualistów wykazują największą aktywność propagandową oraz lobbingową na rzecz instytucjonalizacji związków partnerskich i wydają się być w tej sprawie zdecydowanie najbardziej zdeterminowane.

Po drugie wnioski z obserwacji działań, podejmowanych przez środowiska LGBT w innych państwach, wskazują niezbicie, iż formalizacja związków partnerskich jest jedynie pierwszym krokiem na drodze do pełnego usankcjonowania wszystkich żądań tych środowisk. Działacze LGBT zdają sobie doskonale sprawę, iż przełamanie naturalnego oporu społecznego jest możliwe tylko poprzez stosowanie metody małych kroków i stopniowe oswajanie społeczeństwa z nowymi rozwiązaniami. Dzięki takim działaniom udaje się z czasem na tyle zbliżyć prawny status i uprawnienia związków jednopłciowych do statusu małżeństwa, że w pewnym momencie obrona uprzywilejowanego charakteru tradycyjnego małżeństwa, a co za tym idzie jego prawnej odrębności, staje się niemożliwa. Obywatele z kolei znacznie łatwiej akceptują zmiany serwowane stopniowo, niż postulaty gwałtownego, jednorazowego wywrócenia porządku społecznego.

Przy wsparciu części polityków, polscy działacze środowisk LGBT, zrzeszeni w międzynarodowych organizacjach o tym samym charakterze, coraz śmielej wkraczają na szlaki, które przetarli wcześniej ich zagraniczni koledzy i koleżanki.

Szwedzki przykład

Nie sposób przywołać przykłady wszystkich państw, w których powyższa taktyka odniosła sukces. Jednak aby nie być gołosłownym, posłużę się choć jednym z nich - kraju nie tak bardzo od Polski odległego.

W 1988 roku pod naciskiem lobby homoseksualnego szwedzkie władze wprowadziły ustawę chroniącą nieformalne związki jednopłciowe w zakresie wspólnego opodatkowania, dziedziczenia oraz opieki socjalnej. Już sześć lat później weszło w życie prawo zezwalające na rejestrację związków partnerskich. W kolejnym roku uprawnienia do rejestracji związków uzyskały pary homoseksualne. Równocześnie związkom tym przyznano dużą część przywilejów, zastrzeżonych do tej pory wyłącznie dla małżeństw.

Osiem lat później, to jest w roku 2003, pod naciskiem aktywistów LGBT, szwedzki parlament uchwalił prawo zezwalające związkom homoseksualnym na adopcję dzieci, w tym również dzieci obcych, czyli  niebędących biologicznymi dziećmi jednego z partnerów. Ustawa przyznała także rejestrowanym związkom jednopłciowym prawo do zasiłków rodzinnych na równi z małżeństwami. W roku 2004 rozpoczęła się zmasowana akcja propagandowa i lobbingowa na rzecz wprowadzenia małżeństw homoseksualnych w miejsce dotychczasowych rejestrowanych związków partnerskich. Niemal jednocześnie szwedzka rzeczniczka praw dziecka Lena Nyberg zaproponowała wprowadzenie do programu szkolenia pedagogów obowiązkowego przedmiotu o homoseksualizmie, biseksualizmie i transwestytyzmie. Tego samego roku dał o sobie znać państwowy system represji, ustanowiony aby zablokować jakąkolwiek debatę na temat homoseksualizmu. Boleśnie przekonał się o tym pastor Ake Green, który za głoszenie biblijnego nauczania na temat homoseksualizmu, został w pierwszej instancji skazany na 30 dni więzienia, na podstawie przepisów penalizujących tak zwaną mowę nienawiści. Brzmi znajomo, nieprawdaż? W roku 2006 feministki zgłosiły postulat wprowadzenia do szwedzkiego prawa rozszerzenia definicji małżeństwa na związki składające się z więcej niż dwóch osób, w dowolnej konfiguracji płciowej. Do dzisiaj trwa dyskusja na ten temat. I w końcu, w maju 2009 roku weszła w życie ustawa o małżeństwach osób homoseksualnych, w pełni zrównująca je w prawach z małżeństwem kobiety i mężczyzny.

Polski poligon

Szwecja jest dobitnym, choć tylko jednym z wielu, przykładów na to, że postulaty instytucjonalizacji związków partnerskich nie są, jak twierdzą ich autorzy, łagodniejszą alternatywą dla wprowadzenia małżeństw osób tej samej płci, ale są pierwszym etapem konsekwentnie realizowanej strategii. Jest to również oczywisty element akcji przeobrażania świadomości społecznej w kierunku otwarcia na cały katalog ideologicznych postulatów środowisk LGBT oraz wspierających je polityków. Jako argument wsparcia ma służyć powołanie się na rozwiązania przyjęte w wielu innych krajach. Rzeczywiste cele środowisk LGBT potwierdził w swojej wypowiedzi poseł Ruchu Palikota Armand Ryfiński, który stwierdził publicznie, iż adopcja dzieci przez pary homoseksualistów jest w przyszłości nieunikniona.

Potrzeba wiele krótkowzroczności, aby nie dostrzec, że Polska nie jest wyjątkiem i stała się kolejnym poligonem dla realizacji proponowanych przez ruchy LGBT rozwiązań społeczno-prawnych, z uporem lansowanych na całym niemal świecie i skutecznie wprowadzanych w wielu państwach. Politycy muszą wreszcie zdać sobie sprawę, że przykładając rękę do instytucjonalizacji związków partnerskich, staną się narzędziami w ręku środowisk LGBT, które chcą pełnej realizacji swych postulatów. I nic wtedy nie pomoże stwierdzenie, że „nie wiedziałem", gdyż jest to wiedza powszechna. Wystarczy otworzyć oczy.

Niedawno Sejm odrzucił wszystkie projekty ustaw o związkach partnerskich. Sąd Najwyższy zaś, w swoich jednoznacznych opiniach prawnych, zdruzgotał te projekty potwierdzając, iż bez zmiany konstytucji nie ma możliwości wprowadzenia instytucji, będącej ogniwem pośrednim między związkiem nieformalnym a małżeństwem. Dodajmy - instytucji cieszącej się częścią szczególnych przywilejów, przysługujących dotąd jedynie małżeństwu z racji jego doniosłej roli społecznej.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?