Kolejny przykład manipulacji to stwierdzenie, jakoby Jacek Kuroń „konferował potajemnie" z bezpieką w 1986 roku. Owe konferencje to po prostu przesłuchania, na które Kuronia wzywano bądź doprowadzano do MSW. Pod piórem tropiciela okrągłostołowego spisku przesłuchania opozycjonisty przez policję zamieniają się jednak we wspólne dyskutowanie możliwych scenariuszy. Z zapisu „rozmowy" Kuronia w MSW w sierpniu 1988 roku, o której wspomina Cenckiewicz, jasno wynika, że proponował on po prostu, aby władze rozpoczęły dialog z Wałęsą bez warunków wstępnych. Kolejnym etapem tego dialogu miała być ze strony reżimu obietnica wprowadzenia pluralizmu związkowego na początku 1989 r., a ze strony „Solidarności" zakończenie strajków. Projekt ten nawiązywał do porozumienia sierpniowego, kiedy w zamian za zgodę na tworzenie niezależnych związków zawodowych robotnicy zakończyli strajki w Gdańsku i gdzie indziej. Jeżeli udało się go zrealizować w 1989 roku jedynie z kilkumiesięcznym opóźnieniem, świadczy to nie o jakimś spisku, lecz o dobrej strategii opozycji solidarnościowej. Jest tajemnicą Cenckiewicza, dlaczego uzyskanie przez „S" tego, o co walczyła przez siedem lat, było, wedle niego, sukcesem generała Kiszczaka, a nie Lecha Wałęsy.
Ofiara języka źródeł
Innym odkryciem wytrwałego tropiciela jest teza, iż opozycją, a raczej „pożytecznymi idiotami", dyrygował tajemniczy „warszawski salon", natomiast Wałęsa dał się zamknąć przez „salonik wszechmocnego Kuronia" (ten sam to salon czy jakiś inny? – pyta zdezorientowany czytelnik) w „złotej klatce" Komitetu Obywatelskiego. Zgubiliście się Państwo? Ja też.
Przypomnijmy więc, że Komitet Obywatelski stanowił reprezentację głównego nurtu opozycji i „Solidarności" powołaną przez przewodniczącego „S" z myślą o rozmowach Okrągłego Stołu. Stąd dużą część KO tworzyli intelektualiści i eksperci z różnych dziedzin: prawnicy, ekonomiści, socjolodzy. Ważną pozycją zajmowali w nim działacze wywodzący się ze środowiska KOR i doradcy – dawniej KKP, a teraz KKW. Ale obecni byli także ludzie z innych nurtów opozycji, działacze związkowi i strajkowi z 1988 roku, tacy jak: Wiesław Chrzanowski, Paweł Czartoryski, Mirosław Dzielski, Grażyna Gęsicka, Alicja Grześkowiak, Aleksander Hall, Gabriel Janowski, Stefan Kisielewski, Stefan Kozłowski, Stefan Kurowski, Władysław Liwak, Jan Olszewski, Alojzy Pietrzyk, Edward Radziewicz, Jerzy Regulski, Ryszard Reiff, o. Jacek Salij, Andrzej Siciński, Józef Ślisz, Adam Strzembosz, Maciej Zalewski. W Komitecie czynni też byli bracia Kaczyńscy; Lech jako sekretarz najważniejszej Komisji Pluralizmu Związkowego, na czele której stał Tadeusz Mazowiecki (któremu Cenckiewicz nie od dziś próbuje nadać piętno stalinowca), a Jarosław jako sekretarz Komisji Prawa i Wymiaru Sprawiedliwości. Tak przedstawiała się ekipa „wykreowana", jak chce autor, przez służby generała Kiszczaka.
Sławomir Cenckiewicz próbuje nawet zakwestionować oczywisty fakt, że przy Okrągłym Stole zasiadły dwie strony (wbrew zaprojektowanej przez komunistów nazwie mającej ukryć ten właśnie fakt). Widać nie zadał sobie trudu, by choćby pobieżnie przejrzeć zapisy rozmów, które dokumentują ostre, wielogodzinne spory, z jakich składały się w głównej mierze negocjacje. Przez dwa miesiące w Pałacu Namiestnikowskim i w Magdalence trwały twarde polityczne targi o jak największy zakres demokratyzacji państwa, o co zabiegała strona społeczna, wbrew oporowi strony rządowej. Cenckiewicz to pomija, gdyż nie pasuje mu to do teorii spisku. A może nie znalazł tego w notatkach MSW, które stanowią jego podstawowe, jeśli nie wręcz jedyne, źródło? Jego tekst jest przykładem, jak badacz pada ofiarą nie tylko języka źródeł, ale także prezentowanego w nich sposobu myślenia. W istocie bowiem jego interpretacja idzie w ślad za analizami oficerów SB, którymi się tak chętnie posiłkuje. To funkcjonariusze tajnej policji PRL najchętniej przedstawiali opozycję jako grono „pożytecznych idiotów", dyrygowanych przez politycznych macherów typu Kuronia i Michnika, którzy trzymali w swych rękach wszystkie nici spisku. Można się zastanawiać, co Cenckiewiczowi każe ignorować bardzo obfitą i całkowicie dostępną dokumentację negocjacji Okrągłego Stołu, w tym zapisy rozmów prowadzone przez ks. Alojzego Orszulika i relacje uczestników, oraz obszerną literaturę naukową na ten temat – niedbałość, braki warsztatowe czy powzięte a priori polityczne założenie? Jedno jest pewne – z poważnym uprawianiem zawodu historyka nie ma to nic wspólnego.
Nie warto ciągnąć tej listy fałszów, przemilczeń i zwykłych głupstw, które zawiera opublikowany w „Plus Minus" artykuł (parafrazując przewodniczącego „S", mamy tu do czynienia wyłącznie z plusami ujemnymi). Zauważmy tylko, że autor całkowicie pominął jeszcze jeden fakt – kluczowy udział Kościoła na wszystkich etapach negocjacji „Solidarności" z komunistami. Ks. Alojzy Orszulik, ks. Tadeusz Gocłowski, ks. Bronisław Dembowski, a także arcybiskup Bronisław Dąbrowski patronowali i towarzyszyli temu procesowi od początku do końca. Swoim autorytetem uwiarygadniali prowadzone rozmowy oraz ich efekt, jakim było porozumienie. W rzecz całą wprowadzony był również papież Jan Paweł II, który ów dialog, nazwany przez Sławomira Cenckiewicza spiskiem, całkowicie aprobował.
Prawda, nie mit
Pisanie historii z policyjnej perspektywy ma swoje konsekwencje. Najpoważniejszą z nich jest niezauważenie tego, co się wydarzyło w Polsce w 1989 roku. To tak, jakby dostrzegać pojedyncze drzewa, ale nie widzieć lasu. Skupiając się na didaskaliach, takich jak do kogo należał obiekt specjalny nr 135, autor „Teorii spiskowej..." ignoruje rzecz najważniejszą – jaki był główny efekt rozmów w Magdalence. Pokojowa zmiana systemu to nie mit, tylko prawda. Polska droga od komunizmu prowadziła przez opór i strajki, ale też poprzez negocjacje i kompromisy. Dekadę „Solidarności" można przedstawić jako prowadzącą od porozumienia do porozumienia, od sierpnia 1980 do kwietnia 1989, przy czym umowa Okrągłego Stołu przynosiła znacznie większą porcję wolności niż umowa sierpniowa. Kompromis z rządzącymi nie był jakimś ewenementem, tylko elementem strategii politycznej ruchu od początku do końca. Ta wynegocjowana, rozłożona na raty polska rewolucja zakończyła się odzyskaniem demokracji i niepodległości. Od Sławomira Cenckiewicza czytelnik tego się jednak nie dowie.