Kto podważa legendę rotmistrza?

Szkoda, że tocząc osobistą wojnę z IPN, profesor Romanowski postanowił uderzyć w Witolda Pileckiego, jednego z największych bohaterów XX-wiecznej historii Polski – pisze historyk i politolog.

Aktualizacja: 20.05.2013 07:23 Publikacja: 20.05.2013 00:40

Kto podważa legendę rotmistrza?

Foto: Fotorzepa, Danuta Matloch

Red

Wydarzenia minionego tygodnia pokazały, że historia najnowsza wciąż mocno ciąży na naszej współczesności. W Sejmie rozgorzał spór o uchwałę w sprawie śmierci Grzegorza Przemyka. Sprzeciw SLD po raz kolejny udowodnił, że partia ta nie jest zdolna do jednoznacznej oceny nawet tak odrażającego wydarzenia, jakim było zakatowanie w 1983 r. przez milicjantów młodego chłopaka, a następnie urządzenie pseudoprocesu załodze karetki pogotowia, którą oskarżono o tę zbrodnię.

W cieniu awantury o uchwałę w sprawie Przemyka doszło też do próby podważenia za jednym zamachem zarówno życiorysu rotmistrza Witolda Pileckiego, jak i działalności IPN.

Mniej czy więcej

W ostatnim numerze „Polityki" prof. Andrzej Romanowski zaatakował IPN za opublikowanie przed pięciu laty albumu poświęconego rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu, a dokładnie za zamieszczenie w nim reprodukcji zeznań, jakie złożył on na UB po aresztowaniu w maju 1947 r. „Doprawdy, nie było potrzeby wywlekania na światło dzienne złożonych na UB zeznań Pileckiego" – stwierdził Romanowski i ocenił: „Nie jesteśmy przez nie bogatsi o dodatkową wiedzę, przeciwnie, wiemy jeszcze mniej, pod pewnym względem mniej niż w PRL".

Trudno powiedzieć, pod jakim względem wiemy dzięki tym dokumentom mniej (moim zdaniem jest odwrotnie), ale zdumiewające jest coś innego: oto profesor mieniący się historykiem otwarcie wyraża pogląd, że istnieją dokumenty dotyczące postaci istotnej dla naszej historii najnowszej, których nie powinno się ujawniać. W dodatku profesor ten jest od lat redaktorem naczelnym „Polskiego Słownika Biograficznego".

Prof. Romanowski zestawił dokumenty świadczące o tym, że Pilecki obciążył w śledztwie dwóch swoich współpracowników, z wstępem do albumu, autorstwa Jacka Pawłowicza, w którym nakreślił on bohaterską sylwetkę rotmistrza. Problem w tym, że teza o zasadniczej sprzeczności między wstępem a zreprodukowanymi dokumentami istnieje przede wszystkim w głowie prof. Romanowskiego.

„Oświęcim to igraszka"

Pawłowicz zrobił tylko jeden błąd: przecenił inteligencję i wiedzę niektórych czytelników wstępu. Uznał, że dla zrozumienia sytuacji, w jakiej po aresztowaniu znalazł się Pilecki, wystarczy przytoczenie jednego jego zdania wypowiedzianego podczas widzenia z żoną: „Oświęcim to była igraszka". Powinien był zaś napisać, że siatka konspiracyjna rotmistrza została wcześniej przez bezpiekę rozpracowana i gdyby nawet Pilecki milczał jak grób mimo zrywania mu paznokci, miażdżenia jąder i grożenia rodzinie, to i tak nie zapobiegłby ich aresztowaniu.

Prof. Romanowski powątpiewa, czy i ewentualnie kiedy dokładnie te środki zostały wobec Pileckiego zastosowane, bo tego rzeczywiście nie pisano w protokołach przesłuchań. Nie zainteresował go jednak fakt, że funkcjonariuszem UB przesłuchującym rotmistrza w pierwszym dniu po aresztowaniu był słynący z okrucieństwa Eugeniusz Chimczak.

Mogło być jednak i tak, że zanim to Chimczak zajął się rotmistrzem, „prywatną" rozmowę odbył z nim dyrektor departamentu śledczego MBP Jacek Różański. A w jej trakcie posłużył się metodą, jaką zastosował wobec Emilii Malessy, której dał „oficerskie" słowo honoru, że nikt z ujawnionych przez nią członków Zrzeszenia WiN nie zostanie aresztowany. Za tę wiarę Malessa zapłaciła samobójczą śmiercią.

Byłby to wszakże jedynie dowód naiwnej szlachetności rotmistrza, zatem prof. Romanowski apelujący stale o rozważanie różnych możliwości, tej akurat nie dopuszcza. Psułaby mu bowiem tezę, którą wieńczy swój artykuł. Tym bardziej psułaby ją hipoteza, że rotmistrz, zorientowawszy się w skali rozpracowania swojej grupy, podjął próbę gry z bezpieką, której celem było uratowanie tych jej członków, o których ubecy nie wiedzieli. Poszlaki wskazujące na taką możliwość można odnaleźć w dokumentach bezpieki. One jednak prof. Romanowskiego nie interesują.

Problem polega na tym, że prof. Romanowski, miotając ciężkie oskarżenia pod adresem „historyków IPN", nie zadał sobie trudu obejrzenia  dokumentacji dotyczącej śledztwa bezpieki wobec grupy Pileckiego. W ogóle nie prowadził żadnych badań naukowych nad dziejami opozycji i oporu społecznego w drugiej połowie lat 40. Do formułowania ciężkiego zarzutu o „manipulowaniu przeszłością" pod adresem instytucji, w której pracuje ponad dwustu badaczy, wystarczyła mu reprodukcja dokumentów na kilku stronach albumu i bogata wyobraźnia literaturoznawcy. Jeśli to właśnie nie jest manipulacja, to co nią jest?

Redakcja „Polityki" reklamuje artykuł prof. Romanowskiego zdaniem: „IPN podważa legendę rotmistrza Pileckiego". Ale to nie Instytut podważa legendę Pileckiego. Czyni to właśnie prof. Romanowski i redakcja tygodnika zamieszczająca jego pokrętne wywody. Pan profesor w publicystycznym zapale nie ograniczył się bowiem do podważenia drogi życiowej Pileckiego, ale postanowił wyjaśnić czytelnikom motywy, dla których rotmistrz złożył wspomniane zeznanie, a później napisał wierszem list do Józefa Różańskiego. Miało nim być zrozumienie przez rotmistrza „racji Polski pojałtańskiej", co uzasadnia... faktem, że Pilecki nie odwołał swoich zeznań przed sądem i napisał wniosek o ułaskawienie do Bieruta.

Wprawdzie w trakcie procesu Pilecki stwierdził: „Protokoły podpisywałem, przeważnie nie czytając ich, bo byłem wówczas bardzo zmęczony", ale prof. Romanowski uważa, że uznanie ich za aluzję do tortur jest tylko jedną z możliwości, bowiem „można je też traktować dosłownie: jeżeli przesłuchania trwały szereg godzin (a trudno przypuścić, by było inaczej), musiały istotnie być męczące". Historyk znający kontekst działalności UB  może jednak uznać którąś z tych możliwości za bardziej prawdopodobną. I nie jest nią ta, którą sugeruje kierownik Katedry Kultury Literackiej Pogranicza UJ prof. Romanowski.

„Notabene dzisiejszy historyk – rzetelny historyk – tę rację Polski pojałtańskiej powinien również rozumieć, wziąć ją pod uwagę" – poucza prof. Romanowski. Nie precyzuje jednak, na czym owa „racja Polski pojałtańskiej" polega.

Domyślam się, że na powtarzanym od lat przez rozmaitych obrońców PRL zdaniu: innej Polski niż ta rządzona przez komunistów nie było i być wskutek decyzji z Jałty nie mogło, zatem wszyscy ci, którzy się temu przeciwstawiali, tkwili w błędzie.  Pytanie jednak, dlaczego Witold Pilecki, który zdaniem Romanowskiego „zdecydował się na lojalność wobec państwa", został skazany na karę śmierci (wedle sądu „za działanie na szkodę Państwa Polskiego jako płatny rezydent obcego wywiadu"), a Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski? Wszak dołączenie takiej postaci jak Pilecki, z jego oświęcimską legendą, do grona „budowniczych Polski ludowej" byłoby dla władz znacznie korzystniejsze niż osób pokroju Bolesława Piaseckiego? Dlaczego Bierut pozwolił na zamordowanie Pileckiego, a ocalił jego współpracowniczkę Marię Szelągowską, która rzekomo – jak kategorycznie twierdzi prof. Romanowski na podstawie jednego dokumentu – została aresztowana wskutek jego zeznań? Może wypadało zajrzeć również do jej akt, zanim zacznie się miotać oskarżenia i pouczać innych o regułach historycznego warsztatu? Może należałoby się też zastanowić, dlaczego ani Szelągowska, ani inny współpracownik rotmistrza Tadeusz Płużański, którym udało się przeżyć pobyt w celi śmierci, nigdy później nie oskarżyli Pileckiego o zdradę?

Jałowe ataki

Nie oczekuję od prof. Romanowskiego odpowiedzi na te pytania, bowiem swoim artykułem po raz kolejny wykazał, że kieruje się logiką, której celem nie jest dążenie do prawdy, ale szukanie pretekstu do uderzenia w znienawidzoną instytucję. Jego trwające już od lat rytualne ataki na IPN, w których nie sposób odnaleźć nie tylko śladu zrozumienia dla racji strony przeciwnej, ale nawet krzty dobrej woli, stają się coraz bardziej jałowe.

Szkoda tylko, że tym razem, tocząc osobistą wojnę z IPN, pan profesor postanowił przy okazji uderzyć w  jednego z największych bohaterów XX-wiecznej historii Polski.

Autor jest historykiem i politologiem, profesorem nauk humanistycznych i wykładowcą Uniwersytetu Jagiellońskiego

Wydarzenia minionego tygodnia pokazały, że historia najnowsza wciąż mocno ciąży na naszej współczesności. W Sejmie rozgorzał spór o uchwałę w sprawie śmierci Grzegorza Przemyka. Sprzeciw SLD po raz kolejny udowodnił, że partia ta nie jest zdolna do jednoznacznej oceny nawet tak odrażającego wydarzenia, jakim było zakatowanie w 1983 r. przez milicjantów młodego chłopaka, a następnie urządzenie pseudoprocesu załodze karetki pogotowia, którą oskarżono o tę zbrodnię.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?