Najpierw, kilka tygodni temu, w telewizyjnym programie „Ja panu nie przerywałem” w Superstacji zaatakował „Rzeczpospolitą” za jej akcję w obronie przedsiębiorców. „Radziłbym panu Chrabocie napisać czarną listę polskiego kapitalizmu” – grzmiał w odpowiedzi na komentarz redaktora naczelnego, który deklarował chęć pomocy przedsiębiorcom w walce z absurdami biurokracji. „Przedsiębiorcy to najbardziej roszczeniowa, bezczelna i łamiąca prawo grupa w Polsce” – dodawał z emfazą. Dziwny to sposób oceny ludzi, którzy tworzą nasz dobrobyt.

Następnie, w czwartek, wysłał do mnie list – w odpowiedzi na tekst „Związkowcy kontra PKB”, w którym wskazywaliśmy na gigantyczne koszty społeczne i finansowe ewentualnego spełnienia postulatów protestujących w Warszawie związkowców. Doradca OPZZ przekonuje między innymi, że „wyższe renty, emerytury czy świadczenia społeczne to nie tylko większe wydatki państwa, ale też wyższy poziom konsumpcji (...), nowe miejsca pracy i wyższe wpływy do budżetu”.

Pójdźmy tym tropem. Skoro większe wydatki na emerytury oznaczają „więcej miejsc pracy i wyższe wpływy do budżetu”, to wyślijmy na nie wszystkich Polaków. Płaćmy też trzy razy więcej urzędnikom. Ten sposób rozumowania przeczy zdrowemu rozsądkowi – nie było i nie będzie kraju, w którym dobrobyt bierze się ze świadczeń, a nie z pracy.

Ciekawe też, czym jest postulowana w liście tzw. płaca godziwa. Pensja jest po prostu rynkowa – pracodawca płaci tyle, ile chce i musi, pracownik zarabia tyle, ile uda mu się wywalczyć i ile wart jest dla firmy. Najlepszą formą pomocy pracownikom jest obniżanie kosztów pracy i dobre warunki dla firm, by mogły się rozwijać. Przypomnijmy sobie rynek pracownika z 2007 i 2008 roku. Nie trzeba było wtedy genialnych recept OPZZ, bo bezrobocie było jednocyfrowe, a płace rosły w tempie 10–12 proc.

Na koniec rada dla OPZZ. Niech panowie związkowcy stworzą firmy, podejmą trud ich prowadzenia, zaryzykują swoje oszczędności, działają na konkurencyjnym rynku, nie śpią po nocach ze strachu o przyszłość swoich firm, a następnie... zapłacą wszystkim pracownikom po 10 tys. złotych oraz oddadzą do fiskusa i ZUS to, co im zostanie. Wtedy spełni się ich socjalistyczny sen. Ciekawe tylko jak długo przeżyje ich przedsięwzięcie.