Nie tak dawno temu na łamach „Rzeczpospolitej” Paweł Kowal nawoływał do gruntownej przebudowy polskiej polityki wschodniej. Przedstawił kilka propozycji działania, sugerując niemoc rządu (a także opozycji!) w stosunkach z sąsiadami zza Buga. Zadziwiające, ale z większością postulatów się zgadzam. Przede wszystkim dlatego, że od kilku lat MSZ konsekwentnie tę wizję realizuje. I to o wiele ambitniej, niż chciałby europoseł.
Adwokat Wschodu
Zacznijmy wszelako od przypomnienia najważniejszego: Polska pozostaje adwokatem państw Partnerstwa Wschodniego na ich drodze ku Europie. Jak powiedział minister Radosław Sikorski w tegorocznym sejmowym exposé, to na tym właśnie polega dziś praktyczne zastosowanie idei jagiellońskiej. Nie zważamy na trudne warunki międzynarodowe: na próbę budowy przez Rosję konkurencyjnego wobec Unii Europejskiej euroazjatyckiego bieguna integracji. Na zmniejszoną przez kryzys gotowość naszych unijnych partnerów do ponoszenia kosztów współpracy ze Wschodem. Na wydarzenia w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie, które ze zrozumiałych względów odciągają uwagę Europy od państw Partnerstwa Wschodniego.
Robimy to, na co pozwalają nam okoliczności i możliwości. Nie wszędzie obserwujemy sukcesy, ale tam, gdzie one są, nasz udział w nich jest zawsze niebagatelny. Dla przykładu: czy gdyby nie dyplomatyczne wsparcie Polski, ktokolwiek w Unii mówiłby jeszcze o podpisaniu w tym roku umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą? Pytanie iście retoryczne.
Na czoło „programu naprawczego” Pawła Kowala wysuwa się odbudowa więzi ze społeczeństwami na Wschodzie. Słusznie, budowanie mostów to także nasz priorytet. Przyciąganie studentów z Europy Wschodniej oraz wymiana młodzieży są esencją polskiej aktywności w ramach Partnerstwa Wschodniego. Aktywności, która przynosi wymierne efekty.
Tylko w obecnym roku akademickim w Polsce studiuje 13 tysięcy słuchaczy ze Wschodu. Z tego blisko 9 tysięcy, a zatem o połowę więcej, niż podaje pan Kowal, to Ukraińcy – najchętniej i najliczniej uczący się w naszym kraju studenci zagraniczni. Razem z Białorusinami, którzy zajmują pod tym względem drugą lokatę, stanowią aż 50 proc. wszystkich obcokrajowców studiujących nad Wisłą. Wielu z nich jest stypendystami RP albo jest zwolnionych z opłat za studia w Polsce.