Nad i tak kulejącym programem drogowym zawisło kolejne niebezpieczeństwo. Pokusa budowy „po taniości". Precedensy już są. Niedawno rząd z hukiem ogłosił listę obwodnic, które zamierza wybudować w najbliższych latach. Okazało się jednak, że w niektórych przypadkach (Jarocin, Ostrów Wielkopolski) wykonawca będzie miał możliwość „optymalizacji" projektu. Czyli niektóre odcinki będą jednojezdniowe zamiast dwujezdniowych, nie powstaną niektóre węzły, nie zostanie też zachowana rezerwa pod dobudowanie w przeszłości trzecich pasów ruchu.
To jasne, że lepiej by powstały nawet „zoptymalizowane", czyli po prostu tańsze obwodnice, niż żeby nie było ich w ogóle. Kwestia optymalizacji wpisuje się jednak w szerszą dyskusję w branży drogowej, gdzie karierę zrobiło jeszcze jedno określenie – „Bizancjum". Bynajmniej nie dotyczy ono kwestii stylu funkcjonowania Ministerstwa Transportu czy dyrekcji dróg. Chodzi o to, co w Polsce się buduje.
Kilometry ekranów
Krytycy „Bizancjum" twierdzą, że autostrady i drogi ekspresowe powstają z przesadnym rozmachem, u nas w przeciwieństwie do innych części Europy zużywa się tony farby do malowania betonu na wiaduktach, z reguły zachowuje się rezerwę pod wspomniany trzeci pas jezdni, no i stawia się dziesiątki kilometrów wysokich ekranów dźwiękochłonnych. – To przesada – twierdzą przeciwnicy Bizancjum i wskazują, że przez to wszystko rosną koszty budowy dróg. Problem w tym, że niesłychanie trudno wyliczyć, o ile. Łatwiej porównywać koszty budowy dróg w całości. A te jakoś – mimo owego drogowego Bizancjum – trzymają się mniej więcej europejskiej średniej.
Zwolennikom cięcia rozmachu trzeba przyznać rację w jednym punkcie – ekranów. To kompletny absurd, że biedna Polska zafundowała sobie setki kilometrów ścian wyższych, niż wymagają tego i tak już wyśrubowane przepisy unijne. Kolejnym absurdem są hiperdrogie rozwiązania ekologiczne w postaci na przykład monstrualnych przejść dla zwierząt. Tutaj mieliśmy do czynienia z kłębkiem wymagań unijnych i żądań naszych rodzimych ekologów. Gdyby ich nie spełniono – pojawiłoby się ryzyko zablokowania dróg na wiele lat.
Nie ma czego zazdrościć Niemcom
Co do reszty cięć w rzekomym Bizancjum – nie ma zgody. Wystarczy posłużyć się przykładem zza miedzy, czyli niemieckim. Wygląda na to, że podstawowym atutem niemieckich dróg jest ich genialna sieć. Nawet po pełnej realizacji naszego programu drogowego szybkich tras będzie u nas dwa razy mniej niż w RFN. Dysproporcji w długości dróg nie zniwelujemy już pewnie nigdy.