Nie inaczej mają się sprawy z zagładą Polaków na Wołyniu i w Galicji w latach wojny. Zbrodnię można rozegrać dobrze albo źle. Swoimi tragediami grają też Izraelczycy, Palestyńczycy, Niemcy, a nawet Amerykanie i nie czują z tego powodu szczególnego wstydu.
1
W Sejmie leży kilka projektów uchwał czczących pamięć pomordowanych, 11 lipca przypada bowiem 70. rocznica równoczesnego ataku oddziałów UPA na sto polskich wsi na Wołyniu. Po wielu latach badań wszystkie główne siły polityczne w Polsce oraz publicyści zgadzają się w ocenie tych wypadków, w czym zasługa zarówno emocjonalnie podchodzącej do tematu Ewy Siemaszko, a wcześniej jej ojca, jak i badającego sprawę na chłodno znakomitego historyka Grzegorza Motyki i jemu podobnych.
Co do faktów bowiem jest oczywiste, iż Ukraińska Powstańcza Armia i wspierające ją ruchawki w ramach czystki etnicznej na rozkaz, metodycznie wymordowały dziesiątki tysięcy naszych rodaków na Wołyniu i w Galicji tylko dlatego, że byli Polakami.
Nie ma znaczących różnic w interpretacji, są natomiast w tym, jak całą sprawę rozegrać, jak nazwać te wydarzenia – ludobójstwem, zbrodnią o cechach ludobójstwa czy po prostu masakrą, oraz w tym, kto powinien poczuwać się do odpowiedzialności i ewentualnie przeprosić. A to już nie jest ocena faktów, ale polityka zagraniczna, a ściślej geopolityka.