Trzydzieści lat temu przewodniczący zdelegalizowanej rok wcześniej przez komunistów NSZZ „Solidarność" Lech Wałęsa otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla. Oczywiście fakt ten, podobnie jak reakcje na niego, był pilnie śledzony przez władze PRL, a zwłaszcza Służbę Bezpieczeństwa.
W kraju zajmowały się tym różne jednostki SB, za granicą zaś Departament I MSW, czyli wywiad – często błędnie uważany za oddzielną strukturę, podczas gdy w rzeczywistości był ważnym fragmentem esbeckiego imperium.
Informacje na temat uhonorowania Wałęsy specsłużby PRL uzyskały pięć dni przed formalnym podjęciem tej decyzji
Wywiad alarmuje
O możliwości przyznania Wałęsie Pokojowej Nagrody Nobla szpiedzy z Rakowieckiej informowali już w 1982 r. W jednej z notatek dyrektor Departamentu I MSW pisał o kampanii na rzecz jego kandydatury zainicjowanej przez „środowiska wrogiej emigracji politycznej", zyskującej poparcie „niektórych prawicowych kół na Zachodzie i organizacji prezentujących zdecydowanie antypolskie stanowisko".
Informacje, a właściwie przecieki na temat przyznania Pokojowej Nagrody Nobla Lechowi Wałęsie, wywiad uzyskał najprawdopodobniej na pięć dni przed formalnym podjęciem tej decyzji przez Norweski Komitet Noblowski, czyli 22 września 1983 r. Tego dnia w godzinach popołudniowych informował o tym kierownictwo państwa minister spraw wewnętrznych. Jak zanotował w swoich dziennikach ówczesny wicepremier Mieczysław Rakowski, Czesław Kiszczak powiadomił go tego dnia telefonicznie, że „istnieje realne niebezpieczeństwo, że Wałęsa otrzyma w tym roku Nagrodę Nobla".