Kto oprócz specjalistów pamięta, o co szło w „wojnie o ucho Jenkinsa"? Historycy i krzyżówkowicze mogą kojarzyć ten termin, ale szczegóły toczącego się przez dziewięć lat na wodach Karaibów konfliktu między Wielką Brytanią a Hiszpanią znaleźć można tylko w podręcznikach historii XVIII wieku, a oblężenie Porto Bello pamiętają jedynie archiwiści Royal Navy. Szturmy i sztormy, dziesiątkująca załogi okrętów żółta febra – a wszystko zaczęło się od ucha, które brytyjski kaper, sir Robert Jenkins, utracił podczas rewizji statku przez Hiszpanów w roku 1731 i, zakonserwowawszy je przezornie w kamionkowym słoju, zaprezentował oburzonej Izbie Gmin podczas posiedzenia w osiem lat później.
Oczywiście, nie o małżowinę szło w tym sporze, lecz o rywalizację kolonialnych potęg w Nowym Świecie, – i właśnie ta dysproporcja między formalnym casus belli (posłowie Korony, wstrząśnięci losem kpt. Jenkinsa, zażądali podjęcia kroków odwetowych obec hiszpańskiej floty) a jej rzeczywistymi przyczynami natchnęła w wiek później Thomasa Carlyle'a do ukucia błyskotliwego określenia dawnego konfliktu.
Podobna refleksja pojawia się w tydzień po spłonięciu w następstwie chuligańskiego wybryku instalacji na placu Zbawiciela w Warszawie. Można mieć nadzieję, że repertuar nader emocjonalnych, a przez to często groteskowych reakcji powoli się wyczerpuje. Mieliśmy przez ten tydzień potępienia, lamenty, buńczuczne deklaracje „Wszystkich nas nie spalicie" będące jedną z najśmielszych – by poprzestać na tym określeniu – prób nawiązania do Zagłady, jaką można sobie wyobrazić. Były happeningi w hippisowskim stylu i dyplomaci, chylący głowy przed osmoloną konstrukcją niczym ongiś delegacje partyjno-państwowe przed mauzoleum Lenina. Była „kontr-tęcza" z baloników postawiona przed jednym z biur poselskich oraz list „zatroskanej chuligaństwem ośmioletniej Zuzy", skierowany do pani prezydent Warszawy i ochoczo przez tę ostatnią nagłośniony.
Teraz czas zastanowić się, czy spór o tęczę jest jednym z wielu wydarzeń z pogranicza kultury, idei i skandalu, przez tydzień nadających ton felietonom, a po miesiącu zapomnianych – czy też temperatura emocjonalna i głębia wzajemnego niezrozumienia ukazują nam, że mamy do czynienia z rzeczywistym i głębokim konfliktem społecznym?
W najgłośniejszym dziś sporze PO i PiS są, jeśli nie całkiem nieobecne, to w każdym razie stoją skromnie w drugim szeregu