Prognoza na 11 listopada

– Górnicy, Brazylijki, Ramona i redaktor Jethon w jednym miejscu i czasie... Czego chcieć więcej? - publicysta ironizuje na temat zmiany terminu warszawskiego szczytu klimatycznego

Publikacja: 04.08.2013 21:00

Wojciech Stanisławski

Wojciech Stanisławski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Ryszard Waniek

Przesunięcie terminu rozpoczęcia jesiennego szczytu klimatycznego ONZ w Warszawie z zapowiadanego od blisko roku „przełomu listopada i grudnia" na 11 listopada to decyzja dalekosiężna i światła. W jakim błędzie są ci, którzy sięgają po krzywdzące zdania w rodzaju „Gdybym nie wiedział, że głupota, to bym pomyślał, że prowokacja" lub, co gorsza, jego lustrzane odbicie!

Oczywiście, że nikomu z władz nie w głowie narzucenie manifestantom dodatkowych obostrzeń i kordonów policyjnych. Przypuszczenie, że komuś mogłoby chodzić o ułatwienie starć między krzykliwymi entuzjastami bękarta Traktatu Wersalskiego a zastępami działaczy światowej lewicy, którzy ściągną na szczyt w obronie fok i wielorybów, ba, że ktoś marzyć może o zdjęciach ofiar polskiego neofaszyzmu, które można by ze zgrozą okazywać na konferencjach prasowych jest niesłuszne, a nawet głęboko niesłuszne.

Owszem, wybór 11 listopada był w pełni świadomy i leżał, jak wynika z dokumentów, w gestii strony polskiej. Ale jak szlachetne intencje mu przyświecały!

W pierwszej kolejności idzie oczywiście o trening i edukację. To nie tylko naprawdę fajne ćwiczenia dla policji, które pozwolą chłopakom nie zgnuśnieć w koszarach. Owszem, obstawienie tras przejazdu kilkudziesięciu delegacji międzynarodowych wysokiego szczebla plus trzech demonstracji afirmatywnych i dwóch – kontestatorskich, wszystko to w ziąbie i wilgoci krótkiego dnia, przy remontach estakad, mostów i torowisk - ho, ho, ho, to się służby napocą! Weźmy jednak pod uwagę również dziesiątki, setki spontanicznych spotkań, do których dochodzić będzie w całym mieście: obrońcy Matki Ziemi, zagończycy fechtujący się z freonem i spontaniczni przeciwnicy eksploatacji łupków zmuszeni będą poczytać o tym dziwnym jegomościu z krzaczastymi brwiami i niedzisiejszym wąsem, którego wizerunki widać wokół, zaś zaściankowi patrioci i religiancki motłoch przysiądą wreszcie fałdów nad podręcznikami ornitologii, cyklem rozwojowym foki uchatki i przekrojem poprzecznym, nomen omen, brudnicy mniszki. Obie strony z pewnością wyjdą z tych spotkań ubogacone.

Ale to zaledwie efekt uboczny, choć cenny. Prawdziwym dokonaniem ekipy Donalda Tuska i jej sympatyków będzie odnowienie na niespotykaną skalę opery buffa, gatunku tak świetnego, który dał światu „Cosi fan tutte" i „Cyrulika sewilskiego", a od połowy XIX wieku zaczął, po niepowodzeniu spektaklu „Crispino e la comare" Luigiego Ricci, chylić się ku upadkowi. Proszę, spróbujmy wspólnie wyobrazić sobie to niezapomniane popołudnie:

Ruch w Alejach Jerozolimskich zablokowany jest przez sznur zepsutych tramwajów. To prezydent miasta postanowiła umilić warszawiakom dzień inicjatywą „Przystanek Niepodległość", puszczając na tory zamiast regularnych linii zabytkowe pojazdy z motorniczymi w historycznych strojach z osiemnastego roku: niestety, ktoś nie zadbał o przesmarowanie osi. „Kto nie skacze, ten za Tuskiem, hop, hop, hop!" – słychać od strony Nowego Światu: grupa dziarskich patriotów otoczyła mercedesa z prezydentem Portugalii, którego sekretarz z zakłopotanym uśmiechem usiłuje wytłumaczyć nieporozumienie. „Niech skacze, żabojad jeden!" – nie dają za wygraną chłopcy, którzy w życiu nie spróbowali sardynki.

Oddział prewencji nie jest w stanie dotrzeć do uwięzionego notabla: wspólnie z agentami MI-6 rozbraja właśnie barykadę, którą postawiła na Foksal krewka grupa rekonstrukcyjna Orląt Lwowskich. „I dobrze, że oberwał tym jajkiem!" – wybucha nie całkiem à propos obserwujący tę scenę z okna siwowąsy patriota. Profesor Tomasz Nałęcz usiłuje z dołu coś tłumaczyć, daremnie, bo „Ballada o Jurku Bitschanie..." demonstrantów oraz „Avanti popolo", śpiewane przez figlarzy z „Krytyki Politycznej" huczą coraz głośniej między ścianami kamienic.

O kilka kroków dalej Maria Peszek w kręgu swych fanów ofiarowuje światu co się zowie performance: nucąc swą niezapomnianą pieśń „Nie oddałabym ci, Polsko, ani jednej kropli krwi" zdecydowanymi ruchami skubie dobrze utuczoną, białą gęś, motyw znany z celnych karykatur „Izwiestii" z lat 20. Niestety, w kłębach pierza, symbolizującego fiasko polityki neoliberalnej, nie dostrzega szykującej się do kontrataku grupy obrończyń praw zwierząt z Lancashire, nieświadomych głębi dyskursu ironicznego, toczącego się w Polsce. Tymczasem grupa alterglobalistek z Brazylii i Karaibów w przemoczonych T-shirtach zauważa górników z „Solidarności", szykujących się do podpalenia pierwszych opon pod KPRM i wstrząśnięta – niewiele jest większych zagrożeń dla środowiska niż płonące opony! – zaczyna, bezradna, miotać zaklęcia santerii. Przechodzący chodnikiem ksiądz robi, co doń należy w obliczu czarnej magii: czyni znak krzyża. Szydzą zeń zjadliwie bywalcy „Szpilki", nieruszający się spod stolików w obawie, że kapuśniaczek zmyje im makijaż, w pewnym momencie jednak zamierają, porażeni niemożliwą do udźwignięcia sprzecznością: przecież ta niewysoka postać to ksiądz Lemański...

Sztuczna palma na rondzie de Gaulle'a przechyliła się w jedną stronę pod ciężarem manifestantów ścigających się, który wyżej powiesi flagę. „Jaskrawy dowód polskiego antysemityzmu" – notuje gorączkowo dziennikarka „Guardiana", fotografując jednocześnie całą scenę komórką – oszczędności, oszczędności! – i oganiając się od dwojga Rumuniątek, ciągnących za nią od Hotelu Grand. Dusząca, różowa mgła ze świec dymnych, odpalonych przez kibiców Legii, spowija rondo de Gaulle'a coraz gęściej. Pod nogami przechodniów miota się i poszczekuje mokra, biała bononka: to rozpaczliwie poszukująca swoich państwa Ramona Sipowicz. I nagle w całą tę grupę wjeżdża redaktor Magda Jethon, która na rowerowym trójkołowcu wiezie ogromne popiersie Józefa Piłsudskiego z rozmiękającego w deszczu ciasta biszkoptowego...

- współpraca Andrzej Konikiewicz

Przesunięcie terminu rozpoczęcia jesiennego szczytu klimatycznego ONZ w Warszawie z zapowiadanego od blisko roku „przełomu listopada i grudnia" na 11 listopada to decyzja dalekosiężna i światła. W jakim błędzie są ci, którzy sięgają po krzywdzące zdania w rodzaju „Gdybym nie wiedział, że głupota, to bym pomyślał, że prowokacja" lub, co gorsza, jego lustrzane odbicie!

Oczywiście, że nikomu z władz nie w głowie narzucenie manifestantom dodatkowych obostrzeń i kordonów policyjnych. Przypuszczenie, że komuś mogłoby chodzić o ułatwienie starć między krzykliwymi entuzjastami bękarta Traktatu Wersalskiego a zastępami działaczy światowej lewicy, którzy ściągną na szczyt w obronie fok i wielorybów, ba, że ktoś marzyć może o zdjęciach ofiar polskiego neofaszyzmu, które można by ze zgrozą okazywać na konferencjach prasowych jest niesłuszne, a nawet głęboko niesłuszne.

Pozostało 84% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?