Kryzys bardzo osłabił europejską solidarność. Gdy gospodarki pikują w dół, każdy kraj stara się ratować, co się da, nie myśląc zbytnio o interesie całej Unii. Ale Cypr przekroczył pod tym względem wszelkie granice. Można wręcz odnieść wrażenie, że wyspa bardziej poczuwa się do roli rosyjskiej guberni niż jednego z 27 państw Wspólnoty. Tym bardziej niesprawiedliwa jest ostra krytyka Niemiec i ich rzekomego „dyktatu" wobec małych państw południa Europy, która tak często powtarza się w ostatnich dniach.
Nawet w nocy z niedzieli na poniedziałek, na kilka godzin przed terminem odcięcia przez Europejski Bank Centralny (EBC) linii kredytowych dla Cypru i bankructwem kraju, prezydent Nikos Anastasiades groził w Brukseli dymisją, byle uchronić przed poważnymi stratami właścicieli wielkich funduszy zdeponowanych w cypryjskich bankach. Do ostatka bronił interesów często szemranych kapitałów rosyjskich za cenę ryzyka zupełnego upadku gospodarki własnego kraju.
Kto obroni cypryjskich emerytów
Załamanie po wielu godzinach negocjacji to odosobniony epizod. Dwa dni wcześniej cypryjskie władze były przecież gotowe poświęcić fundusze emerytalne własnych obywateli, byle pójść na rękę Rosjanom (w obronie emerytów wystąpiła Angela Merkel). Na tacy oddawały Kremlowi strategiczne złoża gazu i wszelkie inne atrakcyjne aktywa państwa za pożyczkę, która uratuje wkłady bankowe oligarchów. Cypryjski minister finansów udał się w upokarzającą podróż do Moskwy, aby prosić o rosyjskie kredyty. I choć wrócił z kwitkiem, wcale nie zmniejszyło to determinacji Anastasiadesa do obrony rosyjskich interesów.
W tym samym czasie sposób traktowania przedstawicieli Unii przez cypryjskie władze był radykalnie odmienny. Ten sam minister finansów nie wziął w ubiegłym tygodniu udziału w spotkaniu swoich kolegów ze strefy euro (tzw. eurogrupy), na którym rozstrzygano o losie Cypru. Później, już w Nikozji, przedstawiciele MFW, EBC i Komisji Europejskiej (tzw. trojka) czekali po kilkanaście godzin, aż ktoś z rządu zechce się z nimi skontaktować.
Cypryjskie media pełne są w ostatnich dniach opisów bezwzględnego sposobu, w jaki kanclerz Merkel miała negocjować z Cypryjczykami warunki pomocy. Znacznie ciszej jest o innym epizodzie: odmowie przez Grecję przekazania nawet niewielkiej części pomocy otrzymanej z Brukseli, choć cypryjskie banki największe straty poniosły właśnie na inwestycjach w greckie obligacje.